Spowiedź ma wymiar psychologiczny, pomaga w uzdrowieniu emocji. Ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, że od chwili wyznania winy nie niesie się już grzechu samemu. Grzech zostaje „objęty” przez Boga.
Wyznanie Natalii Przybysz, w którym publicznie przyznała się do dokonania aborcji, było już komentowane po wielokroć. Pojawiły się bardzo różne głosy: od współczucia, przez zrozumienie, aż po nieukrywane potępienie. W swoim wywiadzie mówi nie tylko o powodach i okolicznościach podjęcia tej tragicznej decyzji, ale także o tym, co działo się potem. Jak się okazuje, po dokonaniu aborcji Natalia rozważała możliwość przystąpienia do spowiedzi, ale ostatecznie tego nie zrobiła. Dlaczego?
Natalia Przybysz wyznaje: „W pewnym momencie trafiłam do starszego lekarza, któremu powiedziałam, jak to się stało, że doprowadziłam się do takiego stanu. Powiedział: «Teraz jest Rok Miłosierdzia, proszę iść do kościoła, wyspowiadać się i to przejdzie». Nawet sobie pomyślałam: kurczę, zrobię taki eksperyment. Ale bliscy mnie powstrzymali, powiedzieli, żebym tego nie robiła, że przeżyję traumę przy konfesjonale”.
Zastanawia mnie, skąd to przekonanie o traumie konfesjonału. Z doświadczenia? Z opowiadań innych? Z tak zwanego powszechnego przekonania? Coś musi być na rzeczy, skoro także papież Franciszek niejednokrotnie przypomina, że spowiedź nie może być torturą, a rozmowa w konfesjonale nie może przypominać policyjnego przesłuchania. Widocznie tak się czasami niestety dzieje. Niestety, wiemy o tym, że niejedno odejście od konfesjonału stało się także odejściem od Kościoła i od samego Boga. Dzieje się tak wtedy, gdy spowiednik staje się bez mała katem zamiast szafarzem miłosierdzia. Nie może jednak dobrze spowiadać ten, kto miłosierdzia nie rozumie i sam go nie odczuwa.
W jednej ze środowych katechez Franciszek powiedział: „sprawowanie sakramentu pojednania oznacza bycie otoczonym serdecznym uściskiem: jest to uścisk nieskończonego miłosierdzia Ojca”. Tym samym odwołał się do przypowieści o synu marnotrawnym. – Niespodzianką było to, że kiedy [powracający syn] zaczął prosić o przebaczenie, ojciec nie pozwolił mu mówić, lecz objął go, ucałował i wyprawił ucztę. Mówię wam, za każdym razem, kiedy się spowiadamy, Bóg nas obejmuje w uścisku, wyprawia ucztę – mówił papież. Trzeba tylko dać się objąć, a to nie zawsze to samo, co wyspowiadać się.
Ten starszy lekarz powiedział, że po spowiedzi „przejdzie”. Spowiedź, owszem, ma także wymiar psychologiczny. Pomaga w uzdrowieniu swoich emocji. Ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, że od chwili wyznania winy grzechu nie niesie już się samemu. Ten grzech został „objęty” przez Boga. Tamto „pięć minut” się już nie odstanie, nie da się już odmienić skutków tamtej decyzji. Ale nie zostaje się już z nią samemu.
Bardzo lubię piosenkę „SOS” w wykonaniu Natalii Przybysz, którą śpiewała kiedyś Kalina Jędrusik. Ta piosenka to rozpaczliwe wołanie o miłość:
Może ktoś nas usłyszy, zobaczy?
Na zbawienny pośpieszy ratunek
Naszą miłość nakarmi, opatrzy
Do szczęśliwych zawiedzie ją wrót?
To oczywiście przede wszystkim o miłości ludzkiej, ale przecież na „zbawienny ratunek” może w gruncie rzeczy pośpieszyć tylko Bóg. On nas nakarmi, opatrzy, da nową szatę, wyprawi ucztę, wprowadzi do wrót domu.
Franciszek mówi, że „jedynie to, co jest wykradzione sprzed Bożego miłosierdzia, nie może być odpuszczone, tak jak ten, kto ucieka przed słońcem, nie może być oświecony i ogrzany”. Ktoś jednak rozpuścił plotkę, że to słońce już nie ogrzewa i nie oświeca, ale wyłącznie pali. A przecież nikt dobrowolnie nie wybiera się na tortury. I trudno się mu potem dziwić, że ucieka.
Tekst pierwotnie opublikowany w „Przewodniku Katolickim”, nr 44/2016
czyli i śmierć dziecka ksiądz usprawiedliwia. .można zabić dziecko a potem sie tylko pójdzie do spowiedzi i po kłopocie. a jak sie nie pójdzie do spowiedzi , to oczywiście wina księży, kościoła.że tacy są Niedługoi księzy nie bedzie i kościły bedą pozamykane i pani przybysz nie bedzie miała dylematu i problemu i ksiądz chyba też nie bedzie miał o czym pisać
.po której stronie ksiądz stoi. aha, tych najlepszych nieomylnych niebładzących
czy aby na pewno
wątpie
tak ksiądz rozwala kościól od wewnatrz
Myślę, że nie o tym jest ten artykuł i autor wcale nie stawia się w świetle osoby, która cokolwiek w tej sprawie osądza lub usprawiedliwia. Zwraca natomiast uwagę na problem samej spowiedzi, która niewłaściwie przez kapłana poprowadzona odnosi skutki odwrotne od zamierzonych, czyli właśnie zniechęcenie i odejście niektórych wiernych od Kościoła. Znam kilka osób, które to spotkało i z własnego doświadczenia też wiem, że tak się dzieje.
