Niesienie krzyża wśród nawoływań do mordów i nienawistnych okrzyków jest bluźnierstwem i profanacją. Jak to skomentują biskupi w kazaniach 3 maja?
Data publikacji dokumentu Konferencji Episkopatu Polski o patriotyzmie (i o nacjonalizmie) została, jak sądzę, wybrana nieprzypadkowo tuż przed świętem 3 Maja. Odprawiane tego dnia w całej Polsce Msze w intencji Ojczyzny są przecież znakomitą okazją do zaprezentowania chrześcijańskiej wizji patriotyzmu.
Nie przewidziano jednak, że nazajutrz po prezentacji dokumentu KEP ulicami stolicy Polski przemaszerują działacze Obozu Narodowo-Radykalnego, powołujący się równie mocno tak na swój katolicyzm, jak i na swój nacjonalizm. Nacjonalizm zaś jest w oficjalnym dokumencie polskiego episkopatu, tak jak i w nauczaniu całego Kościoła katolickiego, odrzucany jako ideologia niechrześcijańska. Może więc biskupi w trzeciomajowych kazaniach nawiążą i do swojego dokumentu, i do warszawskiej manifestacji?
Filmy i zdjęcia z marszu ONR są powszechnie dostępne w internecie. Po ich obejrzeniu mogę odpowiedzialnie stwierdzić, że na ulicach Warszawy doszło do profanacji symbolu krzyża przez manifestantów, którzy uczynili zeń przewodni proporzec swojej ideologicznej demonstracji, w trakcie której głosili hasła sprzeczne z krzyżem i chrześcijaństwem. Co więcej, jak informują organizatorzy, „wydarzenie rozpoczęło się Mszą świętą w tradycyjnym rycie rzymskim, która pozwoliła nam wspólnie pomodlić się za przedwojennych założycieli naszej organizacji, oraz prosić Boga o wsparcie naszych dalszych działań i umocnienie nas w wierze”. Mszę tę odprawiał w dolnym kościele Świętego Krzyża o. Krzysztof Stępowski, redemptorysta, warszawski duszpasterz środowisk tradycji łacińskiej.
Jeden ze znajomych rozmawiał z uczestnikami marszu, którzy stwierdzili, iż „ksiądz im dziś mówił, że hierarchia jest zinwigilowana przez masonów” (nie wiem, o którego księdza chodzi). Postawili więc krzyż na czele swojej manifestacji, „żeby pokazać, że biskupi nie mają racji, mówiąc, że narodowcy to nie są katolicy, bo wiadomo: Polak-katolik, a prawdziwy Polak – narodowiec”.
Pod krzyżem skandowano „Śmierć wrogom Ojczyzny” na zmianę z „Ave, ave Christus Rex”
I tym oto sposobem kroczyli ONR-owcy za krzyżem. I za tym krzyżem z figurą Ukrzyżowanego – a może trafniej-smutniej będzie powiedzieć: pod tym krzyżem, pod tym znakiem… – skandowano „Śmierć wrogom Ojczyzny” na zmianę z „Ave, ave Christus Rex”. Wznoszono oczywiście okrzyki o „wielkiej Polsce katolickiej”. A żeby prościej było zrozumieć, co znaczy ten nieco abstrakcyjny postulat, towarzyszyły mu wezwania do: szukania kija na „ryje” wrogów ideowych, wieszania ich na drzewach zamiast liści, traktowania ich raz sierpem, raz młotem.
Żeby było „piękniej”, parę godzin wcześniej Kongres ONR uchwalił nową deklarację ideową organizacji, w której, rzecz jasna, postuluje się „wizję Wielkiej Polski jako państwa przenikniętego duchem katolickim”. A żeby było śmieszniej, w tejże deklaracji zapowiedziano też: „będziemy promować i tworzyć nowe wzorce kulturowe, których zadaniem będzie służba przestrzeganiu etyki katolickiej w życiu publicznym”.
