Coraz bardziej osamotniona i także coraz bardziej podzielona Europa patrzy z niepokojem na niestabilny Waszyngton.
15 stycznia amerykański prezydent elekt wystąpił z orędziem noworocznym dla Europy, udzielając wywiadu dwóm europejskim gazetom: niemieckiemu „Bildowi” i brytyjskiemu „The Times of London”. Przesłanie jest klarowne i dotyczy trzech istotnych z punktu widzenia dotychczasowych sojuszników obszarów: Unii Europejskiej, NATO i relacji z Rosją. W każdym z nich stanowisko Trumpa okazało się co najmniej zaskakujące.
Unia Europejska, jak się okazuje, powstała po to, by zapewnić dominację Niemiec na kontynencie i prowadzić pod ich dyktando gospodarczą wojnę ze Stanami Zjednoczonymi. Z tego punktu widzenia Brexit to sukces USA, które oczekują na opuszczenie Unii przez kolejne państwa. NATO to „przestarzała” organizacja, powstała w innej epoce politycznej i nie potrafiąca odpowiadać na współczesne wyzwania i skutecznie walczyć z terroryzmem, którym zresztą „w ogóle się nie zajmuje”. Na dodatek większość jego członków nie wywiązuje się z przyjętych zobowiązań. Zamiast sankcji Trump proponuje Rosji „układ”. I liczy na dobre relacje.
Moskwa zareagowała natychmiast: rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow entuzjastycznie wsparł tezy Trumpa, zwłaszcza te, odnoszące się do NATO. Bruksela, ta unijna i ta natowska, jak dotąd nie zajęła oficjalnego stanowiska, choć musi być naprawdę zaniepokojona. Choć nie powinna, bo przecież prezydent elekt powtórzył tylko to, co mówił swoim wyborcom podczas kampanii. Może tylko cel powstania Unii określił zupełnie na nowo. Wywiad Trumpa to kolejny odcinek politycznego thrillera, który trwa nieprzerwanie od końca ubiegłego roku.
W Waszyngtonie rok 2016 zakończył się spektakularnie: ustępujący prezydent, Barack Obama podjął decyzję o natychmiastowym wydaleniu 35 rosyjskich dyplomatów, a FBI opublikowała jawną część raportu dokumentującego rosyjskie ingerencje w proces amerykańskich wyborów prezydenckich. Między innymi poprzez włamania do komputerów instytucji i osób prywatnych (ponad tysiąc złośliwych linków, w tym do komitetu wyborczego Partii Demokratycznej i szefa kampanii Johna Podesty), tworzenie portali (DC Leaks) i blogów (Guccifier 2.0) oraz uruchomienie tysięcy trolli rozsyłających i komentujących fałszywe informacje (fake news). Celem tej operacji miało być skompromitowanie Hillary Clinton i zwiększenie szans Donalda Trumpa na zwycięstwo.
W odpowiedzi Moskwa zaprezentowała swój spektakl: MSZ ustami ministra Ławrowa zażądało równie natychmiastowej, symetrycznej odpowiedzi (czego wszyscy się spodziewali), po czym do akcji wkroczył prezydent Putin i (czego prawie nikt się nie spodziewał) polecił zachować spokój, zignorować „histeryczne reakcje przegranych” i poczekać na inaugurację nowego prezydenta.
Donald Trump odniósł się do raportu lekceważąco, zbeształ „polujących na czarownice” dziennikarzy i odchodzącego prezydenta, i niemal poprosił kolegę z Kremla o jeszcze chwilę cierpliwości. 6 stycznia szefowie czterech najważniejszych służb odpowiedzialnych za zewnętrzne i wewnętrzne bezpieczeństwo Stanów Zjednoczonych spotkali się z prezydentem elektem, by przedstawić mu osobiście fakty i wnioski płynące z raportu. Po spotkaniu Trump po raz pierwszy przyznał, że „próby ingerencji” ze strony Rosji (i Chin) rzeczywiście miały miejsce, ale w najmniejszy sposób nie wpłynęły na ostateczne wyniki wyborów.
