Jesień 2024, nr 3

Zamów

Przepraszam za dr. Camerona

Paul Cameron

Dlaczego Paul Cameron promowany jest w kręgach kościelnych, chociaż jego tezy w ewidentny sposób odbiegają od nauczania Kościoła katolickiego na temat osób homoseksualnych?

Paul Cameron, amerykański psycholog społeczny, kolejny już raz gości w Polsce. Prezentuje tu swoje tezy na temat homoseksualności i osób homoseksualnych – bo właśnie ta problematyka od wielu lat zajmuje go najbardziej. Jego zdaniem homoseksualizm to dewiacja, a osoby homoseksualne to zboczeńcy, których należy leczyć lub karać (Cameron uważa penalizację aktów homoseksualnych za jeden ze sposobów przeciwdziałania temu złu).

Gość z USA dowodzi, że homoseksualizmem można się zarazić albo się go nauczyć. Twierdzi też, że życie homoseksualisty jest jałowe i pozbawione sensu. Na potwierdzenie tych tez podaje swoje „badania” (oparte często na analizie „wyguglowanych” artykułów prasowych), które „dowodzą” na przykład, że „aż 20-40 proc. przypadków molestowania dzieci to działanie homoseksualistów, choć stanowią oni zaledwie 1-3 proc. społeczeństwa”. Stosując taką metodologię, równie dobrze – i równie bez sensu – można by wnioskować o tym, że sprawcami większości aktów pedofilii są duchowni. Przecież o nich się najczęściej pisze…

Zamiast delikatności, jaką zaleca Kościół, u Camerona są wyłącznie oskarżenia

Rzetelność badań dr. Camerona podważa wielu naukowców. On sam został w 1983 roku wykluczony z Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego, które wcześniej wszczęło przeciw Cameronowi dochodzenie w związku z licznymi skargami psychologów na merytoryczną poprawność badań (w trakcie tego dochodzenia sam Cameron chciał wystąpić z APA, jednak procedury towarzystwa to uniemożliwiają). Kilka innych stowarzyszeń odcięło się od jego działalności badawczej. Amerykańskie Towarzystwo Socjologiczne stwierdziło na przykład, że „wystarczy pobieżna analiza działalności Camerona, aby dojść do wniosku, że nie ma ona nic wspólnego z nauką. Nauka jest jedynie przykrywką działalności ideologicznej. (…) Niektórzy socjologowie są zszokowani poziomem nadużyć pana Camerona”.

Dla zapraszających go wszystko to nie ma jednak większego znaczenia. Traktują swego gościa jako autorytet. Cameron przedstawiany jest jako „światowej sławy psycholog i socjolog”. Na kolejnych spotkaniach w różnych miastach Polski uczy, jak wychowywać dzieci, by nie „zaraziły się” homoseksualizmem, bo ten – jak przekonuje – jest jedną z największych plag zagrażających rodzinie i naszej cywilizacji.

Występy gościnne Paula Camerona w Polsce koordynuje Fundacja Życie i Rodzina Kai Godek, popularyzująca również jego tezy na objazdowej wystawie „Stop dewiacji”. Część wydarzeń firmują partie polityczne: Ruch Narodowy Roberta Winnickiego i Prawica Rzeczypospolitej Marka Jurka.

Glos Camerona, głos Kościoła

Zdziwienie budzić może już choćby fakt, że fundacja, która z takim zapałem występuje w obronie życia nienarodzonych, promuje tezy człowieka, który jeździł na „konsultacje” do Ugandy, gdy rozważano tam wprowadzenie kary śmierci dla osób homoseksualnych. Pytany o to sam Paul Cameron odpowiadał, że nie jest za karą śmierci dla homoseksualistów, ale „jest na takie rozwiązanie otwarty”, gdyż „nie jest ono nierozsądne”.

