Na wystawie „Sztuka krzyża. Krzyż w sztuce” zorganizowanej w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej zobaczymy dzieła artystów tej miary, co Dalí, Pollock, Rouault i Hasior.
Zdumienie, ale bardzo pozytywne, wręcz narastający entuzjazm – pamiętam, że takie uczucia towarzyszyły mi, kiedy po przemierzeniu licznych sal Muzeów Watykańskich, w których zebrane zostały dostojne dzieła epok dawno minionych, dotarliśmy do kolekcji współczesnej sztuki religijnej. Pieta van Gogha, Krucyfiks Maxa Ernsta, obrazy Paula Klee, Picassa, Chagalla, Salvadora Dalí…
Zbiory zapoczątkowane w 1973 r. przez Pawła VI są kontynuacją słów skierowanych do artystów dziewięć lat wcześniej: „obchodziliśmy się z wami bardzo źle, uciekliśmy się do surogatów, do «oleodruków», do sztuki o małej wartości i nikłych zaletach. […] Zapuściliśmy się i my w kręte zaułki, gdzie źle się służyło sztuce, pięknu oraz – co jest dla nas gorsze – kultowi Boga”. Wspomnianą kolekcją Paweł VI zamienił w czyn swoje pragnienie, by odbudować dialog między Kościołem a artystami i odejść od pobożnej archeologii, która artystycznego wyrazu dla wiary szuka wyłącznie w sztuce dawnej i jej kalkowaniu.
„Czy w Polsce moglibyśmy znaleźć kolekcję współczesnej sztuki religijnej analogiczną do tej, która jest w Muzeach Watykańskich?” – spytałam bp. Michała Janochę w rozmowie wydanej niedawno w formie książki A piękno świeci w ciemności. „Nie chodzi mi oczywiście o wielkość nazwisk, ale o porównywalny stopień zainteresowania tym, co się obecnie dzieje w sztuce” – zastrzegłam natychmiast. W odpowiedzi usłyszałam, że taką rolę pełnią muzea diecezjalne. Nie czułam się do tego w pełni przekonana. Wystawa „Sztuka krzyża. Krzyż w sztuce” zorganizowana w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej dowodzi jednak, że owszem, tak bywa, a w tym wypadku nawet owa „wielkość nazwisk” nie odbiega od tych, które napotkamy w Muzeach Watykańskich.
Zobaczymy tu prace artystów tak znanych i uznanych, jak Salvador Dalí, Jackson Pollock, Friedensreich Hundertwasser, Georges Rouault, Władysław Hasior. Wystawa, wcześniej prezentowana w paryskiej Galerii Roi Doré, w warszawskiej odsłonie została wzbogacona o dzieła pochodzące ze zbiorów MAW, m.in. Aldony Mickiewicz czy Jerzego Tchórzewskiego.
Charakter prac, które motyw krzyża na pewien czas połączył w jedną ekspozycję, jest różny. U źródeł części z nich stoi doświadczenie wiary, inne zdają się wyrastać raczej z potrzeby kontestacji czy z wątpienia. W przypadku innych jeszcze odnieść można wrażenie, że temat ukrzyżowania jest dość przypadkowy i równie dobrze mógłby być zastąpiony dajmy na to widokiem z okna – barwne plamy tak samo cieszyłyby oko widza, a twórca nie mniejszą satysfakcję czerpałby ze swych działań. Jest w tych ekspresjonistycznych czy ciążących ku abstrakcji płótnach jakaś przewaga skupienia na kształcie i kolorze kosztem wejścia głębiej w treść sceny.
Na chwilę przystaniemy przed obrazami, które komentują bieżące wydarzenia, stając się swego rodzaju publicystyką, jak Je suis Charlie Michała Batorego, odnoszący się oczywiście do tragicznych wydarzeń w redakcji pisma „Charlie Hebdo”. Na chwilę tylko, bo rzecz rozgrywa się na poziomie intelektu – można się zgodzić lub nie na ten kalambur, ale żeby się posilić, zatrzymać głowę i serce na dłużej, szukać musimy gdzie indziej.
