To film olśnienie. I wciąż najbardziej poruszający obraz tamtych strasznych, nieludzkich czasów, jaki kiedykolwiek powstał w Polsce.
Oto wielki twórca kina postanowił rozliczyć stalinizm, czas represji, prześladowań i zbrodni, czas budowy systemu totalitarnego, ale też odbudowy Polski po klęsce i zniszczeniach wojennych. Temat skrywany w kinie PRL-owskim. Jeśli podejmowany, to aluzyjnie, widz domyślał się tylko, co reżyser chce przekazać. Wajda mówił do nas wprost, na ile było to możliwe w okresie gierkowskim.
Wajda zrealizował „Człowieka z marmuru” w swoim Zespole Filmowym „X”, w którym zgromadził grupę młodych filmowców. Dość szybko stali się oni najważniejszymi twórcami polskiego kina. Byli to m.in. Agnieszka Holland, Feliks Falk, Janusz Zaorski. W zespołach „X” i „Tor” (Stanisława Różewicza, a potem Krzysztofa Zanussiego) powstały najważniejsze filmy kina moralnego niepokoju, ujawniającego postępującą atrofię aksjologiczną dekady gierkowskiej.
„Człowiek z marmuru” to jeden z najważniejszych filmów mojego życia. Jako młody chłopak byłem pod jego wielkim wrażeniem. W łódzkim kinie „Przedwiośnie” na ulicy Żeromskiego – tylko tam „szły projekcje”, taki był nakaz władz, aby wyświetlać „Człowieka…” tylko w jednej sali kinowej w mieście – byłem chyba na dziesięciu seansach, dzień po dniu.
Obawialiśmy się, że władze zaraz zdejmą z ekranów to „nieprawomyślne” dzieło. Wiedzieliśmy przecież dzięki Wolnej Europie i polskim samizdatom, że filmu nie można wysyłać na międzynarodowe konkursy filmowe (na festiwalu w Cannes był prezentowany poza oficjalnym repertuarem); na festiwalu polskich filmów w Gdańsku jurorzy nie mogli Wajdy nagrodzić, dlatego dziennikarze przyznali reżyserowi swoje wyróżnienie, na schodach festiwalowych wręczyli mu słynną „czerwoną cegłę”. Kopii było bardzo mało, a w niektórych kinach w repertuarze, zamiast tytułu filmu, zamieszczano informację: „wszystkie seanse zarezerwowane”.
„Jak to możliwe, że film ten w ogóle wszedł na ekrany” – zastanawialiśmy się wtedy. Po czasie dowiedzieliśmy się, jak wielką rolę odegrał w tej sprawie Józef Tejchma, ówczesny minister kultury i sztuki, człowiek mądry i oczytany. To on podjął decyzję, że film Wajdy można rozpowszechniać. Wkrótce stracił stanowisko ministra. I pomyśleć, że w 1970 roku Tejchma był głównym kandydatem na stanowisko I sekretarza KC PZPR po upadającym właśnie Gomułce. Walkę o władzę wygrał jednak Gierek, szef partii w Katowicach. Czasami zastanawiam się, jak wyglądałaby PRL pod rządami Tejchmy? Dziś od czasu do czasu w klubach literackich na Starym Mieście albo na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie spotykam starszego pana podpierającego się laską. Pan Tejchma, kulturalny, elegancki, oczytany i erudycyjny, zabiera czasami głos na tych spotkaniach. Ponad pół roku temu mogłem dłużej z nim porozmawiać. Ciekawe spotkanie i pouczające. Tak, kto by pomyślał, że po latach ja, szczeniak z 1977 roku, będę mówił kazanie na pogrzebie Andrzeja Wajdy, a prywatnie spotkam się z ówczesnym, komunistycznym ministrem kultury. Takie to są ludzkie dzieje.
Wajda oceniał, że to jedyny tego rodzaju film w demoludach, który mówi, że robotnik upomina się u robotniczej władzy o swoje
Do dziś pamiętam prawie każdy kadr „Człowieka z marmuru”. Wajda oceniał z perspektywy czasu, że to jest jedyny tego rodzaju film w demoludach, który mówi o tym, że robotnik upomina się u robotniczej władzy o swoje. „Bo właściwie nie miał prawa się o nic upominać, przecież rząd był robotniczy. A nasz film to kłamstwo demaskuje. Nie mówię tego, żeby się przechwalać, tak się dla mnie po prostu szczęśliwie złożyło, choć dopiero po latach”. Ale ten film to było także – powtarzam – rozliczenie się z czasami stalinowskimi, na tamten czas niezwykle odważne i bezkompromisowe.
