Jesień 2024, nr 3

Zamów

Bóg, który się nie upomina

To takie naturalne: dać komuś coś i czekać na wdzięczność. Ale w ten sposób dar przestaje być bezinteresownym darem.

W prawie rzymskim istniała tzw. zasada wzajemności, która wyrażała się słowami: „Do, ut des”, to znaczy „Daję, abyś dawał”, w domyśle: „abyś dawał mi”. Współcześnie istnieje też w polskim prawie cywilnym. Istotą tej instytucji prawnej jest równość wzajemnych zobowiązań. Ta zasada funkcjonuje jednak także w codziennym życiu i w zwykłych relacjach z ludźmi. Nosi w sobie jednak niebezpieczeństwo. Przekształca relacje osobowe w handlowe. Bo – według tej zasady – jeśli coś tobie daję, to znaczy, że jednocześnie oczekuję od ciebie tego samego, niekoniecznie tej samej rzeczy, przysługi czy czynności, ale czegoś o takiej samej albo podobnej wartości. Daję, abyś ty mi też dał. Daję, abyś mi to w pewnym sensie zwrócił. Daję, ale liczę na wdzięczność, na dar od ciebie. Jeśli nie dzisiaj, to kiedyś, gdy przyjdzie na to czas. Wtedy się upomnę.

Przypowieść o uczcie nie mówi tylko o tzw. miłości bliźniego. To przypowieść o Królestwie Bożym

Niejednokrotnie sami byliśmy beneficjentami czyjejś dobroci, coś otrzymaliśmy, uczyniono nam przysługę, ktoś nam coś załatwił. Niby bezinteresownie, z życzliwości. Okazuje się jednak często, że ta rzekoma bezinteresowność jest do czasu. Przychodzi chwila, kiedy nagle słyszymy: a pamiętasz, jak ci dałem, załatwiłem, pomogłem, pożyczyłem? W tych słowach kryje się oczekiwanie na rewanż, na wdzięczność. Zasada ta tworzy silne więzy między osobą obdarowującą a obdarowanym, czasami dozgonne. Tworzy swoistą zależność łańcuchową, albowiem każdy kolejny dar jest pretekstem do kolejnego. I tak wiążemy się ze sobą: nie przyjaźnią jednak, a patologiczną pseudowdzięcznością. Podobno przyjaciele to osoby, które zawdzięczają sobie nawzajem tak wiele, że zapominają, ile są sobie winne. Wraz z wypominaniem, ile ktoś komuś dał, zrobił, zawdzięcza, kończy się miłość, przyjaźń, koleżeństwo. Może dlatego niektórzy sądzą, że przyjaciele nie powinni być partnerami w biznesie. Relacje przyjaźni mieszają się z ekonomią. Wszak „mówiły jaskółki, że niedobre są spółki”, zwłaszcza, gdy to spółka koleżeńska.

Czy Jezus znał tę rzymską zasadę, nie wiem. Chyba nie musiał. Interesowność leży w ludzkiej naturze. To takie naturalne: dać komuś coś i czekać na wdzięczność. Ale w ten sposób dar przestaje być bezinteresownym darem, a staje handlem wymiennym, interesem, biznesem, w którym można przewidywać zyski. Dlatego przestrzega: „nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili, i miałbyś odpłatę”. Nie zapraszaj po to, by cię zaproszono. Nie dawaj z nadzieją, że coś dostaniesz w zamian. Nie czyń dobra po to, by ci ktoś podziękował. Nie bądź życzliwy tylko po to, by zyskać cudzą życzliwość. Nie ofiaruj nikomu niczego, by kupić go prezentem. Dawaj i nie czekaj, by dostać.

