Lech Wałęsa otrzymał pokojową Nagrodę Nobla za przywództwo w „Solidarności”. O tym, jakim przywódcą był Wałęsa, dyskutowali na łamach „Więzi” wybitni historycy.
Andrzej Friszke: Czy Wałęsa był rzeczywiście przywódcą, liderem i punktem centralnym „Solidarności” czy też –jak często możemy ostatnio słyszeć – był postacią w jakiejś mierze przypadkową, a „Solidarność” jako wielki ruch i tak odegrałaby swoją rolę, z nim czy bez niego?
Jan Skórzyński: Od początku „Solidarności” jej numerem jeden był Wałęsa, jako niekwestionowany przywódca nie tylko związkowy, ale wręcz narodowy. W tę rolę wszedł w sierpniu 1980 roku, ku zaskoczeniu jego kolegów z opozycji, i odgrywał ją aż do 1990 roku. Bez Wałęsy, charyzmatycznego przywódcy, który legitymizował walkę „Solidarności” także wtedy, gdy została zepchnięta do podziemia, historia potoczyłaby się inaczej. W ruchu „Solidarności”, szalenie egalitarnym, był on jednak pierwszym wśród równych. Jednocześnie pojawiła się grupa kilkunastu bardzo zdolnych młodych działaczy, którzy bardzo szybko dorośli do wyzwań historii i działali razem – lub w sporze – z Wałęsą.
Antoni Dudek: Uważam, że w niektórych narracjach o historii „Solidarności” mamy do czynienia z wałęsocentryzmem, a to nie jest dobre. Historia rządzi się symbolami, a Wałęsa jest niewątpliwie głównym symbolem „Solidarności”. Jednak moim zdaniem, związek powstałby i bez Wałęsy, a jego historia przebiegałaby z grubsza podobnie. Oczywiście, były takie momenty, jak kryzys bydgoski, kiedy decyzje Wałęsy zmieniały bieg wydarzeń, nie wierzę jednak w to, że bez Wałęsy „Solidarność” nie powstałaby albo też, że gdyby Wałęsy słuchano, nie byłoby 13 grudnia.
Friszke: Będę jednak bronił przywództwa Wałęsy. Oczywiście strajk sierpniowy doszedłby do skutku bez Wałęsy, ale gdyby nie było tak mocnego lidera, miałby inny przebieg, zapewne mniej udany. Gdyby przywódcami byli Andrzej Gwiazda czy Anna Walentynowicz, to i strajk, i rozmowy przebiegałyby inaczej.
Chciałbym też wspomnieć o sprawie, która w dyskusjach o „Solidarności” wydaje mi się zbyt łatwo pomijana. Myślę o analizie tego, co działo się w Polsce jesienią i zimą 1980 r. „Solidarność” nie powstawała przecież jako spójna organizacja. Powstawała bardzo szybko, bo zaledwie w parę tygodni, ale pole do konfliktów, odmienności, regionalnych ambicji było ogromne. W niektórych miejscach „Solidarność” była tworzona przez ludzi przedsierpniowej opozycji, ale w innych powstawała przy pomocy ludzi Paxu, względnie ChSSu czy nawet bywała powiązana z komitetami PZPR. Mieliśmy choćby lidera z Jastrzębia Jarosława Sienkiewicza, o którym się dzisiaj mało mówi, współpracującego z władzami, a była to w tamtym okresie jedna z trzech najważniejszych postaci „Solidarności”. Gdyby nie zaistniał Wałęsa jako symbol ogólnonarodowy i spajający, jestem w stanie się założyć, że nie byłoby jednej „Solidarności”. Jest to zakład oczywiście nierozstrzygalny.
Dudek: Równie dobrze można powiedzieć, że gdyby nie Karol Modzelewski, to nie byłoby „Solidarności”, bo to on ostatecznie przekonał Wałęsę.
