Jesień 2024, nr 3

Zamów

Wynalazki „sowieckiego humanizmu”

Rafał Marceli Blüth „»Likwidacja leninowskiej elity« oraz inne pisma sowietologiczne”, Biblioteka „Więzi”, Warszawa 2016

Jeszcze nigdy ofiary hańbiące siebie publicznie nie domagały się własnej śmierci – spostrzega Rafał Marceli Blüth w esejach o stalinowskim terrorze.

Zbiór Rafała Marcelego Blütha „»Likwidacja leninowskiej elity« oraz inne pisma sowietologiczne” zawiera osiemnaście obszernych tekstów sowietologicznych publikowanych na łamach „Przeglądu Współczesnego”, „Drogi” i „Verbum”. Wszystkie napisane w latach 1933-1938 dotyczą Związku Radzieckiego i wielkiego projektu przebudowy państwa i społeczeństwa. Blüth omawia rozmaite sfery radzieckiego porządku politycznego i tak zostały w tym zbiorze podzielone teksty. Pierwszy i najobszerniejszy bodaj rozdział nosi tytuł „Likwidacja leninowskiej elity”, drugi zbiera eseje poświęcone „Nowej inteligencji sowieckiej”, kolejny dotyczy „Walki z religią”, dwa ostatnie zaś mówią o Komsomole i Kominternie oraz o próbach krytyki Stalina.

Stworzenie nowego człowieka radzieckiego, czyli posłusznego, bezrefleksyjnego niewolnika, wymagało najpierw unicestwienia możliwych konkurentów i oponentów politycznych – to właśnie w tekstach otwierających zbiór. Kolejne są analizą tego, co nazajutrz.

Rafał Marceli Blüth „»Likwidacja leninowskiej elity« oraz inne pisma sowietologiczne”
Rafał Marceli Blüth „»Likwidacja leninowskiej elity« oraz inne pisma sowietologiczne”, Biblioteka „Więzi”, Warszawa 2016

To dobry porządek, chociaż pomyślany wbrew chronologii. Obszerne eseje, czy jak powiedzielibyśmy dzisiejszym żargonem politologicznym, „analizy eksperckie” zawarte w rozdziale pierwszym są szczegółowym omówieniem przełomowych wydarzeń lat 1936 i 1937: pierwszego procesu tzw. Grupy Trockistowsko-Zinowiewowskiej z 1936 roku, na którym członków wyimaginowanej grupy oskarżano o przygotowywanie zabójstw najważniejszych ludzi partii: Kaganowicza, Ordżonikidze, Żdanowa, samego Stalina; osławionego lutowego plenum Komitetu Centralnego WKPB będącego ideowym potwierdzeniem Wielkiego Terroru; drugiego Wielkiego Procesu Moskiewskiego ze stycznia 1937 roku i wreszcie; procesu Tuchaczewskiego z lipca 1937 roku. Tuchaczewskiemu, przypomnijmy, zarzucano członkostwo w antyradzieckiej grupie trockistowskiej, współpracę z aresztowanymi już wówczas Bucharinem i Rykowem i przekazywanie niemieckiemu sztabowi generalnemu tajnych radzieckich planów wojskowych.

Morderstwa polityczne przeprowadzane na wielką skalę robią olbrzymie wrażenie, ale Blüth spostrzega coś znacznie ważniejszego – nie tylko zmianę skali, także niezwykłą zmianę jakości. To z tego właśnie powodu procesy epoki Wielkiego Terroru uważamy za nieznane dotychczas fenomeny. Powiada Blüth: „ostatni wynalazek sowieckiego humanizmu, jak się okazuje, polegać miałby na tym, że luzie, których oskarża się o realnie niedokonane przestępstwa, nie tylko przyznają się do ich spełnienia, nie tylko wyrzekają się obrony i sami obrzucają się błotem samobiczujących inwektyw, ale domagają się także i egzekucji nad sobą. Żadnemu z tyranów żadnej inkwizycji nie udawało się do tego stopnia zdeptać człowieka, jak to się udało Stalinowi”. I drugi ważny cytat: „Co nowego wnosi proces moskiewski do udoskonalającej się stale techniki poniżania człowieka? Dwa momenty noszą w nim znamię rekordowe: 1) nigdy jeszcze ofiary hańbiące siebie publicznie, nie domagały się śmierci”, 2) nigdy jeszcze komedia publicznego pohańbienia nie kończyła się rzeczywistym straceniem”. Lub taki cytat: „oskarżeni w dziwny sposób pełnią rolę oskarżycieli”.

Wesprzyj Więź

Kapitalne te uwagi znajdujemy w pierwszych akapitach dużego eseju napisanym w 1937 roku. Kwestia samoponiżenia ofiar będzie z czasem dostrzegana przez wielu obserwatorów, także w przetworzeniach literackich, choćby w słynnej powieści Arthura Koestlera „Ciemność w południe”, ale wszystko to przyjdzie później. Powieść Koestlera wyszła w roku 1940, w polskim przekładzie Tymona Terleckiego w Londynie w roku 1949.

Artykuły Blütha są analizą machiny terroru w każdym totalitaryzmie i w każdej epoce

Sowietoznawstwo nie było jedyną specjalizacją Rafała Blütha – był ona także historykiem literatury romantycznej, wybitnym znawcą twórczości Adama Mickewicza, pisywał o klasycznej literaturze rosyskiej. Grywał więc Blüth jednocześnie na wielu klawiaturach, w kwestiach sowietologicznych borykał się z ubóstwem źródeł, a jednak jego artykuły są dowodem wnikliwych badań i obserwacji. Rafał Blüth korzystał przede wszystkim z doniesień prasy zagranicznej, czytał także oficjalną prasę radziecką, a jak wiadomo oficjalna wykładnia propagandowa, jeśli czytana przez czytelnika doświadczonego, także była cennym źródłem. Jednocześnie w jednym z tekstów Blüth pisze, że liczni znawcy spraw wschodnich cierpią na „nadmiar inicjatywy wróżbiarskiej” – dobrze to świadczy o rozumnej powściągliwości badacza.

Jesteśmy dzisiaj w Rosji świadkami kolejnego dokręcania śrubki – sfingowane procesy sądowe, restrykcyjne ustawodawstwo o tzw. agentach zagranicznych uderzające w organizacje obywatelskie, pokazowe aresztowania urzędujących ministrów – wszystko to przypomina lata radzieckiego totalitaryzmu i autorytaryzmu, chociaż wciąż jeszcze nie w tamtej skali. Mówię o tym, ponieważ zbiór Rafała Marcelego Blütha można czytać szerzej niż tylko jako analizę terroru stalinowskiego drugiej połowy lat trzydziestych w ZSRR – a więc konkretnych zdarzeń w konkretnej epoce. Artykuły Blütha wykraczają poza swój czas i są także analizą machiny terroru w każdym totalitaryzmie i w każdej epoce – tu trudno coś nowego wymyślić. Czytamy więc „Likwidację leninowskiej elity” i rozumiemy, że skala i niebezpieczeństwa są może różne, ale metody i instrumenty, widzimy to właśnie m.in. dzięki rozpoznaniom, analizom i interpretacjom Rafała Marcelego Blütha, jakby znajome.

Podziel się

1
Wiadomość