Równolegle niechętni Trumpowi republikańscy przewodniczący senackich komisji Sił Zbrojnych i Finansów – wsparci przez Demokratów z Izby Reprezentantów – zażądali zaostrzenia sankcji wobec Moskwy. Szefowie CIA, FBI i NSA natomiast formalnie ostrzegli europejskich sojuszników, że Rosja wykorzysta doświadczenie z amerykańskiej kampanii do uzyskania wpływu na kluczowe decyzje polityczne także w ich krajach. Zwłaszcza tam, gdzie w najbliższym czasie będą odbywać się wybory – we Francji, Niemczech, a pewnie i we Włoszech. Zmasowanych ataków hakerskich powinny spodziewać się także instytucje europejskie i NATO.
11 stycznia rano najważniejsze media amerykańskie (CNN, NYT i WP) poinformowały, że w trakcie spotkania z szefami służb Trumpowi przekazano także dwie strony tekstu dotyczące spraw kompromitujących go osobiście. Według informacji dostarczonych przez emerytowanego pracownika wywiadu brytyjskiego, Rosjanie dysponują nagraniami prywatnych spotkań obecnego prezydenta elekta z paniami lekkich obyczajów w pokojach hotelowych, odbywanych w trakcie jego kolejnych podróży. Na te prywatne „kompromaty”, którym i Trump i Kreml oczywiście zaprzeczają, nie ma jednak twardych dowodów, a autor rewelacji pracował dla przeciwników Trumpa. Choć wiemy, że radzieckie i rosyjskie (pewnie zresztą wszystkie) służby takich metod używają, a prezydent elekt ma do kobiet stosunek, oględnie mówiąc, specyficzny. Znacznie ciekawsze wydają się prezentowane przez Scotta Hortona (prawnika i obrońcę praw człowieka) wnioski z raportów „Financial Times” dotyczące związków Trumpa z Rosyjsko-Amerykańska Izbą Handlową i rosyjskimi oligarchami będącymi w wielu przypadkach właścicielami luksusowych apartamentów w jego wieżowcach i hotelach. Horton sugeruje, że w chwilach kryzysu – Trump siedmiokrotnie ogłaszał bankructwo – ratowały go rosyjskie pieniądze. Ale na to też nie ma twardych dowodów
Wszystko, co napisałam powyżej, przypomina wprowadzenie do kolejnej strategicznej gry ćwiczonej teoretycznie, co najmniej raz do roku, przez Sojuszników w dziwny sposób połączonej z telenowelą. Tyle, że to się dzieje naprawdę. I niezależnie od tego, ile przytoczonych powyżej faktów jest prawdziwych, nie ulega wątpliwości, że Ameryka nie tylko zmienia kierunek swojej polityki zagranicznej, ale nie wygląda już jak poważne supermocarstwo. Jej elity oskarżają się wzajemnie, służby zamiast zapobiegać, raportują, prezydent elekt i kandydat na sekretarza stanu muszą tłumaczyć się ze związków z Rosją i jej prezydentem, a społeczeństwo jest coraz bardziej podzielone i zdezorientowane. Coraz bardziej osamotniona i także coraz bardziej podzielona Europa patrzy z niepokojem na niestabilny Waszyngton. Może próbować szybko znaleźć rozwiązanie poprzez ścisłą współpracę (także obronną) państw strefy euro, czekać na atak Rosji lub próbować się z nią dogadać. Ponieważ Rosja jest potęgą. Przynajmniej w naszych głowach. Naprawdę jest?
Rosja ma potężne, strukturalne problemy wewnętrzne, a ten ostatni rzut na taśmę, na zasadzie „wszystkie ręce na pokład”, jest prawdopodobnie ostatnim podrygiem dogorywającego lewiatana.