Jak możemy wymagać od młodzieży przed bierzmowaniem zachwycenia się Kościołem, jeśli gołym okiem widać, że wspólnotą jesteśmy tylko z opowieści?
Przyznaję, że źle znoszę bierzmowanie… Rokrocznie opuszczam zgromadzenie liturgiczne z przenikliwym bólem głowy i z moralnym kacem odwieszam czerwony ornat, ufając przy tym, że Pan „naprawi popełnione błędy i doprowadzi wszystko do końca zgodnie ze swą Wolą”. Na szczęście (czyżby?) młodzież z większym dystansem przeżywa Mszę świętą „z okazji sakramentu pożegnania się z Kościołem”, jak często określa się sakrament bierzmowania.
Dlatego z wypiekami na twarzy i nadzieją na otarcie łez przyjąłem nowe wskazania episkopatu dotyczące przygotowania do bierzmowania. O czym więc piszą nasi biskupi? W tekście omówione są dwa solidne filary, na których opiera się gmach modelu przygotowania do bierzmowania: 1) wspólnota parafialna 2) Obrzędy Chrześcijańskiego Wtajemniczenia Dorosłych (OChWD). Parafia pojawia się już w drugim punkcie dokumentu, gdzie czytamy o trzech etapach przygotowania do sakramentu: dalszym, bliższym i bezpośrednim. Oczywiste wydaje się – ale nigdy dość, aby to przypominać – że fundamentalną rolę w kształtowaniu dojrzałej chrześcijańskiej postawy wśród młodzieży ma świadectwo wyniesione z domu rodzinnego, które później powinno zostać poparte odpowiednią katechezą parafialną i szkolnymi lekcjami religii.
Czy przeciętny wikary, czyli jednocześnie katecheta i duszpasterz, znajdzie czas na pracę z małymi grupami?
W dokumencie episkopatu znajdują się liczne cenne wskazówki dla duszpasterze zajmujących się przygotowaniem młodzieży do bierzmowania. Niestety nie mogę oprzeć się wrażeniu, że owo minimum programowe, skądinąd słuszne i teoretycznie spójne, może minąć się z realiami przeciętnej parafii. Nie chodzi tutaj jedynie o zapewnienie odpowiednich pomieszczenia dla pracy w grupach (a przecież nie może być to przestrzeń sakralna, która jest zarezerwowana jedynie do celebracji, por. pkt. 15), ale także, a może przede wszystkim, o czas i kondycję duszpasterza. W dość komfortowej sytuacji są wspólnoty zakonne, które często mogą delegować swoich członków do konkretnej posługi. Nie jestem jednak pewien, czy przeciętny wikary, jednocześnie będący pełnoetatowym szkolnym katechetą, obsługujący kancelarię parafialną, prowadzący grupy parafialne, a przy tym dbający o swój duchowy rozwój i wypoczynek, fizycznie znajdzie czas na odpowiednie przygotowanie do poprowadzenia kilku dodatkowych małych grup. Na szczęście jest także pkt. 14 „Wskazań”, gdzie zaznacza się, że obok kapłanów spotkania do bierzmowania mogą prowadzić „osoby konsekrowane, katecheci świeccy lub animatorzy z ruchów i stowarzyszeń”.
Kwestia współpracy duszpasterza z reprezentantami lokalnej wspólnoty każe wrócić jeszcze do samej rzeczywistości parafii. „Uprzywilejowanym miejscem przygotowania bliższego i bezpośredniego do sakramentu bierzmowania jest parafia zamieszkania, a nie parafia, na terenie której znajduje się szkoła. Na tym etapie rozwoju religijnego chodzi bowiem o włączenie kandydata w życie jego parafii” (nr 9). Choć związek z parafią miejsca zamieszkania nie jest już dziś oczywistym i jedynym odniesieniem katolika (por. m.in. G. Greshake, „Być kapłanem dzisiaj”), to wciąż nie mamy innej, lepszej alternatywy.