Podczas poprzednich wizyt Paula Camerona w Polsce z goszczenia go wycofały się m.in. Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Tym razem gość przyjmowany jest z honorami. Miał wykład w Sejmie – uczestniczyło w nim bardzo niewiele osób. Zdecydowanie więcej słuchaczy wzięło udział w wykładzie, który odbył się w auli kurii warszawsko-praskiej pod patronatem diecezjalnego tygodnika „Idziemy”. Dr Cameron gościł również w Sekretariacie Episkopatu Polski, a w konferencji wraz z nim uczestniczył ks. Przemysław Drąg, dyrektor Krajowego Ośrodka Duszpasterstwa Rodzin. Duchowny – ­jak podaje KAI – skomentował wystąpienie amerykańskiego psychologa słowami: – Należy uwzględnić wyniki badań dr. Camerona, żeby w Polsce stanowczo sprzeciwić się naciskom homolobby.

I tu, przyznam, czegoś bardzo istotnego nie rozumiem. Dlaczego Paul Cameron promowany jest w kręgach kościelnych, chociaż jego tezy w ewidentny sposób odbiegają od nauczania Kościoła katolickiego na temat osób homoseksualnych? Katechizm Kościoła katolickiego mówi o „głęboko osadzonych skłonnościach homoseksualnych”, których „psychiczna geneza pozostaje w dużej części niewyjaśniona” – a dla Camerona jest to po prostu dewiacja. Kościół pragnie, aby katolicy traktowali osoby homoseksualne „z szacunkiem, współczuciem i delikatnością” – a u Camerona są wyłącznie oskarżenia; żadnej delikatności, zero szacunku, brak współodczuwania (homoseksualiści to „zboczeńcy”). Katechizm wartościuje moralnie nie samą skłonność homoseksualną, lecz jedynie akty – Cameron uznaje homoseksualizm za „zarazę” i chce leczyć homoseksualistów, których nazywa „pasożytami” niebezpiecznymi dla społeczeństwa. Kościół wzywa do „unikania oznak jakiejkolwiek niesłusznej dyskryminacji” osób homoseksualnych – Cameron apeluje o rozważenie penalizacji homoseksualizmu.

Są to wyraźnie diametralnie odmienne podejścia. A skoro tak, to możliwe są dwie interpretacje: albo Paul Cameron głosi własne prywatne zideologizowane teorie, które w Polsce, nie wiedzieć czemu, uchodzą za zgodne z nauką katolicką; albo też papieże, autorzy kościelnych katechizmów i członkowie Kongregacji Nauki Wiary są niedouczeni, naiwni lub poprawni politycznie.

Najpierw jest osoba

W encyklice „Redemptor hominis” św. Jan Paweł II pisał: „Kościół nie może odstąpić człowieka”, bo „człowiek jest pierwszą drogą, po której winien kroczyć Kościół w wypełnianiu swojego posłannictwa, jest pierwszą i podstawową drogą Kościoła”. W tym tekście nie ma przypisu, że drogą Kościoła nie jest na przykład albinos, osoba homoseksualna, ateista czy człowiek dotknięty autyzmem.

Nauczanie papieża Franciszka rozwija tę myśl poprzednika z Polski. Jak pisze ks. Andrzej Draguła, „Franciszek przechodzi z teologicznej idei do namacalnego konkretu. Kościół nie spotyka przecież człowieka in abstracto, człowieka jako takiego, ale człowieka z konkretną historią, twarzą, imieniem i nazwiskiem. I to właśnie temu konkretnemu człowiekowi Kościół ma głosić i czynić miłosierdzie”. Na zakończenie drogi krzyżowej na krakowskich Błoniach papież przestrzegał wręcz: „W przyjęciu osoby usuniętej na margines, która została zraniona na ciele, i w przyjęciu grzesznika zranionego na duszy, stawką jest nasza wiarygodność jako chrześcijan. Nie na poziomie idei”.

Nie mogę pojąć, jak do tego nauczania mają się rozważania dr. Camerona, wygłaszane w Sekretariacie Episkopatu Polski i w auli kurii warszawsko-praskiej. W tym ostatnim miejscu na spotkanie z dr. Cameronem przyszli m.in. rodzice i nauczyciele, którzy potem zabierali głos. Z atencją odnosili się do samego wykładowcy i jego tez, dziękowali mu, że ich ostrzega oraz prosili o rady, jak chronić dzieci i młodzież, żeby nie „zarazili” się homoseksualizmem. Ci ludzie w większości przyszli na spotkanie do warszawsko-praskiej kurii, ufając, że zostanie im tam przekazana rzetelna wiedza. Czy to zaufanie nie zostało nadużyte?

