Podjęcie współpracy z „Więzią” było decyzją odważną obu stron – redaktora naczelnego Tadeusza Mazowieckiego i autora – Wiktora Woroszylskiego.
„Więź” była miesięcznikiem katolickim, ale reprezentowała katolicyzm otwarty, podejmujący dialog z ludźmi niewierzącymi, szukała wspólnych wartości humanistycznych. W latach sześćdziesiątych na jej łamach drukowano pojedyncze artykuły czy wypowiedzi osób odległych od Kościoła, reprezentujących jednak świecki humanizm. Po 1968 roku te kontakty zostały zintensyfikowane.
Nie wiadomo, kiedy Mazowiecki poznał Woroszylskiego, ale nie była to znajomość głęboka. Zaproszenie na łamy pisma do stałej współpracy, zamieszczania kilkustronicowego felietonu w każdym numerze, było gestem odwagi i otwartości. Odwagi, gdyż nie wszystkim mogło się to podobać, pamiętano zaangażowanie pisarza przed 1956 rokiem i długoletnią przynależność do PZPR. Czas był jednak taki, że w przekonaniu bardzo wielu ludzi, zwłaszcza młodzieży, Marzec zmywał dawne winy, liczyła się postawa zajęta w zmaganiach o wolność w latach sześćdziesiątych, i to ona stanowiła podstawę oceny ludzi, sojuszników i przeciwników.
Wchodząc do katolickiego środowiska, Woroszylski zachowywał autonomię
Woroszylski także podjął odważną decyzję, gdyż jego własne środowisko było laickie, unikało kontaktów z Kościołem, wielu widziało w nim oparcie dla postaw reakcyjnych. Jako pierwszy przełamywał negatywny stosunek do religii Leszek Kołakowski, ale w owym czasie nie posunął się w tym przełamaniu za daleko. Wchodząc do katolickiego środowiska, Woroszylski zachowywał autonomię, nie pisał o religii czy o Kościele, nie uczestniczył w codziennych pracach redakcji, był nieco oddalony, niemniej obecny w każdym numerze pisma. Ta część Kościoła, z którą podejmował współpracę, nie miała reakcyjnych przesądów, przeciwnie, była otwarta na każdą autentyczną kulturę, zorientowana na myśl soborową, akcentującą wolność człowieka i wolność kultury. Dialog i współdziałanie nie wymagały więc ustępstw, nie budziły konfliktu sumienia.
Współpracując z „Więzią”, Woroszylski miał ten komfort, że redakcja nie ulegała żadnym naciskom czy konszachtom z cenzurą, nie była odbiorcą tajnych instrukcji itd. Tekst szedł do cenzury, jak wszystkie inne, i tam następowały cięcia (lub nie). W archiwum znajduje się na przykład artykuł Woroszylskiego „Gdybym zabrał głos” (nr 4 z 1972), w którym pisał, co by powiedział na Zjeździe ZLP, gdyby był delegatem. Cenzura zmasakrowała tekst, ścinając między innymi fragment wiersza Bułata Okudżawy. W felietonie do grudniowego numeru z 1973 roku skonfiskowano między innymi fragment wystąpienia Artura Międzyrzeckiego na zebraniu pisarzy 29 lutego 1968 oraz próbę polemiki z artykułem Wiesława Górnickiego. Ostatecznie tekst nie poszedł do druku.
Gorliwość Służby Bezpieczeństwa
Akcja przeciwdziałania odczytom w salach kościelnych rozwijała się, ale z trudnościami. Organizatorami spotkań były ośrodki kościelne, a więc próby niedopuszczenia zapraszanego prelegenta powodowały zadrażnienia z miejscowymi biskupami, co dla władz było niepożądane, względnie prelekcje organizowały Kluby Inteligencji Katolickiej, działające legalnie i często niepoddające się presji.
Niemniej takie utrudnienia miały miejsce i nieraz przybierały postać działań awanturniczych, na przykład 11 stycznia 1984 zatrzymano Tadeusza Mazowieckiego w pociągu do Katowic pod pozorem poszukiwania sprawcy kradzieży płaszcza. Mazowiecki miał w katedrze katowickiej wygłosić odczyt o nauczaniu papieża Jana Pawła II. Został przetrzymany w areszcie do wieczora dnia następnego, a odczyt się nie odbył.
Tymczasem na spotkanie z Woroszylskim we wrocławskim KIK 18 stycznia przyszło około 400 osób, nazajutrz na prowadzone przez o. Ludwika Wiśniewskiego spotkanie w duszpasterstwie dominikanów – 250 osób. Pisarz czytał swoje utwory, odniósł się też do wydarzeń na Węgrzech w 1956 roku. 8 lutego wystąpił w krakowskim KIK. „Czytał dobrą eseistyczną prozę i nowe wiersze. Sala pełna” – zapisał Jan Józef Szczepański. Podobne spotkanie na KUL zaplanowano na 27 lutego, gdzie miał przyjechać z Krakowa po konferencji środowiska „Tygodnika Powszechnego”. Na lubelskiej uczelni rozwieszono plakaty informujące o spotkaniu, z których jeden funkcjonariusz SB osobiście zerwał „w celach dowodowych”.