Papież Franciszek podczas ŚDM w Krakowie, w rozmowie z polskimi biskupami na Wawelu podkreślił wagę związku z parafią. Rola wspólnoty parafialnej zresztą często powraca w papieskim nauczaniu, a za wzór stawiany jest rzymski model funkcjonowania wspólnoty. Motyw parafii, sygnalizowany we „Wskazaniach”, początkowo może się wydawać związany jedynie ze strukturą administracyjną, która u ludzi nieco nieżyczliwie, acz trzeźwo myślących, wywoła skojarzenia z troską o bezpieczeństwo finansowe. Jednak w perspektywie przygotowania do sakramentów wątek parafii otwiera ważny temat, który w mojej ocenie stanowi sedno problemu wprowadzenia młodych w dojrzałe chrześcijańskie życie. Parafia bowiem przywołuje myśl o wspólnocie, która to z kolei jest jedynym środowiskiem do owocnej inicjacji sakramentalnej.
Jeżeli wspólnoty nie ma, to do czego ma wprowadzać katecheza?
Niestety dzisiejsza wspólnota parafialna przypomina raczej protezę niż żywy organizm. W ogóle sam termin „wspólnota” dla wielu kojarzy się jednie z nadmuchaną, okrągłą mową z ambon. Bo o jakich braciach i siostrach tu mowa, skoro niedzielna Msza święta jest zbiorowiskiem anonimowych ludzi, którzy z nieukrywanym wstydem kiwają do siebie głowami na znak pokoju? Nawet kiedy na liturgii spotykają się wspólnoty, to nigdy nie unikniemy poczucia pewnego „ekumenizmu”. Bo to święto przecież, że oaza stoi przy ołtarzu z Żywym Różańcem, a koła Caritas śpiewają „Ojcze nasz” z grupami neokatechumenalnymi. Jak zatem możemy wymagać od młodzieży zachwycenia się Kościołem, wejścia w jego struktury, jeśli gołym okiem widać, że wspólnotą jesteśmy tylko z opowieści, a na co dzień szczerze się modlimy, aby nasze drogi się nie przecięły.
Przygotowanie do bierzmowania nakłada się na czas, kiedy młody człowiek, dorastając, weryfikuje swoje autorytety i kształtuje własny światopogląd. Jeśli dostrzeże spójność życia wiarą u dorosłych, to jest szansa, że od domowej tradycji religijnej przejdzie do osobistego wyboru Jezusa. Czy związek z parafią w przygotowaniu do sakramentu bierzmowania jest zatem konieczny? Zdecydowanie tak, ale jedynie z realną wspólnotą. W przeciwnym razie, zamiast na żywy Kościół obieramy kurs na ścisłą kontrolę terytorialno-administracyjną i zamiast o dojrzałych chrześcijan zabiegamy bardziej o sumienne uzupełnianie ksiąg parafialnych.
„Wskazania” wielokrotnie podkreślają potrzebę aktywnego włączania się kandydatów w życie parafii. Od młodych wymaga się podejmowania funkcji liturgicznych, śpiewu, angażowania się w grupy charytatywne, a nawet oczekuje się, aby troszczyli się o czystość i wystrój kościoła (nr 31, 33).
A może zamiast ustawiania młodych przy ołtarzu, wypychania ich do ambony, muzycznych przesłuchań i tresowania procesji z darami sami staniemy na ich miejscu? Może to właśnie rodzice powinni przeczytać czytania i zaśpiewać psalm, świadkowie przynieść dary ołtarza, a parafialna grupa seniora z żywym różańcem przygotować po bierzmowaniu poczęstunek z domowymi wypiekami? Już sam KPK w komentarzu do kan. 879 zaznacza, że dopiero osoby bierzmowane zaproszone są do podejmowania zadań apostolskich w Kościele.
