Swojska Nike i światowy Nobel to pewnie jedyne nagrody literackie, które kojarzy przeciętny czytelnik. Być może to się zmieni, bo na naszym rynku książki coraz mocniej rozpycha się anglojęzyczny Booker.
Żyjemy w czasach inflacji literackich nagród. Niektórzy czytelnicy narzekają, że właściwie każda książka w księgarni albo dostała jakąś statuetkę, albo była do czegoś nominowana. Niemniej, te najważniejsze nagrody wciąż robią wrażenie. Nobel dla autora zapowiada dla jego wydawnictwa zawsze czas żniw. Podobny skutek, chociaż trochę mniejszy, ma nagroda Nike. I nie chodzi tylko o indywidualnych czytelników. Nagroda to sygnał dla bibliotek, aby natychmiast zamówić książkę z katalogu. A że bibliotek w Polsce mamy ponad osiem tysięcy, jest o co walczyć.
Czy Wydawnictwu Literackiemu opłaci się strategia promowania Nagrody Bookera?
Odnoszę wrażenie, że do tej polskiej czytelniczej ekstraligi wśród nagród może wkrótce dołączyć Nagroda Bookera. To jedno z najbardziej prestiżowych wyróżnień literackich na świecie. Przyznawana jest od 1969 roku. Początkowo przeznaczona dla autorów krajów Wspólnoty Narodów (międzynarodowa organizacja zrzeszająca kraje byłego Imperium Brytyjskiego), a także Irlandii oraz Zimbabwe. Od 2013 roku otrzymać ją może dowolny anglojęzyczny autor (co wywołało niemałe poruszenie w brytyjskim środowisku literackim). Wśród nagrodzonych wielkie nazwiska. Są nobliści jak V.S. Naipaul, William Golding, Nadine Gordimer oraz J.M. Coetzee oraz tacy giganci jak Salman Rushdie czy Kingsley Amis.
Do tej pory Booker w Polsce był odnotowywany wśród najbardziej zapalonych czytelników, ale rzadko był używany jako tzw. selling point dla danej książki. Można się nim było chwalić na okładce, ale wielkiego wrażenia to nie robiło. Hilary Mantel była powszechnie chwalona przez krytyków i zdobyła grono wiernych czytelników. Ale chyba mało kto wie, że jest jedną z nielicznych kobiet, która zdobyła tę nagrodę i jedyną, która zdobyła ją dwukrotnie. Inny dwukrotny laureat, Australijczyk Peter Carey, jest w Polsce wydawany, ale furory nie zrobił.
Sytuacja zaczęła się zmieniać dopiero rok temu, gdy Wydawnictwo Literackie zdecydowało się wydać „Wszystko, co lśni” Eleanor Cotton. Mieszkająca w Nowej Zelandii pisarka była nie tylko najmłodszą laureatką w historii Bookera (miała zaledwie 28 lat!), ale także jej monumentalna powieść okazała się najdłuższą z nagrodzonych. Krótko mówiąc, był to doskonały materiał dla speców od marketingu i PR-u. I wykorzystali go w pełni, chociaż sama książka jest mocno przeciętna. W opowieści o nowozelandzkiej gorączce złota z XIX wieku nie ma nic odkrywczego, a fabuła jest dość nużąca. Wydawnictwo Literackie poszło za ciosem i jeszcze w tym samym roku wydało kolejną nagrodzoną powieść – „Ścieżki Północy” Richarda Flanagana. I to był już prawdziwy bestseller, mimo że strzał wydawał się ryzykowny. Flanagan przecież już raz w Polsce się pojawił i czytelniczych serc nie zdobył. Tym razem historia potoczyła się inaczej i Australijczyk prawdopodobnie na stałe zagościł w gronie najpopularniejszych obcojęzycznych autorów w Polsce.
I wreszcie ten rok – laureat Bookera za rok 2015 czyli „Krótka historia siedmiu zabójstw” Jamajczyka Marlona Jamesa. Rzecz osnuta wokół historii napadu na dom Boba Marleya. A w tle wielka polityka, zimnowojenne konflikty, gangi, handel narkotykami i gry wywiadu. Powieść brawurowa, mocna, barwna i monumentalna. Wydawcą i tutaj jest Literackie. W tym wypadku imponuje także tempo tłumaczenia. Rzecz jest objętościowo dość duża (ponad 700 stron), ale przede wszystkim częściowo napisana w patois (jamajska odmiana angielskiego). W związku z tym spotkałem się nawet ze stwierdzeniami, że na polski jest nieprzetłumaczalna.
Jak na razie wydaje się, że Marlon James radzi sobie w Polsce całkiem nieźle. Zbiera bardzo dobre recenzje (chwalił go m.in. inny autor Literackiego – Szczepan Twardoch), pojawia się w prasie, publikowane są z nim wywiady. Czy powtórzy sukces Flanagana? I czy Literackiemu opłaci się strategia, według której promuje nie tylko własnych autorów, lecz także samą nagrodę? Dziś zdaje się, że to całkiem możliwe.
Tegorocznym laureatem Bookera został po raz pierwszy Amerykanin – Paul Betty z powieścią „The Sellout”, satyrą na temat polityki rasowej w Stanach Zjednoczonych. Ciekawe, czy będziemy mieć okazję przeczytać ją w Polsce.