Friszke: Nie chcę pomniejszać roli innych osób. Chcę, żeby nie pomniejszano ówczesnej roli Wałęsy. On oddziaływał w skali ogólnopolskiej. Dla zwykłych ludzi był symbolem i przywódcą „Solidarności”. To warunkowało proces powstawania, a potem trwania ogólnonarodowego ruchu.
Piotr Osęka: Moim zdaniem, mądrość Wałęsy przed rokiem 1989 wynikała w dużej mierze z umiejętności współpracy z inteligenckimi doradcami „Solidarności”. To się potem zmieniło. W biografii Wałęsy jest okres, kiedy on chce słuchać rad i kiedy już nie chce. W 1983 r. Wałęsa mówił: „Dostaliśmy Nobla”, a w latach dziewięćdziesiątych: „Dostałem Nobla i obaliłem komunizm”. To znacząca różnica. W roku 1988 pozwolił profesjonalnie, w sensie marketingu politycznego, przygotować się do telewizyjnej debaty z Alfredem Miodowiczem. W 1995 r. nie pozwala już jednak przygotować się do debaty z Aleksandrem Kwaśniewskim, za co płaci utratą szansy na drugą kadencję prezydentury.
Trudno powiedzieć, czy bez Wałęsy nie byłoby „Solidarności”. Z całą pewnością można jednak twierdzić, że gdyby na czele pierwszej „Solidarności” stanął Lech Wałęsa z lat 90., to by jej nie było.
Skórzyński: Bez Wałęsy jako znanego na całym świecie symbolu oporu podziemna „Solidarność” zapewne by nie przetrwała. Wałęsa był też znacznie bardziej samodzielny niż mówisz. Również przed rokiem 1989 sam podejmował decyzje, niczego nie ujmując jego doradcom. Tak było choćby z decyzją o zakończeniu strajku w sierpniu 1988 r. Jesienią tego roku władze coraz bardziej oddalały się od myśli o kompromisie z „Solidarnością”. Tym, co zmieniło ich postawę, była debata Wałęsy z Alfredem Miodowiczem. Był to autorski sukces Wałęsy, a nie jego doradców. Nikt inny nie potrafiłby tego rozegrać w taki sposób i własnoręcznie przechylić szalę.
I wreszcie kluczowa rola, jaką Wałęsa odegrał w rozmowach okrągłego stołu i w kampanii wyborczej roku 1989. Prawdopodobnie „Solidarność” nie odniosłaby takiego sukcesu w wyborach czerwcowych, gdyby nie postać Lecha Wałęsy – przypomnijmy choćby plakaty wyborcze z jego fotografią! – i jego zaangażowanie. W sierpniu 1989 r. to on zdecydował, że trzeba wziąć władzę i doprowadził, wbrew głównym doradcom, do koalicji Solidarność-ZSL-SD i powstania rządu Mazowieckiego.
Dudek: Ja – inaczej niż Piotr Osęka – twierdzę, że Wałęsa osiągał największe sukcesy wtedy, kiedy nie słuchał doradców, będących emanacją środowiska inteligenckiego. W sierpniu 1980 r. sugerowali oni, żeby nie domagać się powołania związków zawodowych, bo to za daleko idące żądanie. Jeszcze wyraźniej widać to w sierpniu 1989, kiedy Wałęsa postanowił stworzyć koalicję z ZSL i SD, wbrew woli Geremka i jego otoczenia politycznego. Adam Michnik mówił wtedy: „Rząd trzeba robić z panami, a nie lokajami”. I znowu w roku 1990 Wałęsa wyczuł, że dalsza polityka rządu Mazowieckiego nie będzie skuteczna, rzuca więc hasło przyspieszenia i dzięki temu wygrywa wybory prezydenckie. Mazowiecki przegrywa, chociaż przytłaczająca większość polskiej inteligencji opowiada się po jego stronie.