Na Krakowskim Przedmieściu rzeczywiście można było obserwować demonstrantów „przenikniętych duchem katolickim” i głoszących „nowe wzorce kulturowe etyki katolickiej”… Oj, bardzo one nowe, bo jakoś Pan Jezus – o ile mi wiadomo – ani do zabijania kogokolwiek nie nawoływał, ani nikogo wieszać na drzewach nie chciał, ani nikogo w „ryj” walić kijem nie zamierzał (ani też sierpem lub młotem). Logika Bożego działania jest dokładnie odwrotna: Jezus nie tylko nie wieszał wrogów na drzewach, ale wręcz sam dał się za nich przybić do drzewa krzyża. I uczył miłości nieprzyjaciół (to najbardziej specyficzna, i najbardziej zapomniana „wartość chrześcijańska”!). Ale że duchowieństwo mamy pluralistyczne, to natychmiast się znalazł bydgoski prałat ks. Roman Kneblewski (swego czasu dzielnie wspierający „prześladowanego” ks. Jacka Międlara), któremu – jak oświadczył na Twitterze – aż „serce rośnie” na widok maszerującej patriotycznej młodzieży.
We mnie rośnie natomiast potrzeba usłyszenia odpowiedzi księży biskupów na kilka pytań. Czymże innym jest niesienie krzyża wśród nawoływań do mordów i innych nienawistnych okrzyków jak nie profanacją świętego symbolu naszej wiary oraz nadużywaniem imienia Bożego, czyli bluźnierstwem? Katechizm Kościoła Katolickiego, definiując bluźnierstwo, stwierdza m.in., że „nadużywanie imienia Bożego w celu popełnienia zbrodni powoduje odrzucenie religii”. W powszechnej interpretacji teologicznej rozumienie imienia Bożego rozciąga się także na znak Boga, jakim jest krzyż, a wzywanie do zabijania kogokolwiek to oczywiste wezwanie do zbrodni. Każde wykorzystanie krucyfiksu, czyli krzyża z wizerunkiem Ukrzyżowanego, do celów pozareligijnych jest nadużyciem, a użycie go w kontekście życzenia śmierci komukolwiek jest oczywistą profanacją. Czy takie publiczne działania zostaną wreszcie wprost skomentowane przez pasterzy Kościoła?
Jezus ani nikogo wieszać na drzewach nie chciał, ani nikogo w „ryj” walić kijem nie zamierzał
Czy o takie nawiązania do królowania Chrystusa chodziło parę miesięcy temu biskupom, gdy zachęcali Polaków do duchowego poddania się pod Jego panowanie? Jak się ma miłość ojczyzny w wersji ONR do chrześcijańskiej wizji patriotyzmu, jaką przedstawił episkopat w swoim najnowszym dokumencie? Skoro według biskupów „polskość i patriotyzm są wyborem moralnym i kulturowym”, to co mają oni do powiedzenia o ideologii ONR i tej formie odwoływania się do katolicyzmu? Skoro episkopat mówi o patriotyzmie „gościnnym, włączającym” oraz „solidarnym z innymi”, to co biskupi mogą powiedzieć o skandowaniu hasła „My nie chcemy tu islamu, terrorystów, muzułmanów”?
Czy naprawdę w życiu publicznym i politycznym można się bezkarnie posługiwać przymiotnikiem „katolicki”, bez autoryzacji władz kościelnych? Czy autonomia zakonów musi wyrażać się w tym, że redemptorysta (znane są zasługi i „zasługi” tego zgromadzenia dla Kościoła w Polsce) odprawia Mszę trydencką dla działaczy ONR w kościele księży misjonarzy (czyli tych, którzy przygotowali do święceń Jacka Międlara)? Czy o. Stępowski musi w ten sposób narażać na szwank opinie o środowiskach tradycjonalistycznych, w których daleko nie wszyscy skłonni są ulegać ideologii nacjonalistycznej?
Podobne pytania można by mnożyć. Sygnatariusze dokumentu KEP o patriotyzmie mają więc niepowtarzalną okazję, by na nie odpowiedzieć i powiązać ogólne zasady refleksji moralnej z konkretnym doświadczeniem społecznym. Zapowiedziane są, jak co roku, obchody święta 3 maja na Jasnej Górze z homilią przewodniczącego KEP. Wielu biskupów stanie też w środę na ambonie w swoich katedrach, aby głosić homilię podczas Mszy świętej w intencji Ojczyzny. W imieniu własnym oraz wielu innych zasmuconych i przerażonych obserwatorów warszawskiej manifestacji uprzejmie proszę o odpowiedź.
