Współcześnie „my” zaczyna tak naprawdę obejmować całą ludzkość. Powiedziałbym, że w związku z tym następny skok wymaga ni mniej, ni więcej, tylko obalenia zaimka osobowego „oni” – aż nie będzie już żadnych „onych”.
Pozdrawiam prof. Andreę Riccardiego, który zainicjował niezwykłą Wspólnotę Sant’Egidio, oraz wszystkich, którzy tu przybyli, odpowiadając na apel „pragnienia pokoju”. Nie mam dla Państwa optymistycznych wieści.
Przed ludzkością stoi ogromne wyzwanie i zadanie. Jeżeli nawet możemy wypatrywać jakiegoś światła w tunelu, to już na samym początku muszę ostrzec, że, moim zdaniem, światło jest bardzo daleko, a tunel między nami a światłem jest niepewny i niebezpieczny.
„My”, czyli 150 osób
Historię ludzkości, te kilka tysięcy lat ludzkiej egzystencji, można podsumować i sparafrazować na kilka sposobów. Można na przykład powiedzieć, że jest to historia tego, jak poszerzało się znaczenie zaimka „my”. Liczba osób, którą obejmowała owe „my”, rozrastała się stopniowo, ale systematycznie.
Wszystko zaczyna się od naszych najdawniejszych przodków. Archeolodzy i paleontolodzy utrzymują, że grupa, którą uważano za swoją, nie mogła być większa niż 150 osób. Reszta to nie byli ludzie, to była natura, pozostawała poza nawiasem „nas”.
Dlaczego akurat 150? Ponieważ nasi przodkowie byli myśliwymi albo zbieraczami. Nie mieli publicznych autobusów ani prywatnych samochodów. Nie mieli supermarketów, nie mieli nawet miejsca, w którym mogliby przechowywać nadmiar jedzenia. Zatem ich zbiorowość musiała być ograniczona do takiej liczby ludzi, którzy byli w stanie wspólnie wędrować w poszukiwaniu pożywienia i znaleźć go wystarczająco dużo, aby utrzymać się przy życiu aż do przeniesienia się w inne miejsce. Liczba ta rosła. Była epoka plemion, pierwszych form społeczności. Plemiona wciąż należały do „nas”, ale niekoniecznie były to osoby, które znało się osobiście. Potem nadeszła era mocarstw i państw narodowych.
Pokój będzie trwały na tyle, na ile uzbroimy nasze dzieci bronią dialogu
Obecnie znajdujemy się w takim momencie tego długiego ciągu wydarzeń, jaki nie miał precedensu w historii. Nie można więc oprzeć się na żadnym podobnym historycznym precedensie. Dotychczas na wszystkich etapach, we wszystkich zwrotach historii ludzkości można było znaleźć jeden wspólny mianownik: społeczności opierały się na grze wykluczania i włączania. Ludzie identyfikowali się z grupą na zasadzie wzajemności. Potrzebowali się nawzajem. Niezależnie od tego, jak byli wobec siebie wrogo nastawieni, przynależność do „my” oznaczała, że nie należało się do „nich”. Jeżeli należało się do „nich”, to nie było się „nami”. Jedno nie istniało bez drugiego jako znacząca i akceptowana forma przynależności.
Tak było przez całą historię ludzkości. Oczywiście wiązało się to z ogromnym rozlewem krwi, którą przelano w imię tego mechanizmu identyfikacji, opierającego się na opozycji do zewnętrznego wroga. Dzisiaj po raz pierwszy widzimy sytuację, w której musimy stanąć twarzą w twarz z nieuniknioną, jak przypuszczam, koniecznością tego, co określiłbym jako ostatni etap historii rozwoju pojęcia człowieczeństwa.
„My”, czyli ludzkość
Współcześnie „my” zaczyna tak naprawdę obejmować całą ludzkość. Powiedziałbym, że w związku z tym następny skok wymaga ni mniej, ni więcej, tylko obalenia zaimka osobowego „oni” – aż nie będzie już żadnych „onych”.
Do tej pory nasi przodkowie integrowali się dzięki posiadaniu wspólnego wroga. Ale teraz – gdy mówimy o jednej, globalnej ludzkości – gdzie znaleźć tego wroga? Ulrich Beck, jeden z największych, najbardziej wnikliwych współczesnych socjologów, bardzo prosto i jasno opisał to zjawisko. Powiedział: „Już teraz żyjemy w rzeczywistości kosmopolitycznej”. Jesteśmy w niej, czy tego chcemy, czy nie, po prostu się w niej znaleźliśmy.
Oznacza to, że cokolwiek dzieje się w jakimś odległym zakątku globu, wpływa na resztę planety. Cokolwiek robimy, wpływa to na nasze dzieci, wnuki i nienarodzone jeszcze praprawnuki. To jest jedna strona tej historii. Nie ma odwrotu. Zależymy od siebie! Nasza władza, nasz przemysł, nasze finanse, proces zaspokajania potrzeb.
Z drugiej strony, jak wskazuje Ulrich Beck, nie zaczęliśmy nawet jeszcze rozwijać w sobie świadomości kosmopolitycznej. Próbujemy więc radzić sobie z sytuacją kosmopolityczną za pomocą środków, które naszym przodkom służyły do zarządzania terytorialnie niepodległymi częściami globu o wąsko zakreślonych granicach, czyli państwami narodowymi. A to jest pułapka. To wyzwanie, z którym nigdy się nie mierzyliśmy: jak integrować – bez narastających podziałów i wrogości – ludzi, którzy nie należą do tego samego terytorium i wydają się nie do pogodzenia?
