Film o tragicznych losach Dalidy przypomniał mi dawną lekturę – powieść „Hanemann” Stefana Chwina.
1. Jest w filmie „Dalida” w reżyserii Lisy Azuelos taka oto scena. Leżąc w ramionach kolejnego kochanka, którym tym razem jest włoski piosenkarz, Luigi Tenco, Dalida prosi go, by opowiedział jej o Heideggerze. Pada oczywiście słynne stwierdzenie, że człowiek to „byt-ku-śmierci”. Dalida oponuje, według niej człowiek to „byt-ku-miłości”. Polski dystrybutor dodał podtytuł „Skazana na miłość”. Jest w tym stwierdzeniu jakaś aporia. Skazanie kojarzy nam się z karą, choć przenośnie może oznaczać także przeznaczenie. Życie Dalidy było rozpaczliwym, a może wręcz neurotycznym poszukiwaniem miłości. Zdawała sobie sprawę, że kolejne romanse nie są zdolne zaspokoić jej pragnienia. Dlatego umarła „na miłość”, a właściwie jej brak. Bez miłości jej życie – jak sama napisała w pożegnalnym liście – stało się „nie do zniesienia” (insupportable).
Gdy śpiewa, wierzę jej, że jest chora „na miłość”
2. O pragnieniu bycia kochaną Dalida rozmawia w filmie dwa razy. Pierwszy raz ze swoim mężem Lucienem Morissem. Gdy jej kariera nabiera rozmachu, Dalida upomina się o swoje życie prywatne. Chce mieć dziecko i męża, któremu będzie szykować kolację. W odpowiedzi słyszy, że jej zadaniem jest dawać miłość innym. Podobna rozmowa odbędzie się z psychiatrą po jej pierwszej, nieudanej próbie samobójczej, której dokonała po samobójstwie Luigiego Tenco. Tutaj też słyszy o miłości, którą ma dawać publiczności. „A kto mi ją da?” – pyta Dalida milczącego psychiatrę. Niestety, równie rozczarowujący będzie pobyt w aśramie, gdzie otrzymuje taką oto radę: powinna śpiewać, jeśli wtedy czuje się wewnętrznie jednością. Czy śpiewaniem można wypełnić życie? W tej samej hotelowej rozmowie Luigi wyjaśnia, co to znaczy, że człowiek jest „bytem-ku-śmierci”. Używa obrazu linoskoczka, który idzie po linie i wystarczy podmuch wiatru, by przechylił się na którąś stronę.
3. Film o tragicznych losach Dalidy przypomniał mi dawną lekturę – powieść „Hanemann” Stefana Chwina, a dokładnie wykład profesora Ansena, specjalisty od anatomii, który wzywał swoich studentów: „Nie możemy być tylko lekarzami. Musimy widzieć w człowieku cielesną duszę, która zawsze stoi na progu rozpaczy. […] Badajcie ciała zrozpaczonych i odrzuconych, którzy wybrali śmierć, lecz czyńcie to tak, by odkryć, co w nas wspiera boską energię życia, która nawet w najtrudniejszych chwilach, gdy zdaje się nam, że straciliśmy już wszystko, potrafi rozjaśnić mrok i przynieść ocalenie”.
Prof. Ansen szukał u samobójców – jak mówił – „medycznych przyczyn rozpaczy, które choć nie jedyne, często decydują o wszystkim”. Wiedział jednak, że medycyna wszystkiego nie wyjaśni, ponieważ „człowiek jest czymś więcej”, „śmierć jest zawsze dziełem duszy” – jak mówił. Jeden ze słuchaczy prof. Ansena, August Pfütze, komentował potem wykład profesora: „Ansen ma rację. Naprawdę ważne nie jest pytanie, dlaczego ludzie odbierają sobie życie. Naprawdę ważne jest pytanie: dlaczego większość ludzi życia sobie nie odbiera. Bo to prawdziwy cud. Przecież życie jest nie do zniesienia. […] Każda cząstka naszego ciała w równej mierze chce żyć, co umrzeć. Każda! I cały czas stoimy na granicy. Jak na moście z jasnego włosa. Wystarczy powiew”.
4. Co było tym podmuchem w życiu Dalidy? Być może narastające poczucie winy z powodu śmierci trzech z jej licznych partnerów, którzy popełnili samobójstwo: Lucien Morisse, Luigi Tenco oraz Richard Chanfray. Może było to także poczucie winy z powodu dokonanej aborcji, co uniemożliwiło jej późniejsze zajście w ciążę? Coś musiało być „podmuchem ostatecznym”, skoro w pewnym momencie uznała swoje życie za niedające się już dłużej znieść i postanowiła je zakończyć zażywając nadmiar leków i popijając je alkoholem.
