Żaden z tych pięciu Sprawiedliwych nie był w Kurowie wcześniej znany. Nikt, poza ich najbliższymi rodzinami, o nich nie słyszał. Zostali odkryci siedemdziesiąt lat po Zagładzie.
Opublikowałem nie tak dawno w „Więzi” (nr 4/2015) artykuł „Szewc nad szewcami, «obrońca narodu żydowskiego». O Antonim Kordowskim z Kurowa”. Ten człowiek, starszy cechu szewców w dość typowym polskim miasteczku, w czasie okupacji niemieckiej stworzył cały łańcuch dzielnych ludzi, którzy z narażeniem życia uratowali przez śmiercią Samuela Chanesmana i jego syna Josefa, a także pomagał jak mógł innym Żydom. Żaden z tych Żydów nie był mu „ani bratem, ani swatem”, więc gdyby się kierował czystą (a raczej brudną) logiką własnego przetrwania, mógłby się ich losem nie przejmować.
Ocalali Żydzi z Kurowa uchwalili w obozie dla „dipisów” w okupowanych Niemczech: „jesteś pan u nas zapisany jako jeden z największych obrońców naszego narodu”, ale był to jedyny dowód w miarę publicznego uznania. Mój artykuł kończył się akapitem: „W maju 2015 roku wysłałem do Instytutu Yad Vashem wniosek o nadanie Antoniemu Kordowskiemu tytułu i medalu Sprawiedliwego wśród Narodów Świata, uzasadniony relacjami i listami Samuela Chanesmana. Jeśli Sprawiedliwość wykorzysta daną jej szansę, Antoni Kordowski zostanie uznany przez państwo żydowskie za polskiego bohatera i będzie przeniesiony z lokalnej niepamięci Kurowa – do wiecznej pamięci świata”. Tak się też stało.
Artykuł wysłałem Nathanowi Chanesmanowi, urodzonemu już w Niemczech synowi Samuela z drugiego małżeństwa, odnalazłem go w Australii – jest psychologiem, wybitnym specjalistą w zakresie doradztwa zawodowego. Poprosiłem go o poparcie wniosku do Yad Vashem, co z entuzjazmem uczynił. Drugi list do Jerozolimy wysłała prof. Pam Maclean z Deakin University w Australii, autorka znakomitego studium listów Chanesmana, w których opisał swoje przetrwanie i zagładę Żydów kurowskich.
Kordowski przeniesiony został z lokalnej niepamięci Kurowa – do wiecznej pamięci świata
W 2016 roku Instytut Yad Vashem przyznał tytuł i medal Sprawiedliwych wśród Narodów Świata Antoniemu Kordowskiemu, a razem z nim także szewcowi Stanisławowi Szeleźniakowi, drugiemu bohaterowi listów Chanesmana, bojowcowi z 1905 roku, przedwojennemu wójtowi Kurowa, który bronił Żydów w okresie przed deportacją, a po wywózce pomagał Chanesmanom i przechowywał ich w swoim obejściu, mimo że wojna doświadczyła go już okrutnie – stracił syna w Oświęcimiu.
W tym roku Instytut Yad Vashem przyznał kolejne Medale Sprawiedliwych mieszkańcom okolic Kurowa, wzmiankowanym w artykule o Kordowskim. Honor ten otrzymali Władysław i Bronisława Wójcikowie, rolnicy ze wsi Krupa, którzy przez okupację przechowywali Żydów. Ubiegałem się o to wyróżnienie dla nich od kilku lat. Dwukrotne odmowy była uzasadniane tym, że ocalały Chanesman w swojej relacji określał Wójcika (jak go nazywał: one of the best people) nie nazwiskiem, lecz używanym na wsi przydomkiem Pawelec (Władek Wójcik był synem Pawła) – zaś Yad Vashem potrzebował dowodu, że „Pawelec to Wójcik”, a takiego dowodu dziś nie można sobie nawet wyobrazić.
Szczęśliwie, Instytut Yad Vashem zmienił zdanie. W kwietniu tego roku, już z własnej inicjatywy, przyznał tytuły Sprawiedliwych dwóm kolejnym osobom wspomnianych w relacji Chanesmana i w moim artykule w „Więzi”. Jedna to Jan Molenda, gospodarz ze wsi Podbórz, Molendowie w kryjówce pod podłogą długo ukrywali pięcioosobową rodzinę Chaima Pejsaka (później, już w polnej ziemiance zamordowali ją „nasi”, „chłopaki”), a potem także Chanesmanów. Druga to Jan Pajórek z Kurowa – sterta słomy w jego zagrodzie była ostatnią kryjówką Chanesmanów, gdy zostali odkryci i wzięci za „bandziorów”, zabrał ich, lepiej ukrył i nakarmił, u niego doczekali wyzwolenia.
Żaden z tych pięciu Sprawiedliwych nie był w Kurowie wcześniej znany. Nikt, poza ich najbliższymi rodzinami, o nich nie słyszał i nawet najdokładniejsza historia lokalna o nich nie wspominała. W siedemdziesiąt lat po Zagładzie zostali odkryci, ich nazwiska będą wyryte na murze Ogrodu Sprawiedliwych w Jerozolimie, a co ważniejsze, na zaprojektowanym przez obecne władze gminy murze pamięci o Ratujących Żydów w Kurowie.
Pora na pytania. Dlaczego odzyskanie pamięci dokonało się dopiero teraz, a nie dawno temu? Ilu takich szewców jak Kordowski i Szeleźniak oraz chłopów jak „Pawelec” i Molenda, a także i takich „chłopaków” jak mordercy Pejsaków, dałoby się jeszcze odkryć? Czy takie odkrycia istotnie zmodyfikowałyby obraz Zagłady na polskiej prowincji?
Już oni wiedzieli dlaczego się nie ujawniali !
Józef Karaś z Kurowa przechowywał wielu ludzi w swej piwnicy na ul Warszawskiej, spotkałam wielu z nich w Manchester gdzie mieszkam od 1973 roku, z jego żona Stanisława Karaś mieli posiłki dla Niemców w swoim domu a z tylu na tratwie przemycali ludzi którzy dostali się do Izraela i dziękowali im po wojnie. Ja byłam ich wnuczka i dużo mi powiedzieli o tym po cichu. Wspaniali ludzie którzy ryzykowali ale wiedzieli co to jest pomoc i humanizm, dzięki nim ja działam w najtrudniejszych obszarach w UK i w środowisku Korczakowskie.
Z nazwiskiem Karasia spotkałem się w rozmowach o ukrywaniu Żydów w Kurowie, ale nic o nich nie wiem. Proponuję, by Pani Małgorzata spisała swoję pamięć rodzinnaąi taką relację wysłała do redakcji kurowskiego kwartalnika „O nas” (ul. Wojska Polskiego 1), na pewno wydrukują i pamięć o jej dziadkach nie zginie. Jeśłi w rodzinie Karasiów zachowały się listy od ocalonych, to jesli zawierają one imiona i nazwiska ocalonych, moga byc podstawą do wystąpienia do Yad Vashem o uhonorowanie J i S Karasiów medalem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, a to jest wielki honor dla dla wszystkich.
W internecie przy okazji działalności Antonieo Kordowskieo pojawia się nazwisko Jana Witkowskieo ,jestem jeo wnukiem , czy wiadomo coś więcej na ten temat ?