Przed kilkoma dniami papież Franciszek wzywał w Egipcie: „Jesteśmy zobowiązani do zgłaszania przypadków pogwałcenia ludzkiej godności i praw człowieka, do obnażania prób usprawiedliwiania wszelkich form nienawiści w imię religii i do potępiania ich jako bałwochwalczych zafałszowań Boga”. Powyższe pytania to realizacja tego zobowiązania. Byliśmy bowiem – nie w Egipcie i nie pośród wyznawców islamu, ale w stolicy Polski i wśród tych, co mienią się katolikami – świadkami „bałwochwalczego zafałszowania Boga”. Być może Franciszek nie jest autorytetem dla polskich nacjonalistów, ale liczą się oni, przynajmniej werbalnie, ze stanowiskiem polskich biskupów.
Stając „pod tym krzyżem, pod tym znakiem”, trzeba żyć tak jak Ten, który wziął ów krzyż na siebie
A młodzieńcom z ONR chciałbym powiedzieć coś najważniejszego. Jeśli chce się odpowiedzialnie stanąć „pod tym krzyżem, pod tym znakiem”, to trzeba żyć tak jak Ten, który wziął ów krzyż na siebie. Krzyżem nie można z nikim walczyć. Bo solidarność zawsze musi iść przed walką, jak nas uczył św. Jan Paweł II.
W Wielki Piątek tego roku kaznodzieja Domu Papieskiego, kapucyn o. Raniero Cantalamessa mówił: „Co przedstawia krzyż, że jest tym stałym punktem, masztem pośród fal świata? Przedstawia ostateczne i nieodwracalne «nie» Boga wobec przemocy, niesprawiedliwości, nienawiści, kłamstwa i wszystkiego, co nazywamy «złem». I jest jednocześnie «tak», tak samo nieodwracalnym, wobec miłości, prawdy, dobroci”. Bardzo bym chciał, aby to ostateczne „nie” Boga wobec przemocy, nienawiści i kłamstwa stało się także czytelnym i nieodwracalnym „nie” Kościoła. Także Kościoła w Polsce. Czytelnym nie tylko w głoszeniu słusznych zasad, lecz również w ich stosowaniu na co dzień.
Na egipskim uniwersytecie Al-Azhar Franciszek stwierdził: „Powtarzamy głośno i wyraźnie «nie» wobec wszelkich form przemocy, zemsty i nienawiści popełnianych w imię religii lub w imię Boga. Wspólnie stwierdzamy, że nie da się pogodzić wiary i przemocy, nie da się pogodzić wiary z nienawiścią”. Kiedy ten głos zostanie powtórzony i usłyszany nad Wisłą?
Dokument KEP „Chrześcijański kształt patriotyzmu” można przeczytać tutaj. Publikowaliśmy też komentarze do tego dokumentu: pióra ks. Andrzeja Lutra i Zbigniewa Nosowskiego.
Uważam, że pochód z krzyżem, modlitwa i msza w tym przypadku, to jest jak najgorsze bluźnierstwo i wymaga potępienia .Jest to to jak oplucie krzyża w świątyni. Jest to też plucie w twarz porządnym ludziom i poniewieranie wartości chrześcijańskich. Wstyd i hańba!!! Quo vadis Polonio!