Prof. Ansen szukał powodów medycznych targnięcia się na życie. Mogły nimi być na przykład jakieś somatyczne choroby. August, jego student, miał jednak świadomość, że osoby w podobnej sytuacji reagują jednak bardzo różnie. Na uwagę Hanemanna o jednej z samobójczyń, że „przecież miała raka”, August reaguje ironią: „I to wszystko wyjaśnia, prawda?”. Samobójstwo ostatecznie jest chorobą duszy.
5. Jednym z największych przebojów Dalidy jest piosenka śpiewana pierwotnie przez Serge’a Lamę „Je suis malade” (jestem chora). Choć nie była to piosenka napisana dla niej, ilekroć słucham jej w wykonaniu Dalidy, odnoszę wrażenie, że śpiewa o sobie. Zresztą, z jej piosenek można zrekonstruować niemal całą biografię, co zresztą w dużej mierze robi reżyserka filmu. W tej piosence choroba jest skutkiem odejścia ukochanego (czy ukochanej w wersji pierwotnej). Gdy śpiewa, wierzę jej, że jest chora „na miłość”.
Ostatnia słowa piosenki brzmią: „Jestem chora, no właśnie, jestem chora / Pozbawiłeś mnie wszystkich moich pieśni / Opróżniłeś mnie z wszelkich moich słów / I mam serce całkowicie chore / Otoczone barykadami, słyszysz, jestem chory”. Tak chyba było. Może poczuła się już zupełnie „pozbawiona pieśni” i „opróżniona ze słów”. Nie miała już co zaśpiewać i co powiedzieć. Wybrała milczenie. Tak się zakończyło jej życie, które było niczym intymna apokalipsa.
6. Ks. Janusz St. Pasierb pisał w swoim „Czasie otwartym” o pogrzebie innej wielkiej piosenkarki – Edith Piaff, „której ochrypły głos, której krzyk wołający o miłość, więcej mówił dzisiejszemu światu niż akademickie rozważania wielu kaznodziejów”. Kto wie, czy częściej nie powinniśmy słuchać artystów niż niejednych kaznodziejów. Na pewno częściej mówią o miłości.
7. Dalida zmarła w nocy z 2 na 3 maja 1987 r. Niedługo minie 30 lat.
bzdura za bzdura – Dalida niemal przez cala swoja kariere a juz po samobostwuie Luigi cierpiala na bulimie
osobna sprawa jest dlaczego chorowala – i tu jest wiele faktow z dziecinstwa i wczesnej mlodosci
cena jej nieprawdopodobnej kariery – wspanialej, wrazliwej artystki , ukochanej przez tlumy
ale wszyscy jej wielbiciele kochali Dalide – wyobrazenie wszech kobiety – czy ktos kochal Jolade Gillioti ?
w zyciu prywatnym byla kims zupelnie innym – jej dobudowana image – femme fatale – a taka nie byla
trudno ja bylo kochac – i chyba tak na serio nikt jej nie kochal – byla perfekcjonistka z ogromna ambicja i poswieceniem dla kariery , potrafila byc kaprysna i nieznosna, zawsze dyktowala warunki, bezkompromisowa a choroba poczynila dalsze spustoszenia – byla smutna i wycofana – tylko scena pobudzla ja do zycia i na niej byla niezrowanan
jak kazdza l bullimiczka miala problem nie w zakochamiu sie – a w tym zeby sie nie odkochac – i strasznie cierpiala z chwila kiedu orientowala sie ze milosc nawet najwieksza ochodzi – wyspiewala to wszystko !!!!!ale do konca nie wiemy dlaczego – co przepelnilo czare goryczy – to mopgl byc droboazg – w ostatnich miesiacach czesto chodzila do lekarzy – moze sie czegos dowiedziala – napisala dwa listy – jeden do Orlando drgi do Fracesco – ale jak oni nigdy nie ujawnili i nie ujawnia tych llistow – ja placze po niej do dzisiaj – jej piesni sa dla mnie prawdziwym balsamem na rany serca i gorzkie zycie
ukochana i niezapomniana – najwspanialsza w XX wieku
prapoczatkiem jej tragedii byly wydarzenia z dziecinstwa – wychowana w bardzo katolickiej rodzinie – od dziecka miala wbijane do glowy ze seks , erotyzm to samo zlo , – i inne temu podobne strachy i leki , ciagle wzbudzanie poczucia winny i podleglosci
