Nie może być tak, że jedna wersja historii jest dekretowana przez rząd jako oficjalna, a środowiska spoza obozu władzy są marginalizowane – mówi dyrektor Muzeum II Wojny Światowej prof. Paweł Machcewicz.
W najnowszym, jesiennym wydaniu kwartalnika „Więź” z Pawłem Machcewiczem rozmawiają naczelny i wicenaczelny pisma Zbigniew Nosowski i Grzegorz Pac.
Paweł Machcewicz: – Politykę historyczną można zmieniać, ale nie chciałbym, żeby co cztery lata zmieniano kształt wystaw historycznych w muzeach – i to z tego akurat powodu, że zmienił się rząd. Owszem, każdy rząd ma prawo podejmowania decyzji strategicznych – a do nich należy decyzja, jakie nowe muzeum budować. Ale chodzi o zachowanie pewnej ciągłości polityki państwa.
W przypadku MIIWŚ minister kultury i dziedzictwa narodowego najpierw, w kwietniu br., postanowił po prostu zlikwidować nasze muzeum i usunąć nawet jego nazwę. Później odstąpił od tej koncepcji, ze względu na bardzo silne protesty opinii publicznej i, jak sądzę, zagrożenie wycofania darowizny działki przez miasto Gdańsk, gdyby zmieniło się przeznaczenie terenu.
To, co się dzieje wokół naszego muzeum, można dobrze ukazać poprzez hipotetyczną analogię, która mam nadzieję, że się nigdy nie ziści. Platformie Obywatelskiej, która rządzi w Warszawie, nie podoba się dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego, Jan Ołdakowski, bo był posłem Klubu Parlamentarnego PiS. Ale żeby nie odwoływać go z funkcji, Hanna Gronkiewicz-Waltz powołuje nową instytucję, np. Muzeum Walk Powstańczych na Woli, zatrudnia w niej jedną osobę, a po kilku miesiącach ogłasza, że nie powinny w jednym mieście istnieć dwie placówki zajmujące się podobną tematyką. Trzeba je więc połączyć – i powołuje się nową instytucję, z nową dyrekcją… Ze mną usiłuje się zrobić to samo i trzeba jasno powiedzieć, że te zabiegi z utworzeniem Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 to tylko gra pozorów.
Nikt nie zrobi ze mnie polityka. Jestem profesorem historii, autorem wielu książek, badaczem. Jesienią 2007 roku w artykule prasowym sformułowałem pomysł stworzenia w Polsce muzeum II wojny światowej. Żeby – zamiast jałowo protestować wobec działań Eriki Steinbach czy wypowiedzi Władimira Putina – utworzyć muzeum, które przedstawi polską perspektywę wydarzeń.
Kult „żołnierzy wyklętych”, uprawiany przez wszystkie agendy obecnego państwa polskiego, deformuje historię
Bohaterstwo to nie tylko walka z bronią w ręku. Pokazujemy w Muzeum II Wojny Światowej bohaterstwo zwykłych ludzi, czy nawet ich przyzwoitość, co w czasach okrutnej wojny może już być heroizmem.
Podam przykład Polskiego Państwa Podziemnego. Nie ma w Polsce żadnego innego muzeum, w którym PPP byłoby tak szczegółowo przedstawione. Pokazujemy je nie tylko jako działania Armii Krajowej, partyzantkę czy akcje Kedywu, ale jako wielki wysiłek kilkuset tysięcy ludzi, w ogromnej większości cywilów, którzy tworzyli konspiracyjne struktury państwowe, np. podziemne sądownictwo, szkolnictwo, parlament, prasę. To był fenomen unikatowy w Europie!
Jeżeli chcemy pokazać coś niezwykłego światu, to oczywiście możemy pokazywać naszą partyzantkę. Ale o wiele potężniejsza była partyzantka sowiecka czy jugosłowiańska. Nie było natomiast nigdzie w Europie tak niezwykłego tworu, jak Polskie Państwo Podziemne! Z jednej strony było ono tworem oddolnym, powstałym w wyniku tysięcy inicjatyw społecznych, a z drugiej strony funkcjonowało jednak w ramach struktury politycznej, państwowej, z rządem, delegaturą rządu na kraj, partiami politycznymi. Było też ciałem pluralistycznym. To jest niezwykły fenomen.
Swoją drogą, to jest właśnie tradycja, do której powinniśmy się dzisiaj odwoływać. Polakom obecnie najbardziej brakuje, moim zdaniem, takich postaw proobywatelskich, prowspólnotowych, a tu mamy w naszej historii takie wspaniałe doświadczenie. Czy to nie jest heroizm? Czy heroizmem jest tylko walka z bronią w ręku? A łączniczki, bez których konspiracja by nie funkcjonowała, są mniej warte, bo nie strzelały? A Rada Pomocy Żydom nie jest heroiczna? A szkolnictwo podziemne?
Moim zdaniem, kult „żołnierzy wyklętych”, uprawiany przez wszystkie agendy obecnego państwa polskiego, deformuje historię, skrajnie ją upraszczając. W dłuższej perspektywie taka symplicyzacja będzie z pewnością prowadziła jedynie do znużenia taką formą przedstawiania historii.
To jest fragment artykułu. Pełny tekst – w kwartalniku „Więź” jesień 2016 (dostępnym także jako e-book).