Najpierw jest osoba. A osoba nie jest definiowana tylko przez swoje skłonności seksualne

Wesprzyj Więź

Bolesne to i niezrozumiałe, że ktoś taki jak Paul Cameron przyjeżdża do Polski w glorii obrońcy rodziny, Kościoła i cywilizacji chrześcijańskiej w czasie, kiedy akurat podsumowujemy owoce Roku Miłosierdzia. Właśnie w tym roku papież Franciszek zwraca się do nas przecież z przesłaniem Kościoła: „(…) przede wszystkim podoba mi się, że mówi się o «osobach homoseksualnych»: najpierw jest osoba, w swojej integralności i godności. A osoba nie jest definiowana tylko poprzez swoje skłonności seksualne: nie zapominajmy, że wszyscy jesteśmy stworzeniami kochanymi przez Boga, odbiorcami Jego nieskończonej miłości. Chciałbym, by osoby homoseksualne przychodziły się spowiadać, by pozostały blisko Pana, by można było razem się modlić. Wówczas możesz polecić im modlitwę, ukazać dobrą wolę, możesz wskazać drogę, towarzyszyć im” (z książki „Miłosierdzie imieniem Boga” – podkr. moje).

Pośród osób zgromadzonych w auli kurii warszawsko-praskiej dostrzegłam w pewnym momencie znajomego. Ten głęboko przeżywający swoją wiarę mężczyzna, pracownik naukowy, człowiek życzliwy wobec innych (przyszedł na spotkanie, bo zamierzał porozmawiać z Paulem Cameronem) siedział struchlały, jak zamrożony, a jego twarz wyrażała ból i zdumienie. Ten mężczyzna jest homoseksualistą.

Przepraszam Cię, Przyjacielu. Przepraszam też wszystkie osoby homoseksualne, ich rodziców i pozostałych członków rodzin. Przepraszam za dr. Camerona – za to, co i jak mówi on na temat osób homoseksualnych.

Podziel się

Wiadomość

Pyta Pani dlaczego, jest Pani zdziwiona, nie może Pani pojąć i napisała Pani, że to bolesne i niezrozumiałe i jeszcze przeprasza. To bardzo piękne z Pani strony, że zachowała Pani zdolność dziwienia się. Wiem, że to trochę brzmi zarozumiale, ale ja coraz mniej się dziwię (może też i z racji wieku), nie mówię, że nie mam nadziei na dogłębne nawrócenie naszego, mojego Kościoła w duchu kochanego Franciszka, ale ta nadzieja jest coraz trudniejsza. Skoro przykład Ojca św., zastępcy Chrystusa na ziemi, nie robi wrażenia na wielu naszych duchownych, to co jeszcze musi się stać? A przecież to nie pierwsze podłe słowa, które padają w przestrzeni sakralnej. Wolałbym mimo wszystko, żeby były tylko głupie, choć głupotę Jezus wymienia jako ciężki grzech. Pamiętam jak Ojciec św. Jan Paweł II wzywając do zakończenia masakry Sarajewa uderzał pięścią w pulpit. Czy na naszym smutnym podwórku kościelnych autorytetów znajdzie się ktoś, kto wyraźnie powie” dość pogardy”. Czy ktoś wreszcie powie, że miejsce wielu duchownych (ale nie tylko) powinno być tam gdzie stał celnik, a nie tam gdzie faryzeusz?

Jeśli Kościół z takim „szacunkiem, współczuciem i delikatnością” dąży do „unikania oznak jakiejkolwiek niesłusznej dyskryminacji” osób homoseksualnych, skąd Wasza książka na temat homoseksualistów i Twoje zdziwienie?