Czym jest więc dar i jak go dawać? Jak pisze czeski ekonomista Tomáš Sedláček w swojej „Ekonomii dobra i zła”, „Najważniejszym wyróżnikiem daru to brak jego ceny. Ma oczywiście wartość, ale nie cenę”. Właśnie dlatego prawdziwy dar uniemożliwia handel wymienny. Wartość daru jest zawsze „nieprecyzyjna, niejasna, niewyraźna”. Może dlatego tak często usuwamy ceny z prezentów. Zyskałyby wówczas handlową cenę, ale straciłyby wartość daru. W przypadku daru nie wiemy, ile należałoby za niego zapłacić. Ciągle nam się wydaje, że za mało. Może dlatego tak często słyszymy, że czegoś nie da się kupić. Żadna cena nie wydaje się nam wystarczająca. Bo dar jest zawsze bez-cenny. Gdyby miał nie tylko wartość, ale i cenę, można by kupić, a potem sprzedać. Darów się nie sprzedaje, najwyżej przekazuje się je dalej. Nie można przecież sprzedać czegoś, co nie ma ceny. Nie czytałem Władcy pierścieni, ani nie oglądałem filmu, ale Sedláček pisze, że „w całej trylogii Władca pierścieni ani razu nie ma mowy o kupowaniu ani sprzedawaniu. Wszystko, co Drużyna potrzebuje na podróż, dostaje w formie daru. […] Ważne rzeczy są darowane, znajdowane lub kradzione […]”.  Może właśnie dlatego Jezus mówił, że Królestwo Boże zdobywają ludzie gwałtowni, tacy, co nie ustępują w szukaniu, a jak trzeba, to są gotowi nawet wykraść Królestwo Boże.

Jak pisze Sedláček, „W ekonomicznych teoriach dar uchodzi za anomalię, którą trudno wytłumaczyć za pomocą istniejący modeli”. Dar bezinteresowny jest wyłomem w naznaczonych interesownością relacjach międzyludzkich. Jest anomalią, czymś – chciałoby się powiedzieć – nie-normalnym. Przerywa łańcuch ekonomicznych zależności i chorobliwej konieczności odwdzięczania się. Prawdziwy dar wyzwala. Wyzwala darującego z oczekiwania na wdzięczność. I wyzwala obdarowanego od konieczności wdzięczności. Bo prawdziwy dar nie uzależnia, nie poniża, nie przywiązuje.

Wesprzyj Więź

Jezusowa przypowieść o uczcie nie jest tylko o relacjach międzyludzkich i tzw. miłości bliźniego. To przypowieść o Królestwie Bożym, gdzie – jak mówi autor Listu do Hebrajczyków – Bóg zaprasza nas „na uroczyste zebranie”, na ucztę mesjańską, królewski posiłek. To przypowieść o zbawieniu.  Bóg jest jak ów gospodarz, który wydaje obiad albo wieczerzę, a gdy urządza przyjęcie, zaprasza ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych, a więc tych, co nic nie mają i niczego nie mogą Mu zaofiarować w zamian. I jest szczęśliwy, ponieważ nie mamy się Mu czym odwdzięczyć. Raz jeszcze Sedláček: „[…] koncepcja daru (za który nie trzeba płacić) stanowi podstawową zasadę chrześcijańskiego zbawienia. […] Odkupienie Boże jest darmowe. Nie można za nie zapłacić ani czynami, ani czymś wartościowym, ani »dobrym postępowaniem«. To nie żadna wymiana, tylko dar”. W starożytnym Rzymie zasada „Do, ut des” dotyczyła pierwotnie ofiar składanych bożkom. Dar złożony bóstwu miał skutkować jakimś dobrem w zamian. W Ewangelii jest zupełnie inaczej. To nie my ofiarujemy, ale Bóg. I nie w zamian czegoś, ale za darmo.

Mam wrażenie, że jest to jedna z najtrudniejszych do zaakceptowania prawd Ewangelii. Że Bóg nas zbawia za darmo i tak naprawdę niczego nie oczekuje od nas w zamian. Nie mówi: „Do, ut des”, „Daję, byś [Mi] dawał”. Mówi: „Daję, bo chcę”. Bóg się nie upomina o swoje. Jego dobroć nie jest interesowna. I nie jest skierowana na wdzięczność. To jest dar, który nie uzależnia, ale czyni nas wolnymi. I w tej wolności czynimy dobro, bo za dar można się prawdziwie odwdzięczyć tylko darem, ale nie oddanym, a przekazanym dalej.

„Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił” – jak pisze św. Paweł (Ef 2, 8-9). Nie, nie chlubimy się dobrem przed Panem, ale dzielimy je z innymi obdarowanymi. Bo czy jest cena, którą można by wymierzyć Boży dar zbawienia? „Zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem, lub złotem, ale drogocenną Krwią Chrystusa” – mówi św. Piotr (1P 1,18-19). Czy ktoś wie, jak wysoka jest ta cena, by ją móc zapłacić? Myślę, że jej nie ma. Ile byśmy nie zapłacili, będzie mało. Bo dary mają wartość, ale nie mają ceny. Tym bardziej dar Krwi Chrystusowej.

Podziel się

1
Wiadomość