„Śmierć Mamy. […] w chwili opuszczenia do grobu moje zażenowanie, że wszyscy, wszyscy płaczą, a ja nie. Jak zrobić, żeby też zapłakać! Co ja wtedy wiedziałem o śmierci, więc właśnie o przemijaniu – NIC. Miałem siedem lat!” – notował Józef Czapski, zresztą również malarz, w późnych już dość latach życia. Mamy więcej niż siedem lat i wciąż o śmierci wiemy niewiele, a już zwłaszcza tajemnica śmierci Chrystusa zdaje się nieprzenikniona. Czasami mimo najlepszych chęci po prostu obojętna. I jak to zrobić, by nad nią zapłakać i zapłakać też nad sobą – nie wiadomo. Z tej drętwoty wyrwać nas może właśnie sztuka.
Agonicznie wyprężone czy znów bezwładnie zwisające ciało Chrystusa na krucyfiksach autorstwa Zlatka Glamočaka niewątpliwie silnie przyciąga uwagę od razu po wejściu na wystawę. Jego cierpienie – sprawiające, że Syn Boży stał się niepodobny do ludzi – jest tu zobrazowane z taką siłą, że Glamočaka można by nazwać współczesnym Grünewaldem. To przemawia, uderzająco przemawia, a zarazem jest dobrym exemplum dla słów biskupa Janochy ze wzmiankowanej już rozmowy: „Nikt tak jak artyści zachodni nie umiał oddać całej subtelności, gamy, amplitudy uczuć człowieka. Tego ikona nie potrafi zrobić w takiej skali. W przedstawianiu zachodnim jest jednak jakaś fragmentaryczność. Ukrzyżowanie, nawet najbardziej dramatyczne, to często uchwycony w kadrze wycinek życia Chrystusa. Sztuka zachodnia ma w sobie geniusz fragmentu, geniusz analizy, natomiast ikona nigdy nie szła w tym kierunku. Cechuje ją prymat widzenia całościowego, geniusz syntezy. W ukrzyżowaniu jest już chwała zmartwychwstania, tak jak w radości Bożego Narodzenia jest już ból męki”. Kontrast między tymi typami przedstawień zobaczymy w ramach ekspozycji, przechodząc od krucyfiksów Glamočaka do Ikony Ukrzyżowania Chrystusa Andrija Maruszeczki.
I wreszcie obraz, przy którym stać można długo, bardzo długo i pragnie się do niego wracać – Wieczernik Aldony Mickiewicz-Boruty. Do tajemnicy wydarzeń zbawczych prowadzi jego autorka nie przez krzyk, ale przeciwnie – przez zamilknięcie. Wielka cisza panuje przy tym stole przykrytym białym, odgniecionym w kształt krzyża obrusem. Kawałki chleba i karafka wina stają się nośnikami pamięci.
Co tak działa w tym zwykłym, realistycznym obrazie, że chciałoby się go nazwać zachodnią ikoną, bo jak ikona prowadzi na drugą stronę rzeczywistości? Trafnie ujęła to sama artystka, mówiąc w książce Adama Organistego Co widzisz, co wiesz o swoim stosunku do sacrum i celach, jakie sobie stawia: „Żarliwie, ufając zmysłom, przedstawić jakiś, choćby niewielki, skrawek świata, ale zrobić to tak, by ktoś oglądający obraz ZOBACZYŁ go naprawdę. By uwierzył, że JEST. A przez dojmującą intensywność tego istnienia został naprowadzony na trop (czy choćby tylko niejasne przeczucie?) Wiekuistego Ogrodnika, który przed chwilą opuścił «kadr widzialnego». Aż tyle mogę?”. Najwyraźniej może.
„Sztuka krzyża. Krzyż w sztuce”, Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, 23 marca – 30 września 2017 r.