Najpierw stwórzmy żywą wspólnotę w naszych parafiach, a młodzi ludzie sami będą ciekawi Jezusa, który daje siłę i odwagę do szczęśliwego życia. Pisał przed laty ks. Franciszek Blachnicki: „Katecheza ma prowadzić do Kościoła, ale Kościoła w znaczeniu wspólnoty, a nie jakiejś abstrakcji. Katecheza ma wprowadzić w życie wspólnoty kościelnej, czyli ma spełniać rolę dawniejszego katechumenatu, który wdrażał w życie wspólnoty. A jeżeli tej wspólnoty nie ma, to do czego ma wprowadzać katecheza? W naszych parafiach najczęściej nie ma wspólnoty. Nasze tradycyjne parafie to raczej agencje usług religijnych: ludzie przychodzą zamówić chrzest, pogrzeb, ślub itp. i pytają, ile to kosztuje. Daleka jest nasza przeciętna parafia od tego, żeby była wspólnotą. Trzeba wrócić do katechezy dorosłych, żeby poprawić sytuację” („Sympatycy czy chrześcijanie”).
Zaskakujące, że powyższe słowa i postulaty – tak aktualne! – zostały sformułowane już w latach 60. Jaka szkoda, że tak mało zrozumieliśmy z tego, co mówił ks. Blachnicki. Być może bardziej przejmiemy się słowami innego Franciszka – już nie ze Śląska, lecz z Ameryki Południowej, który proroczo nawołuje do „nawrócenia pastoralnego”.
Oczekujemy,że młodzi ludzie podejdą do sakramentu bierzmowania z zaangażowaniem i pełni radości.
Nie widzimy, ani zaangażowania ani radości,więc piętrzymy wymogi i rygory.
Karteczki z obecnością,obowiązkowe spotkania które młodzież traktuje jako smutny obowiązek.
Bierzmowanie powinno być świadomym wyborem i osobistą deklaracją człowieka,a nie obowiązkowym i nudnym obrzędem.
Gdzie jest ten wolny wybór ? Gdzie?
W naszym Polskim katolicyźmie ciągle stawiamy na ilość,statystyki,a nie na jakość.
Ślub kościelny nie jest już obowiązkiem ale przywilejem dwojga ludzi,którzy chcą swoje “tak” powiedzieć przed Bogiem.
Podobnie powinno być z bierzmowaniem.
” Ja jestem bierzmowany ” powinno być w ustach młodego człowieka powodem do dumy a nie kolejną procedurą w ich życiu.
Statystyki,liczby i procedury.A młody człowiek nie doceni rangi bierzmowania,bo w jaki sposób? Straszeniem, że nie dostanie do niego dopuszczony?
Bądźmy szczerzy,czasami bardziej zależy księdzu niż kandydatowi.Wiem że to co piszę to smutne ale ktoś musi czasem powiedzieć że: “król jest nagi….”
Czy prawdziwym problemem nie jest, że Kościół obecnie oparty jest nie na modlitwie i spotkaniu z Bogiem, a raczej na katechizmach, wytycznych soborowych, ceremoniach, obrzędach … ? Jak to jest, że ludzie którzy wiele lat uczęszczali na lekcje religii zupełnie nie znają Biblii ? Nie czytali nigdy mimo że stoi na regale. Jakie są więc podstawy naszej wiary i co możemy przekazać ?
W moim przekonaniu problem tkwi w obecnym modelu parafii, będącej w istocie czymś pomiędzy urzędem a spółką prawa handlowego. Ja bym parafię maksymalnie odformalizował, a nawet pozbyłbym się (skądinąd wygodnej dla prowadzenia działalności gospodarczej) osobowości prawnej. Zerwałbym z fikcją, że parafia obejmuje wszystkie osoby na danym terenie, zrezygnowałbym z wielkich budynków kościelnych z lat PRL i postawił na niewielkie kaplice, adaptowane ad hoc (a w razie potrzeby takoż likwidowane) z pomieszczeń prywatnych. Działałbym w niewielkich grupach i przyciągał osoby naprawdę zainteresowane. I tak, wtedy bierzmowanie mogłoby być wstąpieniem do wspólnoty. Obecnie parafia ma w sobie tyle wspólnoty, co klienci marketu budowlanego.