Jak to zrobić? To wielkie pytanie naszych czasów. Na szczęście istnieje największy dar chrześcijaństwa, Kościoła katolickiego, dla świata, jakim jest papież Franciszek. On wskazuje drogę.
Papieskie światło w tunelu
Rady papieża są wielostronne. Nie będę silił się tu na podsumowanie całego jego nauczania – również dlatego, że ono się rozwija, zyskuje z każdym dniem głębię. Wskażę tylko – za pomocą trzech cytatów – trzy elementy tego przesłania, które są związane z omawianym przez nas tematem.
„Jeśli jest jakieś słowo, które powinniśmy niestrudzenie powtarzać, to jest nim „dialog”. Jesteśmy zaproszeni do krzewienia kultury dialogu, starając się za pomocą wszelkich środków otworzyć procesy, by stało się to możliwe i pozwalało nam na odbudowę tkanki społecznej. Kultura dialogu zakłada autentyczne uczenie się, ascezę, pomagającą nam rozpoznać drugą osobą jako ważnego partnera dialogu; która pozwala nam spojrzeć na przybysza, migranta, osobę przynależącą do innej kultury jako podmiot, który trzeba wysłuchać, uznać i docenić. Pilnym zadaniem jest dla nas dzisiaj zaangażowanie wszystkich podmiotów społecznych w promowanie kultury, która daje pierwszeństwo dialogowi jako formie spotkania. […] Pokój będzie trwały na tyle, na ile uzbroimy nasze dzieci bronią dialogu, nauczymy je dobrej walki spotkania i negocjacji. W ten sposób będziemy mogli pozostawić im w spadku taką kulturę, która będzie umiała nakreślić nie strategie śmierci, lecz życia, nie wykluczenia, lecz integracji”.
Cierpliwości! Skupmy się na celach długoterminowych
To pierwsza kwestia. Drugą część przesłania papieża Franciszka można podsumować za pomocą następującego cytatu: „Sprawiedliwy podział owoców ziemi i ludzkiej pracy nie jest zwykłą filantropią. Jest obowiązkiem moralnym. Jeśli chcemy myśleć o naszym społeczeństwie w inny sposób, to musimy stworzyć miejsca godnej i dobrze wynagradzanej pracy, szczególnie dla naszej młodzieży. […] A to wymaga od nas przejścia od gospodarki pieniężnej do ekonomii społecznej”.
To w kontekście pracy budujemy na nowo nasze bycie razem i dokonujemy podziału owoców ziemi. Trzeci aspekt przesłania prowadzi mnie do światła na końcu tunelu. Papież Franciszek mówi: „Ta kultura dialogu, która powinna być włączona we wszystkie programy szkolne jako oś przenikająca poszczególne dyscypliny, pomoże zaszczepić w młodym pokoleniu taki sposób rozwiązywania konfliktów, który jest różny od tego, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni”.
Stwierdzenie to jest szczególnie ważne, jeżeli weźmiemy pod uwagę nasze podejście do żądnych sensacji mediów i do polityków szukających łatwego pokrycia składanych obietnic. Z tego krótkiego cytatu wynika, że budowanie kultury dialogu nie jest receptą na szybkie rozwiązanie wszystkich naszych problemów. Wręcz przeciwnie, jak mówi stare, chińskie przysłowie: „Jeżeli myślisz o przyszłym roku, to zasiej ziarno. Jeżeli myślisz o następnych dziesięciu latach – zasadź drzewo. Jeżeli myślisz o kolejnych stu latach – edukuj ludzi”. Edukowanie ludzi to bardzo długi proces. Budowanie pokojowego świata nie jest jak przyrządzanie kawy rozpuszczalnej. To o wiele bardziej złożona kwestia.
Jeżeli naprawdę chcemy pójść za radą papieża Franciszka, to bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy rozwinąć w sobie tę rzadką i wymagającą w dzisiejszym zabieganym świecie cnotę: cierpliwości, konsekwencji i myślenia długoterminowego. Mówię tu o prawdziwej rewolucji kulturowej. Jest to całkowite przeciwieństwo świata, w którym rzeczy zaczynają się starzeć, zanim się jeszcze narodzą.
Zatem: cierpliwości! Skupmy się na celach długoterminowych. Spoglądajmy w stronę światła w tunelu, niezależnie od tego, jak dalekie nam się ono wydaje.
Tekst pochodzi z kwartalnika „Więź” nr 4/2016.
Jest to treść wystąpienia prof. Zygmunta Baumana podczas otwarcia międzyreligijnego spotkania „Pragnienie pokoju”, zorganizowanego przez Wspólnotę Sant’Egidio, Asyż, 19 września 2016 r. (więcej o spotkaniu: zob. www.santegidio.org).
Tłum. Magdalena Macińska. Wszystkie cytaty pochodzą z przemówienia papieża Franciszka po odebraniu Nagrody Karola Wielkiego, 6 maja 2016 r. Podajemy tekst polski przemówienia w lekko skorygowanym oficjalnym przekładzie watykańskim [Red.].