Friszke: A jaka była postawa przewodniczącego, gdy, już w roku 1980-81, pojawiły się konflikty wewnątrz Komisji Krajowej „Solidarności”? Jan Skórzyński w swojej książce „Zadra. Biografia Lecha Wałęsy” opisuje, że Wałęsa nawet nie chciał przebywać na sali obrad, lecz siedział w pokoju obok, z nogami na stole, oglądając telewizję. Czyli pogłębiał te napięcia. One narastały do 13 grudnia 1981 r. W stanie wojennym uległy one zamrożeniu, ale powróciły jeszcze przed rokiem 1989. Wśród przeciwników Wałęsy były także osoby, z którymi można się było dogadać, jak choćby Jan Rulewski. Ale przewodniczący nie próbował. A później został prezydentem – i dla wielu ludzi wyskoczył za wysoko, stracił kontakt z masami.
Osęka: Na to nałożyło się rozczarowanie działaczy „Solidarności” wywodzących się z wielkoprzemysłowej klasy robotniczej, którzy mieli pretensję, że ich solidarnościowy rząd dokopuje im mocniej niż komuniści.
Dudek: Ten problem znalazł odzwierciedlenie również w czasie prezydentury Wałęsy. To nie on, lecz dopiero Lech Kaczyński przyznawał odznaczenia zapomnianym często bohaterom „Solidarności”. Dlaczego Wałęsa tego nie robił? W ostatnim dniu urzędowania odznaczył Władysława Bartoszewskiego i Tadeusza Mazowieckiego Orderami Orła Białego. Ale przez 5 lat tą sprawą się nie interesował. Niestety, Lech Wałęsa do dzisiaj lubi sprawiać wrażenie, że to on sam obalił komunizm…
Skórzyński: Owszem, to prawda. Ale nie zapominajmy o sprawie najważniejszej: Lech Wałęsa to przede wszystkim przywódca narodowej walki o wolność, która zakończyła się historycznym sukcesem. Dopiero to powiedziawszy, można się spierać o inne jego cechy, w tym wady charakteru. Dziś więcej mówi się o takich fragmentach jego życia jak ewentualna współpraca z SB czy walka z dawnymi przyjaciółmi podczas wojny na górze. Natomiast na świecie jego zasługi w walce z komunizmem są nadal jego – i Polski – najważniejszą legitymacją. Nikt na świecie nie rozumie problemu, jaki polska opinia, a właściwie jej część, ma z Lechem Wałęsą. Swoją książkę napisałem, żeby przypomnieć o najistotniejszym wymiarze przywódcy „Solidarności”.
Antoni Dudek – ur. 1966, historyk i politolog, prof. dr hab. Pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autor m.in. książek „PRL bez makijażu”, „Reglamentowana rewolucja. Rozkład dyktatury komunistycznej w Polsce 1988-1990”, „Historia polityczna Polski 1989-2005”.
Andrzej Friszke – ur. 1956, historyk, prof. dr hab. Profesor w Instytucie Studiów Politycznych PAN i w Collegium Civitas. Od 1982 w redakcji WIĘZI jako redaktor działu historycznego. Autor licznych książek, m.in.: „Opozycja polityczna w PRL 1945-1980”, „Przystosowanie i opór. Studia z dziejów PRL”, „Anatomia buntu. Kuroń, Modzelewski i komandosi”, „PRL wobec Kościoła. Akta 1970-1978”.
Piotr Osęka – ur. 1973, doktor historii, adiunkt w Instytucie Studiów Politycznych PAN. Autor m.in. książek: „Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944-1956”, „Syjoniści, inspiratorzy, wichrzyciele. Obraz wroga w propagandzie Marca 1968, Marzec ’68”.
Jan Skórzyński – ur. 1954, doktor historii, publicysta. Autor książek, m.in. „Kalendarium Solidarności 1980-1989”, „Ugoda i rewolucja. Władza i opozycja 1985–1989”, „Od Solidarności do wolności”, „Rewolucja Okrągłego Stołu”, „Zadra. Biografia Lecha Wałęsy”. Redaktor naczelny słownika biograficznego „Opozycja w PRL 1956-89”.
Są to fragmenty tekstu, który ukazał się w miesięczniku „Więź” 7/2010