Jeśli uczestnictwo w akcji „Przekażmy sobie znak pokoju” środowisk katolickich ma mieć jakikolwiek sens, to niech będzie nim przynajmniej próba dyskusji wewnątrz Kościoła. I postawienie kilku zasadniczych pytań.
Byłem i jestem zdecydowanym przeciwnikiem uczestnictwa w tej propagandowej akcji katolików. Ale skoro już wzięli oni w niej udział i uzasadniają to, to przynajmniej trzeba uważnie przyjrzeć się ich argumentacji, dostrzegając w niej to, co rzeczywiście istotne i prawdziwe, a także wskazując na to, co jednak jest zasadniczym – w moim odczuciu – błędem.
1.
Zacznijmy od tego, co jest prawdą. Otóż niewątpliwie jest tak, że w przekazie części środowisk katolickich niknie gdzieś słynne, katolickie „i – i”, a pojawia się jedynie „albo-albo”. Środowisko „Więzi” czy „Tygodnika Powszechnego” nie bez racji zwraca uwagę, na to, że ginie ono w przekazie środowisk konserwatywnych, które mówią i piszą wyłącznie o tym, że akty homoseksualne są grzechem, pomijając zobowiązanie do szacunku dla godności osób homoseksualnych czy zakazu ich niesprawiedliwej dyskryminacji. Te rzeczy oczywiście w Katechizmie i nauczaniu Kościoła są, i warto o nich przypominać.
Nie ulega też wątpliwości, że błędem jest wyolbrzymianie grzechu aktów homoseksualnych. Nie są one ani jedynymi, ani największymi. Św. Paweł w często przywoływanym fragmencie przywołuje przecież także cudzołożników, ale także oszczerców. A jeśli uważnie wczytać się w jego słowa, to przywołuje wszystkich, bo każdy z nas – sam z siebie – może być tylko potępiony. Ten prosty przekaz czasem nie dociera także do nas, i leczymy własną grzeszność nie zawierzeniem jej Chrystusowi, ale… porównywaniem się do innych. Cudzołożnik czuje się lepiej, bo nie jest czynnym homoseksualistą, a oszust i oszczerca, bo nie zdradzają żony. Nie tędy droga i w pewnym sensie „Więź” (ze szczególnym uwzględnieniem Zbigniewa Nosowskiego) o tym przypomina.
Nie jest także drogą Kościoła odrzucanie ludzi ze względu na ich grzech. Drzwi świątyń muszą być otwarte dla każdego (i takie są), a nasze słowa (i tu ja muszę uderzyć się w piersi – swoje) nie powinny ich przed nikim zamykać. Jeśli tak się dzieje, to trzeba zmienić styl mówienia i pokazywania prawdy. I zapewne, przynajmniej w Polsce, sporo jest w tej kwestii do zrobienia.
2.
Ale… słynne katolickie „i – i” oznacza, że poza mówieniem o szacunku i zobowiązywaniem do niego przypominamy także drugą część nauczania Kościoła. A ta jasno mówi o skłonności homoseksualnej, jako o „obiektywnym nieuporządkowaniu”, a o aktach jako o grzechu ciężkim. Ta część także jest wyrazem miłosierdzia wobec osób homoseksualnych, bo pozwala im stanąć w prawdzie o swoim stanie. Udawanie, że wszystko jest OK jest oszukiwaniem ich, pozbawianiem możliwości rozwiązania, ucieczki od grzechu w ramiona miłosiernego Chrystusa. I tego mi w tej akcji brakuje.
Trudno się temu oczywiście dziwić, bo przygotowały ją środowiska lobby gejowskiego, ale od katolików można oczekiwać, że przynajmniej teraz uzupełnią one ten przekaz. I nie przekonuje mnie, że ludzie znają przecież ten element doktryny Kościoła, bo wcale tak nie jest. Ogromna większość katolików nie tylko go nie rozumie, ale i w istocie nie zna, poprzestając niekiedy na – odczuciu niechęci wobec homoseksualistów (co postawą katolicką nie jest) albo przyjmując emocjonalny szantaż środowisk homoseksualnych.
3.
Nie przekonują mnie także słowa Zbigniewa Nosowskiego, który tłumaczy, że „Więź” i on sam podpisali się jedynie pod plakatem, a nie pod towarzyszącą mu akcją spotową. Obraz jest – jego zdaniem – niekontrowersyjny. I tu także mamy do czynienia z błędem. I to z przynajmniej dwóch powodów.
3.1
Po pierwsze obraz sam w sobie nie niesie treści, a jedynie emocje. A emocje te kontroluje się i ukierunkowuje przez słowo. I dokładnie to się dzieje. Akcja, która mogłaby nieść jedynie przesłanie dialogu (choć i to nie, o czym za chwilę), jest ukierunkowana przez kolejne wypowiedzi ku postulatowi zmiany nauczania Kościoła czy jego rozmiękczania. I niezależnie od tego, jakie były intencje Zbigniewa Nosowskiego czy „Więzi”, tak właśnie się dzieje.
3.2
Po drugie, i może nawet istotniejsze, już sam ten obraz zawiera w sobie pewien przekaz. A jest nim tęczowa bransoletka na jednej z rąk. Warto sobie uświadomić, że symbol ten nie odsyła do osób homoseksualnych, ale jest znakiem politycznego ruchu gejowskiego. Posługując się pewną analogią, to tak jakby uznać, że sierp i młot jest znakiem robotników, a nie po prostu komunistycznego ruchu. Tak jednak nie jest. Sierp i młot to znak komunistów, a tęczowa flaga politycznego ruchu gejowskiego, którego agendy wcale nie popierają nawet wszystkie osoby homoseksualne. Obraz zaprezentowany w trakcie akcji nie ma zatem wiele wspólnego z szacunkiem dla osób homoseksualnych, a nawet na płaszczyźnie wizualnej jest symbolem rzekomego pojednania między jakimiś środowiskami gejowskimi a katolikami.