drugie byla z racji swojej choroby oczcu dzieckiem odrzuconym brzydkim kaczatkiem nosila okulary jak dna butelek po piwie i przeracala sie o wlasne nogi jakby tego bylo malo w wieku 12 lat traci ojca – prawie w ogole go nie miala – bo najpierw byl internowany a jak wrocil byl tylo wrakiem czlowieka – i po pol roku umarl
jakby to trafilo wszystko na przecietna kobieta – moze by sie inaczej potyczylo ale trafilo na kobiete o niezwyklych talentach – inteligentna, pracowita i bezkopromisowa – kloci sie ze swoja matka ktora nie rozumie ze kobieta moze nosic bikini – trzaska drzwiami i sama z drobnymi oszczednosciami jedzie z Kairu do Paryza !!!!!!! Ma poczucie swojej wartosci i wie ze jest piekna , wierzy w swoj talent – nigdy nie da sie zepchnac w kat – przez cale zycie walczy heroicznie ze swoim losem – i wyzwaniom ktore nie jednego by powalily !!!ale nie Dalide –
lata 60 w Paryzu – trzeba bylo tam byc zeby zrozumiec – to przewrocenie do gory nogami calej kultury i moralnosci nawet we Francji i Dalida jest jednym z symboli kobiet tamtych lat – piekny los i piekny Czlowiek – dowala milionom ludzi tyle pieknych chwil a sama jak zreszta mowila – wracala do pustego domu gdzie czekal na nia co najwyzej zimmny kurczak w lodowce\ukochana i niezapomniana , bardzo jej mi brakuje
jednyn z najwiekszych oszczerstw jakie zarzuca sie Dalidie i dalej mowi sie ze miala poczucie winy – Te poczucie Winy – stale przez wielu wbijane do glowy – cos czego nie mogla przez cale zycie zniesc
Dalida nie odpowiadala za zadna ze smierci
Tengo byl histerykiem i wszyscy o tym wiedzieli – pierwszy maz popelnil samobojstwo w 10 lat po rozstaniu z Dalida z ktora byl dalej w przyjazno i wcale nie mialo to zadnego zwiazku z Dalida!
ostani jej mezczcna byl alkoholikiem i szalencem ktory zastrzelil parttnera kuzynki Dalidy ! – w alkoholowej chorobie zazdrosny do bolu w koncu traktowal ja jak bankomat i wynosil z domu rzeczy zeby kupis alkohol – a cele samobojstwo to bzdura – zaczadzil sie w samochodzie przez przypadke i po kielichu !!!
wiec jak sie nie podstawowych rzeczy to nie opowiadavie bzdur
smierc jest zawsze dzielem duszy ?
a co z tymi ktorym glowe uciol np topor?
prasa katolicka we Francji w tamtych latach dokladnie tak pisala – poczucie winy ja zabilo – jak zyla – grzesnie tak zginela i takie tam piedoly – to cdowod ze bezpozne zycie zostanie ukarne tak pisali !!
zycie Dalidy to nie bylo tez jedno pasmo nieszczesc – za kare – za postawe – Ja jestem Dalida – to jest moje zycie !! i nie bedxiecie mnie oceniac ! – wy wybraliscie mi zycie – ja wybiore swoja smierc – uczesala sie ubrala sie jak na wystep, zgasila lampke i polknela tabletki – bez leku !!!
to nie byla zaplakana i zasmarkana dziewuszka – nie bala sie zyc i prosze ksiedza – prosze to sobie wyobrazic nie bala sie tez smierci
pioseke ktora ksiadz przywoluje ona spiewa z radoscia !! – i zapewne bez obaw i z ulga szla ku smierci – nie do przyjecia ?
i to nie jest tez tak ze cale jej zycie to byly nieszczescia – to bylo tez pasmo niezwyklych satysfakcji artystki, milosc milionow ludzi ktrozy jej to okazywali, szczescie jej brata i rodziny , wiele radosnyc spotkan z przyjaciolmi ktorych miaka wszedzie –
prosze posluchac jej piosenki Mourir sur scene – i wszystko jasne – ona szla na spotkanie ze smiercia bez leku – byla pora zyc i byla pora umierac
ja sie z tym nie godze , brakuje mi jej codzinnie ale moge to zrozumiec – czasem zycie jest gorsze od smierci