Jezus otwiera nas na wszystkich. Jeśli takie otwarcie nie udaje się, wynika to ze zmagania się nie tyle z innymi, ile ze sobą – mówi bp Grzegorz Ryś.
Małgorzata Bilska: Tegoroczne święta wypadają w czasie pełnym napięć, agresji, podejrzliwości, strachu o przyszłość. Co zrobić, żeby nie dać się ponieść fali zbiorowych emocji, pochopnych ocen? Jak złapać dystans „nie z tego świata” do informacji, które wylewają się z mediów i internetu?
Bp Grzegorz Ryś: Trzeba się modlić. O tego typu sytuacji mówi Jezus swoim uczniom w Ewangelii św. Łukasza, w przypowieści o natrętnej wdowie (Łk 18,1-8). Ta kobieta jest pozostawiona sama ze swoją bezradnością, narażona na przemoc. Jest jakiś człowiek, który ją upokarza, narusza jej prawa – i jest sędzia, który nie chce jej pomóc, ma w nosie jakąkolwiek interwencję, choć to jego obowiązek. Ona nie ma przy sobie żadnego mężczyzny, który mógłby się za nią ująć. Jest bezradna. Jezus mówi, że to sytuacja próby.
W takiej sytuacji są chrześcijanie w świecie. A jedynym sposobem, żeby nie stracili wiary (bo takim pytaniem kończy się ta przypowieść: „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?”), jest modlitwa nieustanna. Rzecz jasna, nie chodzi tu o wygłaszanie zaklęć, tylko o spotkanie z Jezusem, które pozwala człowiekowi przejmować Jego sposób widzenia rzeczywistości.
Jeśli nie patrzymy oczami Jezusa, to patrzymy jakimiś innymi oczami. Takimi, jakie nam podpowiadają na przykład ugrupowania polityczne czy „zdrowy rozsądek”. Mamy wtedy swoje pomysły na to, jak rozwiązywać istniejące problemy. A Jezus mówi: Jeśli spotykacie się ze złem, to waszą odpowiedzią na zło ma być miłosierdzie. Zło dobrem zwyciężaj! Odpowiedzią chrześcijańską – to znaczy: po Bożemu skuteczną – jest miłosierdzie.
Umiemy się pięknie modlić. Jesteśmy ochrzczeni od 1050 lat, ale jednak kłócimy się straszliwie – i dzielimy. Wcale nie opłatkiem… Skoro Boże Narodzenie to spotkanie z osobą Jezusa, to jak Go teraz przyjąć w innych?
Spotkanie z Osobą Jezusa Chrystusa to także spotkanie z ludźmi, na których On mnie otwiera. A On otwiera powszechnie. Jeśli takie otwarcie nie udaje się, wynika to ze zmagania się nie tyle z ludźmi, ile ze sobą.
Kościół ma być czytelnym znakiem jedności całego rodzaju ludzkiego
To my mamy kłopot z uwierzeniem, że Jezus Chrystus faktycznie dokonał dzieła zbawienia, że zburzył mur między ludźmi, który się nazywa wrogość. Mamy kłopot z przyjęciem proroctw mesjańskich, mówiących, że wilk będzie mieszkał z barankiem, krowa z niedźwiedzicą, a dziecko bawić się będzie ze żmiją. My w to nie wierzymy. Kiedy to słyszymy, mówimy: niemożliwe. A to jest słowo, które jest obietnicą na czas mesjański, czyli na czas Jezusa Chrystusa.
W taki sposób zmagamy się ze swoją wiarą w to, czy słowo Boga ma moc i wypełniło się w Jezusie. Czasem sprowadzamy wiarę do fajnego, sympatycznego „ naskórka” kulturowego. Stawiamy choinkę, pośpiewamy sobie kolędy, nawet pójdziemy się przełamać z kimś opłatkiem – bez wiary w to, jaka moc kryje się za tymi znakami. Nie nasza, tylko Boża.
Może nie wierzymy, bo przeszkadza nam strach? Jan Paweł II mówił, żeby się nie lękać, a my doświadczamy histerycznej paniki pod wpływem byle plotki. Jak Jezus może nas otwierać na innych, skoro słowo „otwartość” stało się niemal wyklęte? Czym jest otwartość?
Odpowiedzi udziela nam współcześnie papież Franciszek, idąc wprost za Ewangelią: otwartość to wyjście ku innym. I miłosierdzie.
Niezależnie od tego, czy ktoś jest prawicowy, lewicowy, naszego wyznania, czy innego?
Tu dotykamy pytania o tożsamość Kościoła. Kościół nie istnieje dla siebie. I to Kościół sam o sobie wciąż powtarza. Współczesna definicja Kościoła, zaczerpnięta z nauczania II Soboru Watykańskiego, głosi, że Kościół jest „znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego”. Jeśli Kościół tak siebie rozumie, to odpowiednio do tego rozumienia powinien się zachowywać.
Mamy być czytelnym znakiem jedności całego rodzaju ludzkiego! Jeśli Kościół nie wychodzi do całego rodzaju ludzkiego, to staje się narzędziem nieużywanym. A takie narzędzie szybko rdzewieje…
Bardzo dziękuję za przypomnienie o jedności. Czego można życzyć Czytelnikom „Więzi” na to Boże Narodzenie?
Pokój Wam! Nie bójcie się.