Zima 2024, nr 4

Zamów

Dzieci na łące, Madonna nad dębem i intelektualista

Tłum gapiów obserwuje słońce nad Fatimą podczas tzw. cudu słońca

Nie wiadomo, co by się stało z dziecięcymi opowieściami o Matce Bożej na łące w Fatimie, gdyby nie pojawił się bardzo sceptyczny intelektualista, który widział w całym tym hałasie „ludowy zabobon”.

Jak człowiek wykształcony ma traktować dziecięce opowieści? Wiejskie dzieci mówiły, że coś widziały i słyszały; czuły się wybrane przez Maryję, uważały, że mają coś do przekazania światu… Czy to nie złudzenie? Nawet księża byli sceptyczni.

Fatima stała się popularna dzięki reporterom, którzy chcieli opisać naiwność wieśniaków. Był przecież rok 1917, a więc ledwie kilka lat po zamachu na króla i następcę tronu w Portugalii, parę lat po puczu wojskowym. Ogłoszono republikę i rządy nowoczesne, w miastach żywe było hasło „Król umarł. Bóg umarł”. Miały panować równość, wolność i sprawiedliwość, skasowano więc tytuły szlacheckie, zakazano nauki religii, zamknięto lub demolowano kościoły, w miastach zdarzały się zabójstwa lub pobicia duchownych.

Przewrót dokonał się w Lizbonie, na prowincji zmianę monarchii na republikę wystarczyło ogłosić przez telegraf. Ludzie na wsi byli zdegustowani zarówno starymi, jak i nowymi rządami. Zachowywali się biernie; gdy nagle okazało się, że jakieś dzieci mówią, iż widzą Maryję. Był to silny dysonans. Nikt nie chciał się narażać ani wzbudzać zainteresowania nowej władzy.

Tysiące ludzi, łącznie z niewierzącymi dziennikarzami, uznały, że zdarzył się zapowiedziany cud

Łucja, Franciszek i Hiacynta nie odpowiadali stereotypowi małych świętych. Zajmowali się, jak to najmłodsze dzieci w rodzinie, pilnowaniem owiec. Preferowali skrócony różaniec – pierwsze dwa słowa każdej modlitwy, by mieć czas na zabawę. Gdy mówili o swych widzeniach, nikt nie uwierzył. Duchowni i republikanie mieli to samo odczucie: podejrzewali prowokację drugiej strony, a w najlepszym razie – złudzenie. Na początku nikt nie chciał się w ogóle zajmować tą sprawą – proste dzieci mówiące gwarą trudno traktować poważnie. Trudno powiedzieć, co by się stało z dziecięcymi opowieściami o Matce Bożej na łące, gdyby nie pojawił się bardzo sceptyczny i niechętny intelektualista.

Ks. Manuel Nunes Formigao był już wtedy znanym autorytetem. Po ukończeniu seminarium duchownego w Santarem studiował na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, opuścił go z dyplomem prawa i doktoratem z teologii, wiele podróżował, był cenionym profesorem i wykładowcą teologii. Trudno się dziwić, że we wspomnieniach pisał wręcz o swej odrazie wobec hałasu wokół wydarzeń w Fatimie, które określał jako „ludowy zabobon”. Był przekonany, że łatwowierni wieśniacy uznali jakieś naturalne zjawiska za nadzwyczajne. Chciał zbadać i wyjaśnić sprawę. Wiejskie dzieci i profesor – to musiało być intelektualne wyzwanie.

Ks. Formigao stał się naocznym świadkiem Fatimy. Początki mogły być trudne – przesłuchiwał je, zapisywał odpowiedzi, badał i porównywał. Zadawał przemyślane pytania rodzinom i sąsiadom, notując wszystko, co powiedziano i co widział. Z tym nastawieniem był zupełnie sam w tłumie pełnym emocji. Przyjeżdżało tam wielu ciekawych ludzi – niektórzy zachwyceni, inni krytyczni; szukali sensacji do opisania lub oszustwa do wykpienia. Jeśli wierzyli dzieciom – domagali się natychmiastowych uzdrowień swych bliskich.

Dzieci mówiły prostym, obrazowym językiem i nie umiały przekonywać sceptycznych dorosłych. Ks. Formigao musiał umieć słuchać i rozumieć dziecięcy język oraz skojarzenia. Jednak zachowanie i słowa dzieci przekonały profesora z Gregoriany. Opublikował swe zapiski jako książkę o wydarzeniach w Fatimie. Jego doświadczenia, opinie i notatki stały się podstawą późniejszych badań komisji kościelnej.