4.
A o takim pojednaniu trudno w ogóle mówić. Agenda ruchów LGBTQ jest jasna. Religia, przynajmniej ta świadomie przeżywana i tradycyjnie rozumiana, jest ich przeciwnikiem, a Kościół i jego nauczanie wręcz wrogiem. Bez zakazu głoszenia moralności biblijnej trudno mówić o całkowitej „normalizacji” homoseksualizmu. I dlatego na całym świecie środowiska te – na różne sposoby – albo wymuszają takie zakazy (wystarczy poczytać, drodzy katoliccy zwolennicy tej akcji, co się dzieje w Hiszpanii, gdzie ściga się biskupów za głoszenie słów Pisma Świętego, jak zamykano w Wielkiej Brytanii katolickie ośrodki adopcyjne itd.), albo przynajmniej próbują budować wrażenie, że nie są one ostateczne. Tylko ktoś, kto kompletnie tego nie widzi, może uznać, że w Polsce ma być inaczej, a KPH (ostro i jednoznacznie formułująca swoje postulaty, także polityczne) nagle stała się siłą dialogu i porozumienia.
5.
Jest także, z punktu widzenia nauczania Kościoła, kolosalnym błędem utożsamianie osób homoseksualnych z ruchem gejowskim. Część z nich oczywiście go wspiera, ale dla wielu jest on obcy ideologicznie. Nie widać więc powodów, by w ogóle do dyskusji o szacunku i godności osób homoseksualnych włączać ruchy, które często w ogóle odrzucają sam koncept godności osoby ludzkiej czy jakiekolwiek rozumienie moralności seksualnej. Konieczny szacunek dla osób homoseksualnych, otwarcie na nie i ich problemy Kościoła, nie powinno oznaczać udawania, że homoseksualna ideologia i polityczna agenda LGBTQ może być, choćby w najmniejszym stopniu akceptowalna przez Kościół i katolików.
Kościół ma dla homoseksualistów (tak jak dla heteroseksualistów) własną drogę: nawrócenia, pokuty, powstawania z grzechu, która z tęczową flagą nie ma nic wspólnego, i która jest dla wyznawców tęczy znakiem zgorszenia i sprzeciwu. Warto mieć tego świadomość, także po to, by nie budować wrażenia sojuszu, tam gdzie go nie ma i być nie może.
6.
Być może najlepiej ten brak możliwości sojuszu widać w rozumieniu szacunku. Gdy Kościół mówi o godności osób homoseksualnych czy szacunku dla nich, to nie wyklucza to mówienia prawdy o skłonności homoseksualnej czy oceny moralnej aktów homoseksualnych. Dla środowisk spod znaku tęczy jednak już samo mówienie prawdy, jasna ocena moralna pewnych działań, jest znakiem odrzucenia szacunku i godności. Dla nich szacunek oznacza zakaz jakiejkolwiek krytyki i całkowitą „normalizację” homoseksualizmu. A na to zgody być nie może.
Więcej o kampanii w Laboratorium WIĘZI
„Przekażmy sobie znak pokoju” – informacje o kampanii
Dlaczego zapraszamy do znaku pokoju? – wypowiedzi redaktorów „Więzi”
„Przekażmy sobie znak pokoju”. Bez warunków wstępnych – komentarz Zbigniewa Nosowskiego
Dlaczego nie popieram kampanii – komentarz Tomasza Kyci
Tym razem doceniam styl Pańskiej wypowiedzi i chętnie bym Panu przekazał znak pokoju, choć o Pańskich poglądach i stylu w jakim Pan je prezentuje, mam jak najgorsze zdanie. Czytam mnóstwo wypowiedzi na temat tej kampanii i jednej rzeczy nie rozumiem. Dlaczego nikt nie chce uwierzyć w to co mówią jej inicjatorzy? Dlaczego nawet najprostszy gest musi być obudowany podejrzeniami? Jest prawdopodobne, że ktoś źle wykorzysta te kampanię, no i co z tego?Najwspanialsze inicjatywy i dzieła były, są i będa źle wykorzystywane. Łatwo krytykować, “Jak się chce psa uderzyć, to kij zawsze się znajdzie.Wiem, że trochę nieładne to pytanie, ale gdzie Pan był, jak pański kolega po piórze P. Zdort obrzydliwie kpił z homoseksualistów, także imiennie w “Plus, Minus”. Kiedy zaprotestowałem przeciw temu na swoim blogu na “Stacji 7” katolicka redakcja, oczywiście pełna szacunku względem osób homoseksualnych, nie zamieściła wpisu. A przecież w bliskich Panu ideowo pismach bryluje choćby osławiony ks. Oko
Zgadzam się z przedmówcą. Tekst Pana Terlikowskiego wyjątkowo bardzo dobry, ale ‘gdzie Pan był, jak pański kolega po piórze P. Zdort obrzydliwie kpił z homoseksualistów, także imiennie w „Plus, Minus”. (…) A (…) w bliskich Panu ideowo pismach bryluje choćby osławiony ks. Oko’.
No właśnie, gdzie Pan był? Proszę to sobie przemyśleć.
No i świetnie pan wszystko wyjaśnił. Tak właśnie trzeba było skomentować całą akcję.