Nie widzę tu żadnego dążenia do rozwalania Kościoła od wewnątrz, raczej refleksję, co można zrobić, by było lepiej.
Pozdrawiam i życzę mniej złości.
Pani Gośka to by była dobrym spowiednikiem. Takim miłosiernym. Skazałaby Pani N. Przybysz na śmierć czy tylko na więzienie?
Do użytkownika Gośka: Moim zdaniem tekst ks. Draguły promuje zupełnie przeciwne podejście niż „pójdę do spowiedzi i po kłopocie”. Zgodnie z tekstem spowiadający się musi mieć świadomość, że po spowiedzi grzech pozostaje grzechem, czasem nawet ogromnym (jak aborcja), ale grzech ten, przy szczerym żalu, jest obejmowany przez miłosierdzie Boga, który cieszy się z naszego nawrócenia. Dobrze pokazuje to cytat z tekstu: „Najważniejsze jest to, że od chwili wyznania winy grzechu nie niesie już się samemu. Ten grzech został „objęty” przez Boga. Tamto „pięć minut” się już nie odstanie, nie da się już odmienić skutków tamtej decyzji. Ale nie zostaje się już z nią samemu. (…) Mówię wam, za każdym razem, kiedy się spowiadamy, Bóg nas obejmuje w uścisku, wyprawia ucztę – mówił papież. Trzeba tylko dać się objąć, a to nie zawsze to samo, co wyspowiadać się”. Błędem jest więc twierdzenie, że tekst ks. Draguły promuje lekceważącą postawę „pójdę do spowiedzi i po kłopocie”! Według tekstu od spowiadającego się wymagana jest świadomość zarówno wagi grzechu, jak i ogromu Bożego miłosierdzia.
Wczoraj, w ten szczególny dla każdego katolika dzień, w jednym z kujawskich kościołów wysłuchałem doskonałego kazania, z którego zapamiętałem takie mniej więcej zdanie: może gdzieś tam z tyłu pod filarem stoi ktoś, kto w duszy szczerze żałuje i płacze, jeden z tych robotników z jedenastej [Mt 20, 1-15] – przyszły Święty.
Nam, którzy „tyle lat służymy i nigdy nie przekroczyliśmy rozkazu” czasem bardzo trudno dopuścić myśl, że Bóg przebacza – tak od razu i do końca. „Krzyż to takie szczęście, że wszystko inaczej…” – ten cytat z ks. Twardowskiego też był w tym kazaniu.
Dawno temu czytałem o niemieckiej lewicującej aktywistce? pisarce?, która za sprawą lektury książki Jana Pawła II nawróciła się. Była chora na raka, została odrzucona przez swoje środowisko, miała za sobą kilka aborcji… ale znalazła swoje szczęście. Nie wiem, czy dobrze pamiętam te fakty, chciałem je ostatnio zweryfikować i poznać choćby nazwisko tej osoby, ale bez skutku. Niby Internet nic nie zapomina, ale tutaj cisza.
Pani „Gośka”, obawiam się, zupełnie opacznie zrozumiała mój komentarz. Nie ma w nim nic, co by pomniejszało, usprawidliwiało czy relatywizowało grzech, także w odniesieniu do p. Natalii Przybysz. Intencją mojego tekstu było przypomnienie o ważności i wartości sakramentu pokuty i pojednania, który nie ma nic wspólnego z „gąbką” czy z „pralnią”, która wymazuje przeszłość. Spowiedź jest sakramentem miłosierdzia, które zakłada uprzedni sprawiedliwy osąd. Inaczej się nie da, inaczej to byłoby pobłażanie, a nie miłosierdzie. Dziękuję p. Magdalenie i p. Annie, bo one trafnie odczytały intencję mojego tekstu: dla każdego z nas jest miłosierdzie.
Przy okazji polecam wywiad z terapeutą, który w sposób bardzo wyważony i dojrzały omawia następstwa aborcji (wywiad ma już ponad 10 lat, a nic nie stracił na aktualności): http://www.nest-terapia.eu/index.php/publikacje-poswiecone-terapii-nest/wywiady-poswiecone-terapii-nest/53-using-joomla .
I tak się zastanawiam: skoro problem aborcji jest tak ważny dla nas, chrześcijan, to dlaczego nie powstało jeszcze duszpasterstwo dla osób, których ten problem dotyka? Dla tych, którzy muszą przepracować swoją traumę, może dojrzeć do szczerej spowiedzi, aby potem rozpocząć nowe życie. A jeśli takie duszpasterstwo już jest: czemu nie ma swojej „twarzy”, tak jak w przypadku pomocy bezdomnym, chorym i potrzebującym (s. Małgorzata Chmielewska, o. Arkadiusz Nowak, ks. Jacek Stryczek)?
Myślę, że p.Natalia ma głęboko w nosie to, co katolicy sądzą o jej przypadku. Również nie przypuszczam aby wierzyła, iż piekło istnieje albo że miłosierny Bóg dał nam swego Syna na zbawienie świata. To wszystko jednak my chrześcijanie powinniśmy mieć co dzień przed oczami i bardziej żyć a mniej teoretyzować, tłumaczyć czy pertraktować z tym światem.