Zresztą ten przejmujący obraz nie stracił nic ze swojej siły, sądzę, że jest to ciągle najbardziej poruszający i najprawdziwszy obraz tamtych strasznych, nieludzkich czasów, jaki kiedykolwiek w Polsce powstał. Wciąż robi ogromne wrażenie. Wajda: „Zdecydował o tym scenariusz Aleksandra Ścibora-Rylskiego. Siła tego filmu brała się także stąd, że znalazłem aktora do roli robotnika. Jerzy Radziwiłowicz miał taką szczerość i uczciwość w sobie, że to co mówił, było całkowicie niepodważalne. Udało się stworzyć bohatera, który może naiwnie, ale szczerze wierzył w te ideały, i dlatego tak boleśnie odczuł ich zdradę. Podobna do niego w swojej pryncypialności jest Agnieszka (Krystyna Janda), która robi o nim film, ale ona już nie ma złudzeń, nie jest naiwną bohaterką socrealistycznego kina.
Janda i Radziwiłowicz zaczynali wtedy swoje kariery. Byli bardzo młodzi i sami szukali odpowiedzi na pytanie, w czym w ogóle biorą udział. Starali się zrozumieć tamte czasy i dlatego byli tak przekonujący. Dowiadywali się o latach pięćdziesiątych i zawiadamiali o tym widownię lat siedemdziesiątych”.
Pamiętam doskonale ataki na film w prasie partyjnej, a szczególnie w tygodniku „Ekran”, opanowanym wtedy przez „Grunwald”, czyli grupę narodowych komunistów, którzy atakowali wszystko, co powstawało poza zespołem „Profil” Bohdana Poręby. Tropili wszystko, co miało znamiona antypolskie i antysocjalistyczne.
Któż jeszcze pamięta Bożenę Krzywobłocką, Ryszarda Gontarza (Jana Bijatę), Wojciecha Roszewskiego, Henryka Gaworskiego, Szczepana Żaryna? Naczelnym był Benedykt Nosal i to on napisał, że „przy ocenie owego okresu (Nosal ma na myśli stalinizm – przyp. AL) stopień subiektywizacji może być zaledwie niewielki. W każdym razie stawianie znaku równości – przy ocenie naszej teraźniejszości – między okresem kultu a dniem dzisiejszym, jest równoznaczne co najmniej z powtarzaniem błędu, jakiego dopuściła się tak zwana literatura rozrachunkowa. Mówię o tym nie bez powodu. «Człowiek z marmuru» Aleksandra Ścibora-Rylskiego, który stał się osnową filmu Wajdy, zalicza się bowiem do nurtu literatury rozrachunkowej ze wszystkimi jej ograniczeniami, z których najdotkliwszą jest jawna tendencyjność i nietolerancyjność przy ocenie zjawisk społecznych. Ale to jeszcze mogło być uzasadnione osiemnaście lat temu (data ukazania się utworu A. Ścibora-Rylskiego): ów skrajny subiektywizm, polemiczne zacietrzewienie, ów aprioryczny, arbitralny punkt widzenia – wszak literaturę ówczesną cechowało nade wszystko dążenie do (…) natychmiastowego odwetu za doznane krzywdy społeczne w okresie błędów i wypaczeń. Nie trzeba jednak dodawać, że ten punkt widzenia nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwą oceną. A o marksistowskiej analizie zjawisk społecznych po prostu mowy być nie może. Tutaj dochodzi do głosu manicheistyczny dualizm, gdzie cały sens ludzkiej egzystencji sprowadza się do walki dobrego ze złem. Zło utożsamiane jest w tym przypadku z siłami, które przeciwstawiają się ludziom skazanym – bez względu na to, jak heroiczna byłaby ich walka – z góry na przegraną. Czy ten fatalistyczny determinizm pozwala w ogóle, żeby kino było nie tylko aparatem do badania rzeczywistości, ale po prostu żywiołem – jak chce Wajda? Jeśli jest żywiołem, to powinno charakteryzować się spontanicznością wykluczającą manipulację, tak widoczną w «Człowieku z marmuru»”.
W czym przejawia się owa manipulacja Wajdy? Zdaniem partyjnego krytyka, „w konkluzjach generalnych sprowadza się ona (…) do stawiania znaku równości między okresem błędów i wypaczeń (trwającym kilka lat) a ostatnim trzydziestoleciem. Jakie to daje następstwa? Wszystko, co jawi się przed naszymi oczyma, jest skarykaturowane. Używając określenia Witkacego, powiedzielibyśmy — przepotwornione. Jest też taki stopień koncentracji zjawisk negatywnych, że niemożliwa staje się różnicująca oceny skala wartości. Odnosi się to do ludzi i rzeczywistości”.