Dziś można czytać te zapiski jako wrażenia naocznego świadka. Co właściwie wydarzyło się w Fatimie? Skoro reporterzy nadawali sprawie taki rozgłos, coraz więcej ludzi przyjeżdżało na słynną łąkę, stając się świadkami dziwnych zjawisk. Dzieci ze spokojem zapowiedziały cud. Tysiące ludzi, łącznie z niewierzącymi dziennikarzami, uznały, że się zdarzył. To bardzo ciekawa sytuacja – spotkanie ludzi oczekujących cudów i szukających sensacji, reporterów lokalnych gazet, turystów ze stolicy i prostych wieśniaków. Dzieci musiały się zmierzyć z zupełnie nowymi sytuacjami. Okazały się uparte i nieufne, odporne na próby przekupienia i zastraszania, a część wizji zachowały dla siebie.

Fatimskie dzieci nie ogłaszały apokalipsy, lecz zachęcały do wytrwałej modlitwy

Z czasem ks. Formigao, umiejętnie rozmawiając z wizjonerami, stał się ich wsparciem i zwolennikiem prawdziwości wydarzeń. Gdy po latach badań komisja uznała w 1930 r., że widzenia dzieci są wiarygodne, sława Fatimy rosła. Dziś jest to duże sanktuarium, z bardzo nowoczesną bazyliką. Tu niegdyś mała dziewczynka zachęcała do różańca i tłum powtarzał za nią słowa. Po stu latach uczestnicy wieczornej procesji ze świecami modlą się w kilkunastu językach.

Pragnienie sensacji pozostało. Wtedy ludzie zafascynowani wydarzeniami rozebrali dąb, przy którym dzieci miały widzenia, bo większość chciała mieć na pamiątkę liść, gałązkę lub korę z tego miejsca. Także dziś wielu chce dotknąć miejsca zjawienia się Maryi w Fatimie, a niektórzy snują apokaliptyczne wizje i od lat zapowiadają koniec świata.

Jednak dzieci nie wzywały ani do zbierania relikwii, ani do przyjazdu do Fatimy. Nie ogłaszały apokalipsy. Zachęcały do codziennej, wytrwałej modlitwy – o pokój, za tych, którzy Bogu nie wierzą, nie kochają Go, nie ufają Mu i nie wielbią Go; do wdzięczności za Bożą miłość; do czci Nieskalanego Serca Maryi. W czasach, gdy niejedna modlitwa często przypomina spis osobistych spraw do załatwienia, może to być poważne wyzwanie.

Wesprzyj Więź

Świadkowie przyznawali, że dzieci najbardziej przekonywały swym zachowaniem – zaczęły się codziennie modlić z różańcem w ręku, stały się poważne i zamyślone. Po dłuższym czasie, dość nieporadnie i niechętnie przyznały, że zobaczyły konsekwencje braku wiary. Wizja cierpień ludzi była tak przerażająca, że dzieci postanowiły jak najczęściej modlić się za wszystkich, którzy sami się nie modlą, nie ufają Bogu i nie kochają Go, są niechętni religii.

Jak ocenił naoczny świadek Fatimy, ks. Formigao, przesłanie z Fatimy zachęcało do zmiany myślenia, rozwoju życia duchowego, stałej modlitwy nie tylko za siebie. To rzeczywiście jest trudniejsze niż upominanie innych lub ogłaszanie końca świata. Dzieci usiłowały też przekazać, jak widziały Maryję – zdumiewającą osobowość, wolną, odporną na zło. Pozytywny obraz człowieka wydaje się tak trudny do przekazania, że mówi się językiem negatywnym: nie-pokalana. Czyli nieubrudzona? To ciekawa myśl, że do istoty człowieka – do jego serca – nie należy koniecznie grzech. Rzeczywiście, tak uczy od dawna katolicka antropologia.

W Kościele rzymskokatolickim stwierdzenie wiarygodności objawień prywatnych nie oznacza obowiązku ich przyjęcia. Mogą one być traktowane jako aktualizacja uznanych już prawd wiary, pomoc w ich przeżywaniu. Także wiara w przekaz Fatimy nie jest konieczna. Jednak zaproszenie do codziennej, wytrwałej modlitwy za tych, którzy Boga nie znają, nie kochają i nie ufają Mu – wydaje się bardzo inspirujące. A myśl, że serce człowieka może być wolne od wszelkiego zła – może być krzepiąca.

Podziel się

Wiadomość