Panie Nosowski. Z obrzydzeniem przeczytałem Pana tekst. Są w nim zawarte zarówno stare uprzedzenia wobec księży redemptorystów,jak i nowe wobec pięknie się prezentującej młodzieży, która odważnie daje świadectwo przywiązania do Chrystusa i Polski. Polskiego nacjonalizmu,ani nie mamy powodu wstydzić się, ani lękać,co podkreślał Sługa Boży Stefan Kardynał Wyszyński. Nie wiem jaką „miłością” otacza Pan terrorystów, zdrajców, morderców komunistycznych, ale ja głęboko wierzę, że tylko z Chrystusem w sercu możemy postąpić z nimi we właściwy sposób, w duchu sprawiedliwości,ale i wybaczenia, ale i miłosierdzia,bo do tego uzdalnia nas ukrzyżowany Chrystus, wbrew temu,co wg. Starego Prawa Mojżeszowego należałoby uczynić,a co wyrażane jest w mniejszym lub większym stopniu w agresji słownej, która służy budowaniu odwagi,by w przeciwieństwie do rozleniwionych,zatomizowanych, rówieśników,być zdolnym do zaprotestowania wobec bluźnierstwu Klątwy, czy promocji LGBT. Od szowinizmu i innych wypaczeń zdrowego nacjonalizmu,którym jest umiłowanie swojego narodu, kultury i dziedzictwa chrześcijańskiego ruchy narodowe się odżegnują,co warto wiedzieć… Utożsamiane zaś ONR z faszyzmem, to jest dopiero grzech wołający o pomstę do nieba, kiedy dobro nazywa się złem, i to samo dotyczy ataków na Ojców Redemptorystów, czy Ks.Kneblewskiego. Niech Panu to Miłosierny Ojciec wybaczy i doprowadzi do nawrócenia w Chrystusowym duchu Prawdy
Panie Zygmuncie, a ostrzeżenie Jana Pawła II przed nacjonalizmem nie przemawia do Pana? W „Pamięci i tożsamości” znajdziemy takie opinie: „…trzeba bezwzględnie unikać pewnego ryzyka, tego, ażeby ta niezbywalna funkcja narodu nie wyrodziła się w nacjonalizm” i dalej „Charakterystycznym dla nacjonalizmu jest bowiem to, że uznaje tylko dobro własnego narodu i tylko do niego dąży, nie licząc się z prawami innych” (str. 59). Proszę zwrócić uwagę, że mowa tu nie o jakimś wypaczonym nacjonalizmie, ale po prostu o nacjonalizmie. „Zdrowy nacjonalizm” , a takiego sformułowania Pan użył, jest czymś wewnętrznie sprzecznym , jak zdrowa dżuma. Nawet pobieżna znajomość historii XIX i XX wieku ukazuje jego zatrute owoce.
Panie Przemysławie! Ma Pan do wyboru definicję nacjonalizmu całościową, która nie posiada łatwej wartości ocennej
1.http://encyklopedia.pwn.pl/haslo/nacjonalizm;3945094.html
natomiast definicja uproszczona wydaje się zmierzać wprost, ku szowinizmowi
2. http://portalwiedzy.onet.pl/60298,,,,nacjonalizm,haslo.html
Dlatego niech Pan zechce odpowiedzieć na pytania Czy „dążenie do posiadania przez naród własnego państwa” nie można nazwać zdrowym nacjonalizmem? Czy „nacjonalizm dopuszczający lub nawet zalecający asymilację ludzi spoza wspólnoty narodowej, żyjących w granicach tego samego państwa narodowego” nie można nazwać zdrowym nacjonalizmem?
Czy Pan naprawdę zgadza się na taki sam los Polaków, jak Kurdów?
Panie Zygmuncie, zdecydowanie wolę PWN, bo co PWN to PWN.
„Dążenie do posiadania przez naród własnego państwa” jest istotą nacjonalizmu, gdy to państwo narodowe nie istnieje (to wyraźnie wynika z definicji PWN). Odnosi się to do sytuacji Kurdów, nie Polaków, bo przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie twierdził, że Polacy nie posiadają własnego państwa. Jeżeli nacjonalizm sprowadzimy do troski o to, aby taki stan rzeczy trwał (w domyśle jest ktoś, kto dąży do pozbawienia nas własnego państwa), to zapala mi się lampka ostrzegawcza, bo lęk przed ukrytymi, a wpływowymi siłami (Żydzi, masoni i reszta) był wykorzystywany do mobilizowania poparcia politycznego, kanalizowania frustracji społecznych, co prowadziło do aktów nienawiści i przemocy. Innymi słowy, nie widzę uzasadnienia dla ideologii nacjonalistycznej, a wniosek, że skoro nie uznaję jej prawomocności, to chcę dla narodu polskiego losu Kurdów jest sprowadzeniem argumentu do absurdu i szantażem moralnym.
