W prezydenturze Miloša Zemana prawa człowieka i demokratyczne wartości ustępują miejsca politycznemu koniunkturalizmowi. Bardzo się to kłóci się z dziedzictwem wielkich przywódców tego kraju, jak Masaryk czy Havel.
28 października Czesi obchodzą Dzień Powstania Niezależnego Państwa Czechosłowackiego. Tego dnia w 1918 r. (a zatem na dwa tygodnie przed przekazaniem władzy wojskowej Piłsudskiemu w Polsce) Czechosłowacka Rada Narodowa uchwaliła powstanie nowego państwa na gruzach monarchii austro-węgierskiej. Tak powstała I Republika Czechosłowacka. Była jednym z niewielu państw międzywojennej Europy, które przez cały ten okres pozostały w pełni demokratyczne.
Dziś 28 października jest jednym z najistotniejszych czeskich świąt państwowych (co ciekawe, mimo „słowackiego” elementu w jego nazwie wschodni sąsiedzi Czechów go nie świętują). Jego kulminacją jest przyznawanie odznaczeń państwowych zasłużonym Czechom. Wiele wskazuje na to, że jutrzejsza ceremonia wzbudzi większe kontrowersje niż którakolwiek wcześniejsza.
Prezydent Zeman przedstawia strategiczne partnerstwo z Chinami jako cel swojej polityki międzynarodowej
A to za sprawą afery z „kupczeniem odznaczeniami”, jak określił ją były metropolita praski kard. Miloslav Vlk. Afera z odznaczeniami państwowymi? W Polsce brzmi znajomo – z powodów politycznych i światopoglądowych za różnych prezydentur przyjęcia odznaczeń państwowych odmówili np. Jerzy Giedroyc, Seweryn Blumsztajn i wdowa po Zbigniewie Herbercie. Dla Czechów to raczej nowość, a co najważniejsze: wszystko wskazuje na to, że ta nowinka ma głębokie polityczne korzenie. W skrócie: Jiří Brady, urodzony w Czechosłowacji ocaleniec z Holokaustu, miał być jednym z odznaczonych Orderem Tomasza Garrigue’a Masaryka. Prezydent Miloš Zeman (b. socjaldemokrata) miał jednak wstrzymać nadanie Brady’emu odznaczenia w odwecie za spotkanie z Dalajlamą. Nie, to nie Brady spotkał się z Dalajlamą, a minister kultury Daniel Herman (Chrześcijańscy Demokraci – KDU-ČSL). Co ma Brady do Hermana, a Zeman do Dalajlamy?
Otóż Herman jest krewnym po mieczu Brady’ego, który żyje obecnie w Kanadzie i zbliża się do dziewięćdziesiątki. Zaplanował w tym roku swoją ostatnią podróż po Czechach, a Herman miał z tej okazji zaproponować prezydentowi Zemanowi nadanie wujowi odznaczenia państwowego. Wszystko wskazywało na to, że do tego dojdzie, Brady miał nawet otrzymać potwierdzenie od szefa prezydenckiego protokołu (który temu zaprzecza), aż do 8 września. Wtedy to, podczas spotkania w słowackiej ambasadzie, Zeman miał ostrzec Hermana, że odwoła przyznanie odznaczenia Brady’emu, jeśli minister kultury nie odmówi wzięcia udziału w spotkaniu z Dalajlamą podczas jego październikowej wizyty w Czechach.
Wszystko to wiąże się ze zmianą kursu polityki międzynarodowej Czech pod sterami populistycznego prezydenta Zemana i socjaldemokratycznego premiera Sobotki. Kluczową rolę zdaje się zresztą odgrywać ten pierwszy, bardzo wyraźnie korzystając z mandatu, który zyskał, gdy Czesi wybrali go prezydentem w pierwszych w historii kraju wyborach powszechnych. Zeman jest krytyczny wobec Unii Europejskiej (daje temu wyraz zwłaszcza w kwestii przyjmowania imigrantów i uchodźców z Bliskiego Wschodu), a także zdecydowanie przedstawia strategiczne partnerstwo z Chinami jako cel swojej polityki międzynarodowej. Jednocześnie wyraźnie przykłada się do poprawy relacji z Rosją Władimira Putina. Otóż Chińczycy jednoznacznie przeciwni są spotkaniom ich politycznych sojuszników z moralnym przywódcą tybetańskich mnichów. W związku z tym zagrozili Słowakom „odwetem” (ciężko powiedzieć jakiego typu) po spotkaniu ich prezydenta Andreja Kiski z Dalajlamą. Zeman postanowił działać prewencyjnie.