To były groźne słowa; na szczęście narodowi komuniści nie mieli w 1977 roku tak mocnej pozycji, jak w 1968. Mocniej podnieśli głowy, też na chwilę, po wprowadzeniu stanu wojennego w 1981 roku. Mieli wtedy swoje pismo „Rzeczywistość”, w którym regularnie odkrywano „nie-Polaków” i zdrajców socjalizmu. Sam Bohdan Poręba, który na komisjach kolaudacyjnych tępił filmy Zespołu „X” Wajdy i Zespołu „Tor” Różewicza, a szczególnie bezwzględnie „Przesłuchanie” Ryszarda Bugajskiego, już w wolnej Polsce stał się działaczem narodowo-katolickim. To też są ciekawe dzieje. Stał się bohaterem niektórych pism prawicowych; nikt mu nie wypominał, że po kolaudacji „Przesłuchania” napisał w konkluzji: „Kategoria – czwarta, zasięg rozpowszechniania – nikt, festiwale – nie, jestem przeciwny ukazaniu się filmu”.
Powróćmy do „Człowieka z marmuru”. W „Trybunie Ludu”, głównym organie KC PZPR, także nie szczędzono Wajdzie razów. Przeprowadzano wywiady z dawnymi przodownikami pracy, którzy śrubowali rekordowe normy. Po latach pisano o Pstrowskim, Ożarskim i innych: „To oni w czasie pierwszomajowych pochodów z dumą demonstrowali ordery na odświętnych garniturach, zapraszani na trybuny przez przywódców partyjnych. Ale wkrótce moda na przodowników pracy minęła i dawni bohaterowie przestali być potrzebni. Odtrąceni i pozostawieni sami sobie – nie potrafili – a często nie mogli wrócić do zwykłego murowania. Stanęli w pierwszym szeregu oszukanych”. Niektórzy próbowali wbrew faktom zaklinać rzeczywistość i bronić swojej „romantycznej” przeszłości. Zarzucali więc Wajdzie, że odziera ich przeszłość z jakiegokolwiek piękna. Wajda pokazuje Birkuta z szacunkiem, nie ma jednak wątpliwości, że był on ofiarą nieludzkiego systemu stalinowskiego.
W „Człowieku z marmuru” młodych widzów porywała Krystyna Janda, debiutująca na ekranie. Grana przez nią Agnieszka, dziennikarka i dokumentalistka, ubrana w bluzę dżinsową i spodnie też dżinsowe (charakterystyczne wtedy, modne dzwony), energiczna, niezależna, trochę opryskliwa, irytująca, bezczelna, dążąca do prawdy, ale nie za wszelką cenę – stała się bohaterką pokoleniową. A sama Janda od tego filmu rozpoczęła swój marsz triumfalny po ekranach kin i scenach teatralnych.
Wajda tymczasem szedł na całość. Następny ważny film, „Bez znieczulenia”, był także bardzo gorzkim rozliczeniem z PRL-em „pomarcowym” i gierkowskim.
Andrzej Luter, gratulacje za ten artykuł literacko interesujący! Nie myślę się rozpisywać na temat doskonale już znany, ale bardzo ważny dla Narodu Polskiego. Odwaga w wykonaniu tego filmu w tych tak trudnych latach kraju, dokonała wiedzy dla ludzi i wzorowego postępu w kinie polskim. Brawo za dobrą współpracę reżysera ze scenarzystą i ogólnie z całą ekipą aktorów itd..! Jest to jeden z najbardziej wartościowych filmów historii Polskiej i bardzo ważny, i doceniony z pozytywnym spojrzeniem, na dzieło wzorowego przykładu człowieka. Wspomnę, że kinem polskim są zainteresowani po za granicami i nawet w niemal tutejszym czasie, będzie udostępniona doktoracka teza na temat kina Polskiego. Osobiście i niecierpliwie czekam na przeczytanie tej pracy, ponieważ jestem polką i to dotyczy mojej ojczyzny. Wiem tylko jako; Doktorska praca Gabriela Laverdiere z Uniwersytetu Laval, Québec. Canada. Kino polskie jest co raz bardziej dostępne dla innych krajów i to już od dawna. Dzięki dziełom i artystom naród się uświadamia. Jest to zaletą kulturalną w ciągłym oczekiwaniu. Dziękuję za ten bardzo dobry artykuł i serdecznie pozdrawiam !!! Jestem tylko czytelniczką i wielbicielką literatury, teatru i kina.