Dalsza część definicji odnosi się do sytuacji, gdy państwo narodowe już istnieje. Otóż „dążenie do maksymalnego ujednolicenia jego populacji przez asymilację lub eliminację grup narodowo obcych” jest dla mnie nie do przyjęcia. Po pierwsze, nie rób drugiemu, co tobie niemiłe. Jako członek narodu rozproszonego po całym świecie nie chciałbym, aby moi rodacy żyjący w innych państwach poddawani byli tego typu ujednolicającym lub (okropnie to brzmi) eliminującym oddziaływaniom. Smucą mnie ataki na Polaków, do których dochodzi w Anglii, a podejrzewam, że za wzrost nietolerancji (bo niekoniecznie za same akty agresji, te mogą być zwykłym chuligaństwem) odpowiedzialni są angielscy odpowiednicy tych, którzy w moim kraju skandują „Polska dla Polaków”.
Po drugie, gdzie jest ten wzorzec polskości, do którego wszystkie grupy powinni równać ( w sensie ujednolicenia) ? Nacjonaliści chętnie posługują się epitetem „prawdziwy” (Polak, patriota), wykluczając poza nawias narodu tych, którzy nie odpowiadają wyznawanemu przez nich ideologicznemu wzorcowi. To bardzo naiwna i infantylna tendencja : normą jest mój światopogląd, mój model życia, mój system wartości. Pamiętam moje bezgraniczne zdziwienie, jak w którejś z przedwojennych recenzji poezji Bolesława Leśmiana, mistrza mowy polskiej, znalazłem sformułowania typu „prze-żydki (sic) polszczyzny”. Żydowskie pochodzenie dyskwalifikowało poetę, naznaczało piętnem obcości i de facto wykluczało z narodu polskiego. Do takiego absurdu prowadzi właśnie przekonanie , że (def. PWN) „tożsamość narodowa jest najważniejszym składnikiem tożsamości jednostki”.
Po trzecie, absolutyzowanie więzi narodowej ( i to w sensie etnicznym, nie kulturowym) jest nie do pogodzenia z chrześcijaństwem, w którym „nie masz Żyda ani Greka (…) albowiem wy wszyscy jedno jesteście w Jezusie Chrystusie” (Gal 3, 28). Symptomatyczna jest dla mnie pod tym względem zbitka pojęciowa „Polak-katolik”. Właśnie „Polak” na pierwszym miejscu. Próbuję o sobie myśleć jako o chrześcijaninie/katoliku-Polaku. Stąd moja awersja do nacjonalizmu. Myślę, że bohaterem nacjonalistów powinien być nie Jezus Chrystus „przebity za nasze grzechy” i modlący się za wrogów na krzyżu, lecz Barabasz. Skazany za bunt i zabójstwo (J. Ratzinger w „Jezusie z Nazaretu” i wielu interpretatorów przed nim sugeruje, że mógł być jednym z przywódców powstania antyrzymskiego) , patriota, duchowy brat naszych chłopców z powstań narodowych. Gdy słyszę hasła „Śmierć wrogom ojczyzny”, „a na drzewach zamiast liści…” itp. , gdy widzę pewny krok, zacięte miny i cały ten militarny sztafaż, to nic nie wydaje mi się bardziej odległego od ideału Jezusa Chrystusa. Zresztą ja w swych wyborach życiowych też zwykle opowiadam się po stronie Barabasza, bo wierzę w siłę, bronię swoich racji, a umieranie za innych, rezygnacja z siebie i nauka krzyża budzą mój najgłębszy opór i wstręt. Mam jednak nadzieję, że kiedyś Chrystus przemieni moje kamienne serce i będę umiał kochać innych tak jak On . A razie pozostaje mi tropić w sobie Barabasza i nie mylić go z Chrystusem (łatwo to się może zdarzyć – Barabasz to dosł. „syn ojca” , a więc odbicie w krzywym zwierciadle tytułu, którym określał się sam Jezus). Firmowanie krzyżem pochodów nacjonalistycznych jest nadużyciem (jeśli to „święta naiwność” maszerujących) albo bluźnierstwem (jeśli jest to jego świadome, instrumentalne wykorzystywanie). Może i powinno budzić oburzenie.