Dobrze, niech będzie, że Cameron podaje nieprawdziwe dane na temat udziału homoseksualistów w aktach pedofilskich. A mogłaby Autorka podać prawdziwe dane? Otóż prawda jest taka, że z powodów politycznych wiarygodne dla Autorki autorytety nie prowadzą takich badań lub ich nie chcą publikować. I to jest wiatr w żagle Camerona. Jak zaczniecie publikować takie dane, które dadzą się poddać weryfikacji, poprę bojkot Camerona. Póki nie, uznaję że takie opinie jak powyższa nie są motywowane poszukiwaniem prawdy. Proszę wymagania stawiać najpierw swoim przyjaciołom. Co napisawszy oświadczam, że nie jest to głos w obronie wiarygodności Camerona.

Panie Piotrze,
Zupełnie niepotrzebny ten spersonaizowany atak na autorkę! Nie wiem, skąd czerpie Pan wiedzę na temat przyjaciół Katarzyny Jabłońskiej i wiarygodnych dla niej autorytetów. Ja na pewno należę do jej przyjaciół – i przykra jest dla mnie lektura takich uwag napisanych piórem poważnego człowieka. Tym bardziej przykra dla Kasi…
Tym bardziej zresztą – tu przechodzę do meritum – że, jak Pan zauważy po spokojnej lekturze tekstu, Katarzyna Jabłońska podważa metodologię Camerona. On po prostu analizuje publikacje prasowe znalezione w Google News. Nawet do porządnej publicystyki nie jest to wystarczające źródło, a cóż dopiero do twórczości naukowej! Do jakichkolwiek wniosków tą drogą Cameron by dochodził – dla mnie nie są one warte nawet złamanego szeląga. Nie po to uczyli mnie skrupulatnie metodologii nauk społecznych, bym miał wierzyć takim „badaczom”. Porównanie Kasi z amatorskimi (prze)sądami, jakoby wśród pedofilów dominowali księża, jest jak najbardziej na miejscu,

Czytam jeszcze raz swój tekst i nie odbieram go jako osobiście napastliwy, Nie wiem, dlaczego szczególnie odwołanie się do „przyjaciół” miałoby być dla p.Katarzyny Jabłońskiej przykre. To nie jest zarzut, że ktoś ma takich przyjaciół. Bliska mi w wierze osoba ma brata homoseksualistę, którego poznałem i jak patrzę w swoje sumienie, nie ma we mnie szczypty niechęci z powodu wiążącej ich serdeczności, braku jakiegokolwiek katolickiego „ale”. Zastanowię się jednak, bo jest Pan dla mnie osobą wiarygodną, więc nie wykluczam że może ma Pan racje.

Co do samej metody badań Camerona, to nie jest ona zupełnie nieprzydatna (zaznaczam, że wiedzę o tej metodzie czerpię tylko z wpisu p.Katarzyny Jabłońskiej). Przypominam sobie, jak kiedyś naukowcy liczyli populację słoni w Afryce. Otóż liczono w pasie o szerokości kilometra wzdłuż dróg przecinających sawannę miejsca oddawania kału przez słonie, po czym ekstrapolowano wyniki na powierzchnię występowania słoni. Google News to właśnie takie afrykańskie drogi. Po latach ustalono, że metoda ta zawyżała liczbę tych zwierząt, bowiem te w pobliżu dróg oddawały częściej kał ze względu na stres związany z przechodzeniem przez miejsca, gdzie częściej spotykały człowieka. Czy będziemy jednak autorów tych badań (a nie same badania!) dezawuować? No nie. Ich zasługą jest przynajmniej to, że zaczęto poszukiwać lepszych metod. I tak powinno być z Cameronem.

Dlatego pierwszą odpowiedzią na badania Camerona nie powinno być ich dezawuowanie, tylko pokazanie kontr-badań. Zwrócenie na to uwagi było moją intencją, natomiast głos p.Katarzyny Jabłońskiej odebrałem jako sprzeciw wobec jego badań i kropka, bez głosu by badać lepiej. Stąd mój zarzut, że ten głos nie zmierza do prawdy. Czy zaprzeczycie Państwo, że żadne badania dotyczące udziału homoseksualistów w czynach pedofilii nie są prowadzone lub nie publikowane? Dopóki nie ma badań miarodajniejszych, te przeprowadzone kiepskimi metodami są najmniej niemiarodajne. Ale nikt się nie odważy ich prowadzić.

