Nastał jakby czas zasieków, maksymalnej kontroli i pielęgnowania gotowości do walki. Trudno zachować nadzieję.
O komentarzu Cezarego Gawrysia „Rok Miłosierdzia: szkoda zmarnowanych szans”
Bardzo ludzki tekst mówiący o rozczarowaniu postawą hierarchów polskiego Kościoła. Niezręcznie jest stwierdzić, że należało się tego spodziewać. Przecież trzeba mieć nadzieję, że Miłosierdzie – a nie rok programu – nie jest bezowocne, jednak żałoba po utracie szansy na znalezienie i pokazanie ewangelicznej perły jest dołująca.
Wikła się nas, przytłacza i kontroluje na podwórkach katolicyzmu wielkimi hasłami, które nie zbliżają ludzi i tzw. duchownych do coraz większej grupy odchodzących na Franciszkowe „peryferia”. Najczęściej z powodu poczucia godności i wolności, które wcale nie jest przeciwko Bogu. Nie pasujemy do pielęgnowanego ideału i korzyści „religijnych”, których prorocka wrażliwość jest zastrzeżona dla urzędu. Lepiej, żeby „jeden”, tamten „inny” zginął, a nie „cały naród”. Nie mamy też tej „roztropności” (fronimos – rozwaga, rozsądek w rozumieniu dobra) z dzisiejszej Ewangelii, która jest odwagą, by być w świecie blisko ludzi, nie unosić się ponad nimi jako „synowie światła”, lecz odważyć się skreślać innym wielkość długu, bo takie działanie umożliwia życie z innymi dzięki uratowanemu, czy wynegocjowanemu, możliwemu dobru. W całym świecie mamy dziś jednak jakieś inne „trendy”.
Nastał jakby czas zasieków, maksymalnej kontroli i pielęgnowania gotowości do walki. Trudno zachować nadzieję. Właśnie skończyłem lekturę książki Wacława Hryniewicza „Nadzieja woła głośniej niż lęk. Eseje wokół nauczania Jezusa historycznego” (wyd. Charaktery). Bardzo wymagająca i momentami żmudna analiza tradycji biblijnych, ale jednak bardzo owocna. Nadzieja woła głośniej niż lęk.
Dąbki, 4 listopada 2016 r.
Ks. Andrzej Pęcherzewski