Na koniec, nie rozumiem, jak niektórzy patrioci, ludzie kulturalni (a takie mam wrażenie, gdy czytam Pańskie słowa) wyczuleni na zło ideologii komunistycznej , prześlepiają fakt, iż nacjonalizm to brat bliźniak komunizmu. Podłożem, na którym wyrosły te ideologie, jest wulgarny darwinizm wieszczący postęp na drodze walki o byt. W komunizmie nieubłaganą walkę prowadzą ze sobą klasy społeczne, zaś w nacjonalizmie narody. W historii XIX i XX wieku obie ideologie zapisały się jak najgorzej. ONR to tylko margines, ale fakt iż jego członkowie manifestują przywiązanie do katolickości i legitymizację za strony niektórych duchownych uderza rykoszetem w Kościół katolicki, którego los nie jest nam obojętny. Za tekst red. Nosowskiego, który budzi Pana obrzydzenie, jestem autorowi wdzięczny. Pozdrawiam.
Bagnet na broń
Władysław Broniewski
Kiedy przyjdą podpalić dom,
ten, w którym mieszkasz – Polskę,
kiedy rzucą przed siebie grom,
kiedy runą żelaznym wojskiem
i pod drzwiami staną, i nocą
kolbami w drzwi załomocą –
ty, ze snu podnosząc skroń,
stań u drzwi.
Bagnet na broń!
Trzeba krwi!
Są w ojczyźnie rachunki krzywd,
obca dłoń ich też nie przekreśli,
ale krwi nie odmówi nikt:
wysączymy ją z piersi i z pieśni.
Cóż, że nieraz smakował gorzko
na tej ziemi więzienny chleb?
Za tę dłoń podniesioną nad Polską –
kula w łeb!
Ogniomistrzu i serc, i słów,
poeto, nie w pieśni troska.
Dzisiaj wiersz – to strzelecki rów,
okrzyk i rozkaz:
Bagnet na broń!
Bagnet na broń!
A gdyby umierać przyszło,
przypomnimy, co rzekł Cambronne,
i powiemy to samo nad Wisłą.
kwiecień 1939
„Staś zdawał ze wszystkiego sprawę szczegółowiej i dokładniej. Stało się przy tym, że przy opowiadaniu o podróży z Faszody do wodospadu spadł mu z serca wielki ciężar, albowiem gdy mówiąc o tym, jak zastrzelił Gebhra i jego towarzyszów, zaciął się i jął niespokojnie spoglądać na ojca, pan Tarkowski zmarszczył brwi, pomyślał chwilę, a potem rzekł poważnie:
— Słuchaj, Stasiu! Śmiercią nie wolno nikomu szafować, ale jeśli ktoś zagrozi twej ojczyźnie, życiu twej matki, siostry lub życiu kobiety, którą ci oddano w opiekę, to pal mu w łeb, ani pytaj, i nie czyń sobie z tego żadnych wyrzutów.”
Henryk Sienkiewicz, W pustyni i w puszczy. (końcówka)
https://wolnelektury.pl/media/book/txt/w-pustyni-i-w-puszczy.txt
Pod hasłem „śmierć wrogom ojczyzny” mogą naprawdę się kryć różne treści.
Nie każde zabicie człowieka jest mordem.
Bywa, że jest koniecznością.
Owszem, teoretycznie nie każde zabicie człowieka jest mordem. Zgoda. Ale tak nieco bliżej rzeczywistości tu i teraz: czy Ksiądz naprawdę sądzi, że w Polsce A.D. 2017 istnieje powód (a wręcz „konieczność”), by komukolwiek grozić śmiercią, wznosząc tego typu okrzyki na ulicach? I to pod krzyżem, a więc jakoby w imię Jezusa?
Mam nadzieję, że nie ma takiej konieczności.
Nie znam środowisk, które manifestowały, trudno mi je oceniać.
Pan też ich nie zna.
Nie zna Pan ich myślenia, pragnień i celów. Nie chodzi mi o deklaracje programowe, tylko to co jest w głowie maszerującego i krzyczącego.
Może to było tylko przypominanie sobie i utrwalanie i umacnianie przekonania, że „jeśli ktoś zagrozi twej ojczyźnie, życiu twej matki, siostry lub życiu kobiety, którą ci oddano w opiekę, to pal mu w łeb.”
Może to pokazanie, tym, którzy chcieliby zagrozić, że łatwo nie pójdzie.
Może coś innego.
„Śmierć wrogom Ojczyzny” nie musi być wezwaniem do mordu podobnie jak śpiewanie „szablą odbierzemy”.