Na czas obecności buddyjskiego lidera w Czechach postanowił go kompletnie zignorować. Ale to nie wystarczyło. Zainicjował wystosowanie oficjalnego oświadczenia czterech najwyższych przedstawicieli władzy konstytucyjnej (obok niego i premiera Sobotki, także marszałkowie Senatu i Sejmu), które w serwilistycznym tonie podkreślało, że Czechy – w duchu strategicznego partnerstwa – uznają integralność terytorialną Chin (tak jakby Dalajlama jej zagrażał). Zaznaczono także, że jakiekolwiek spotkania członków czeskiego rządu z Dalajlamą mają charakter prywatny i że odbieranie ich jako dowód na zmianę polityki wobec Chin byłoby „głęboko nieszczęśliwe”. Jeden z liderów koalicyjnej partii Chrześcijańskich Demokratów, Ondřej Benešík, powiedział, że „to oświadczenie wygląda, jakbyśmy byli wasalami Chin”. Sami Chińczycy zareagowali chłodno, dając do zrozumienia, że liczą na dalsze wypełnianie obietnic płynących z oświadczenia.
Trudno powiedzieć, czy obiecywane przez Zemana korzyści dla czeskiej gospodarki ze zbliżenia z Chinami będą istotne. Minister finansów i lider drugiej największej partii koalicyjnej Andrej Babiš (ANO 2011 – liberałowie), powiedział, że – na razie – takich korzyści nie widać. W odpowiedzi prezydent (który ma skłonności do gadulstwa i konfabulacji) wytknął mu, że jest… niedoinformowany.
Cała afera spowoduje, że – chyba po raz pierwszy w czeskiej historii najnowszej – dojdzie do tak wyraźnych podziałów w sprawie obchodów dużego święta państwowego. Podzieliła się w tej sprawie zarówno koalicja rządząca, jak i opozycja. Uczelnie wyższe, ustami rektorów, po raz kolejny bardzo wyraźnie krytykują prezydenta. Ks. Tomáš Halík powiedział nawet, że dalsze świętowanie z Zemanem jest „dawaniem pierwszeństwa lojalności władzy przed odwagą do głoszenia prawdy”. Zgadza się z nim emerytowany arcybiskup praski kard. Vlk, ale obecny – kard. Duka – odrzuca ten pogląd.
Na tym wszystkim najlepiej wyjdzie chyba Jiří Brady. Od prezydenta wyróżnienia już nie chce, pewnie nawet nie miałby na nie miejsca. Nagrodziło go już Miasto Stołeczne Praga, Premier, Sejm, a zrobią to też uniwersytety w Ołomuńcu i w Brnie. Cofając swoją decyzję, prezydent Zeman nieświadomie wyrządził mu niemałą przysługę.
A co redakcja na to, że papież Franciszek w odróżnieniu od JPII nie zaprosił Dalajlamy do Asyżu?
Franciszek – w przeciwieństwie do JP2 – spotkania w Asyżu nie organizował, a jedynie wziął w nim udział na zaproszenie Wspólnoty Sant’Egidio.
Słaby argument. Zwłaszcza, że do dziś Franciszek nie chciał się spotkać z Dalajlamą (JP II spotkał się dziewięć razy, Benedykt półtora roku po swoim wyborze, ale potem, to prawda, odmawiał). Wszyscy wiedzą, że Asyż to papieska „impreza”. Nie wyobrażam sobie, by organizator nie konsultował z Watykanem ewentualnych gości. Dalajlama kiedyś był tu zapraszany, a teraz nie. Stały za tym ważne powody. Rozumiem dlaczego i papieża póki co nie oceniam, sceptycznie czekam na owoce. Chodzi mi tylko o stosowanie przez katolików otwartych tej samej taryfy wobec wszystkich. Mój komentarz to był kamyczek bardziej do ogródka Autora artykułu, niż papieża.
Na marginesie, dowiedziałem się o tym z portalu racjonalista.pl gdzie nie zaproszenie Dalajlamy zostało zderzone z nadaniem przez Franciszka Putinowi medalu „Anioł pokoju” (http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,10050). Takie są koszty uprawiania polityki – w tym przypadku u ateistów, na których chcemy być otwarci budujemy stereotyp Kościoła jako instytucji nie prostolinijnej. Tym razem zdarzyło się to Franciszkowi, nie ma więc lepszych pomysłów na kształtowanie świata niż papieże „konserwatywni”. Rzym uprawia politykę jak dawniej, tylko inną. Ale w mediach katolickich, tak „konserwatywnych” jak i otwartych w tym temacie cisza. I to jest symptom naszej choroby, całego Kościoła razem z jego dwoma skrzydłami. Każdy z nas obraca się ku błędnej drodze. Bo ja też nie mam pomysłu, jak wyplątać Kościół z polityki a la Kongres Wiedeński lub Magdalenka, względnie Nowogrodzka.