Zastępca dyrektora Departamentu III MSW zatwierdził wniosek, w którym pisano: „Planujemy podjęcie czynności, aby przerwać bezkarne odbywanie tego rodzaju spotkań i wygłaszanie na nich wrogich ideologicznie treści przez Wiktora Woroszylskiego”.
Planowano zatem zatrzymanie go w czasie wyjazdu do Lublina i osadzenie w areszcie na 48 godzin. Tymczasem także SB w Lublinie przygotowała się gorliwie: „Zabezpieczono aktywne działanie rozpoznawczo-operacyjne poprzez źródła agenturalne Wydz. III i IV WUSW, przez Wydz. «T» (PP i PT na wszystkich kontrolowanych obiektach). Poprzez Wydz. «B» zabezpieczono informacje z terenu ochranianych hoteli”. (PP to podsłuch pokojowy, PT – telefoniczny). Ostatecznie spotkanie zostało odwołane przez organizatora – Koło Nauk Społecznych KUL, Woroszylski do Lublina nie przyjechał. W raporcie SB zastanawiano się, czy być może powodem odwołania była konieczność obecności Woroszylskiego na pogrzebie Lecha Bądkowskiego, który miał się odbyć następnego dnia w Gdańsku. Jak wynika z zapisów w dzienniku, Woroszylski jednak w Lublinie miał spotkanie, wprawdzie dość kameralne, w kościele, na którym czytał swoje wiersze.
Woroszylski do Kiszczaka: trudno się spodziewać, że pisarz będzie cenzurował własną bibliotekę
Tymczasem 16 lutego do mieszkania Woroszylskiego wkroczyła pięcioosobowa ekipa MSW celem przeprowadzenia rewizji. Zakwestionowano i zabrano 113 książek wydanych poza cenzurą lub na emigracji. W wysłanym nazajutrz liście do gen. Kiszczaka Woroszylski pisał, że funkcjonariusze dawali wyraz przeświadczeniu, iż „bardziej lub mniej podobne łupy zdobyliby w 90 procentach warszawskich mieszkań. Myślę, że mieli rację, ponieważ ludzie w Polsce nigdy nie dali się przekonać do poglądu, obcego naszej kulturze i poczuciu prawnemu, że może istnieć jakaś literatura «zakazana», której czytania i posiadania powinni się wystrzegać. Tym bardziej trudno się spodziewać, że pisarz będzie cenzurował własną bibliotekę i usuwał z niej poezje, eseje, powieści, książki z dedykacjami przyjaciół w lęku przed ich «niebłagonadiożnostią»”.
Podczas rewizji fotografowano skonfiskowane książki, ale też pudełko z herbatą Lipton jako znakiem luksusu. (Mogło to sugerować przygotowanie materiału do emisji w telewizji o przestępczym procederze żyjącego w luksusie pisarza). Protest wysłany do ministra pozostał naturalnie bez odpowiedzi. O tym, że nie były to tylko działania nękające, świadczy casus Marka Nowakowskiego, u którego również 16 lutego przeprowadzono rewizję i który następnie został aresztowany.
Woroszylski w reakcji udzielił wywiadu rozgłośni polskiej BBC, charakteryzując sylwetkę literacką Nowakowskiego, ale też mówiąc o represjonowaniu i szykanowaniu innych literatów i restrykcyjnej polityce wydawniczej. Równolegle próbowano blokować wyjazdy Woroszylskiego na spotkania z czytelnikami. Kpt. Kusztelak 5 kwietnia pojechał do Konina „w celu niedopuszczenia do udziału w nielegalnym zgromadzeniu Wiktora Woroszylskiego” i przy pomocy miejscowych esbeków zorganizował jego zatrzymanie na dworcu. Następnie pisarz został przez funkcjonariuszy SB odwieziony do Warszawy, gdzie przeprowadzono z nim rozmowę ostrzegawczą.
W MSW przygotowano plan uniemożliwienia odbycia spotkania w Częstochowie 11 maja. Kiedy 15 maja Woroszylski jechał samochodem do Bydgoszczy na spotkanie w kościele Jezuitów, został na rogatkach miasta zatrzymany i przetrzymany w komendzie MO, tak by na spotkanie nie zdążył. Na końcu nastąpiła „rozmowa ostrzegawcza” w MSW, którą przeprowadził oficer zajmujący się rozpracowaniem Woroszylskiego. Na pretensję, że wystąpił w obronie aresztowanego Marka Nowakowskiego, Woroszylski odpowiedział, że jest naturalne, iż stanął w obronie kolegi. „Kiedy panowie mnie aresztujecie, to wiem, że mogę liczyć na pomoc moich przyjaciół literatów”.