Trafiłem kiedyś w internecie na tekst wołającego rozpaczliwie na puszczy homoseksualisty o przemocy w związkach homoseksualnych i o tym, jak osoby, które się na to skarżą są objęte ostracyzmem. Tak to działa, podobnie zresztą jak ochrona pedofilów lub tajnych współpracowników wśród księży (do czego Pan, pamiętam to mocno, się nie przyłączył mimo, jak się domyślam, silnej presji i pokus) lub, pro domo sua (skoro jestem mężem katolickim, niech i na mnie pierwszego padnie cień podejrzenia) tabu jakim są gwałty małżeńskie (jest to temat tabu także w Kościele, tego grzechu publicznie się nie piętnuje, jak wiele innych). Badanie tych zjawisk nie uważałbym za dyskredytowanie Kościoła lub rodziny katolickiej, więc czuję w sobie siłę, by analogicznie żądać tego w przypadku udziału homoseksualistów w czynach pedofilskich, skoro sam zgadzam się na bycie w grupie podejrzanych o gwałty małżeńskie. Ich zbadanie uważam zresztą za społecznie ważniejsze, bo według mojej intuicji jest to bardziej rozpowszechniona patologia.

Ale czy mój komentarz nie był napastliwy, to się zastanowię. Poproszę moją żonę, by to oceniła, bo wiem, że stanie po stronie prawdy, a nie po mojej.

Kiedyś słyszałem (na kościelnej skądinąd konferencji) odmienne wyniki wielopłaszczyznowych badań na temat zależności między homoseksualizmem a pedofilią. Nie mam pod ręką notatek. Nie będę też teraz udawał eksperta ani guglował, odsyłając do dostępnych analiz w tej dziedzinie. Po prostu pamięć nie pozwala mi wierzyć w to, co mówi Cameron.
Przede wszystkim jednak ważniejsze jest coś innego. Kasia w swoim komentarzu pisze nie tylko o tym, CO mówil Paul Cameron (na tym Pan się skupił), ale przede wszystkim JAK i GDZIE mówi. Najtrudniejsza prawdę dałoby się powiedzieć z miłością. Tej jednak u Camerona wobec osób homoseksualnych za grosz… Są to wyłącznie przeciwnicy w walce ideologicznej. Kościół mówi w swym nauczaniu o tych osobach zupełnie innym językiem. Zapraszanie Camerona do sal kościelnych jest więc kolosalnym zgrzytem.
Być może zresztą Sekretariat Episkopatu się w tym post factum zorientował. Link prowadzący jeszcze niedawno na stronie episkopat.pl do zapowiedzi wystąpienia Camerona w SEP obecnie prowadzi dokinąd… Link poniżej:
http://episkopat.pl/10-x-godz-12-00-konferencja-prasowa-z-udzialem-dr-paula-camerona/

„Przede wszystkim jednak ważniejsze jest coś innego. Kasia w swoim komentarzu pisze nie tylko o tym, CO mówil Paul Cameron (na tym Pan się skupił), ale przede wszystkim JAK i GDZIE mówi. Najtrudniejsza prawdę dałoby się powiedzieć z miłością”

Zgoda, tu się spotkaliśmy.

Nie ma za co przepraszać. Poprostu kościół katolicki takie ma przekonania. Oczywiście dla formalności ładne teksty napiszą w KKK. Papież ładne słowa wygłosi. A tak naprawdę jakby np. w Polsce wymyślono karę śmierci dla homoseksualistów to kościół by to przyjął z łatwością. 🙂 Nie jako inicjator, ale sprzeciwu nie zgłosi. Lokalnie jakaś zachętą w pewnych kręgach może się pojawić. Ja do takiej wspólnoty nie mogę należeć, która czeka aby wbić nóż w plecy.

Czy KK nie powinno zrobić innych rzeczy aby odnaleźć prawdę – tak lubianą przez KK?