Jako powód zatrzymania SB w raporcie podawała, że Woroszylski udawał się „na nielegalne zebranie związku, którego istnienie, ustrój i cel miał pozostać tajemnicą wobec organów państwowych”. Było to dosłowne powtórzenie odpowiedniego paragrafu kodeksu karnego, bez jakiejkolwiek próby uwiarygodnienia tej okoliczności. Dowolne powoływanie się policji na odpowiednie artykuły kodeksu karnego w celu łamania praw obywatelskich było istotą niepraworządności w PRL. Droga odwołania od takich decyzji nie istniała, SB była całkowicie bezkarna w podejmowaniu takich działań. Mimo to Woroszylski się nie poddawał i odbył spotkania z czytelnikami w Koninie 13 września, w Olsztynie 19 października i w Krakowie tydzień później. SB tym razem nie interweniowała.
Próbując osaczać Woroszylskiego, SB posługiwała się między innymi podsłuchem pokojowym w jego mieszkaniu, ale w zachowanych aktach tylko incydentalnie znajdują się ślady podsłuchu. Nie miała natomiast SB możliwości wprowadzenia w jego otoczenie agenta. Woroszylski nie zawierał przygodnych znajomości, wobec osób nowo poznanych i mało sprawdzonych zachowywał dystans. SB przyznawała się zatem do porażki w tym względzie: „Brak możliwości szerszego dotarcia operacyjnego do W. Woroszylskiego”.
Chociaż Woroszylski w swoim dzienniku kilkakrotnie wspomina o wizytach u niego Lesława Maleszki, w esbeckim rozpracowaniu pisarza nie ma żadnego doniesienia, które by można przypisać Maleszce. Istotną cezurą roku 1984 był dziwny proces KSS „KOR”. Pierwszego dnia rozprawy nie dopuszczono na salę obserwatorów z opozycji, drugiego dnia – 18 lipca – dopuszczono, między innymi Woroszylskiego, umożliwiono też oskarżonym wspólne biesiadowanie z rodzinami i przyjaciółmi. Sama rozprawa ograniczyła się do odczytania decyzji o przełożeniu posiedzenia. Władza postanowiła bowiem ogłosić amnestię 22 lipca i wypuścić z więzień wszystkich politycznych.
Zwolnienie więźniów było najdalej idącym ustępstwem władzy po 13 grudnia, rodziło też po stronie opozycji iluzje co do zmian politycznych, ale ekipa Jaruzelskiego–Kiszczaka nie zamierzała liberalizować systemu, a tym bardziej rozmawiać z opozycją. Gen. Dankowski, dyrektor Departamentu III MSW, 24 września 1984 przestrzegał szefa SB w Koninie, że 13 września w kościele Maksymiliana Kolbego dziekan ks. Antoni Łassa „otworzył cykl spotkań – prelekcji w ramach tak zwanego duszpasterstwa pracowniczego. Prelekcje mają być prowadzone przez działaczy katolickich i społecznych, między innymi figurantów Departamentu III MSW – Andrzeja Szczypiorskiego i Tadeusza Mazowieckiego oraz Departamentu IV – Andrzeja Wielowieyskiego, którzy od szeregu lat prezentują nieprzejednanie wrogie postawy polityczne, wykorzystując w tym celu możliwości stwarzane im przez ośrodki dywersji ideologicznej na Zachodzie oraz kler katolicki w kraju”.
W konsekwencji SB w Koninie informowała Departament III, że 13 września odbyło się w kościele w Koninie spotkanie z Woroszylskim, które otworzyło cykl spotkań duszpasterstwa pracowniczego. „Program Woroszylskiego zawierał recytację własnych utworów. Mówca jasno sprecyzował motto swojej twórczości, którym są słowa Papieża «Bądźcie odważni», równoznaczne ze stwierdzeniem «Nie lękajcie się»”. Autor pisma oceniał, że uczestnicy mieli trudności ze zrozumieniem tej poezji, ale „odczytali intencje autora, których ideą była generalna negacja obecnej rzeczywistości”.
Korzystając z – mimo wszystko – pewnego rozluźnienia presji policyjnej, Woroszylski jesienią 1984 roku odbył szereg spotkań – 11 listopada w kościele św. Brygidy w Gdańsku, a 14–15 listopada w Poznaniu (w jednym z nich uczestniczyło 500 osób). Wszędzie recytował własne wiersze i dokonane przez siebie przekłady.
W aparacie MSW trwało ostre napięcie między zwolennikami łagodzenia represji a ich przeciwnikami, oczekującymi dalszej twardej polityki. W ramach tego konfliktu należy widzieć porwanie i zamordowanie 19 października 1984 ks. Jerzego Popiełuszki przez oficerów SB. Na tę zbrodnię należy też spojrzeć w kontekście praktykowanej również w odniesieniu do Woroszylskiego taktyki niedopuszczania do niepożądanych spotkań na prowincji, zatrzymywania prelegentów itd. Rozzuchwalenie esbeków tymi praktykami umożliwiło akcję Piotrowskiego i towarzyszy, powiązanych z betonową, wrogą amnestii i układaniu się z Kościołem grupą w MSW. Bezkarność morderców Przemyka pozwalała także im liczyć na bezkarność.
Fragmenty obszernego wstępu Andrzeja Friszkego do „Dzienników 1953-1982” Wiktora Woroszylskiego, które ukazują się 10 czerwca nakładam wydawnictwa Ośrodka KARTA. Tytuł i śródtytuły od redakcji.