Po pierwsze papież zaprasza nas do szczerej dyskusji o problemie emigracji, której unikają wszyscy mający już z góry przygotowane recepty. Po drugie mówi nam wprost, byśmy okazali miłosierdzie nienarodzonym.
Pojawia się wiele głosów traktujących wypowiedzi papieża w taki sposób, jak gdyby wypowiadał je doktrynerski oświeceniowy moralista, a nie Pasterz Kościoła, którego Gwiazdą Przewodnią jest Objawienie, ale i roztropność składające się na Tradycję. Chodzi oczywiście o polityczne wykorzystywanie głosu papieża w środowiskach, które cały czas atakują polityków za to, że próbują grać z Kościołem. Do tych kilku uwag polemicznych wybrałem głos Pawła Cywińskiego, ponieważ mam przekonanie o dobrej woli autora, którego znam osobiście.
Paweł Cywiński w „Laboratorum Więzi” pisze, że „temat uchodźców okazuje się sprawdzianem dla środowiska narodowo-katolickiego zgrupowanego wokół Prawa i Sprawiedliwości” oraz że „w tej kwestii partia rządząca drastycznie mija się z nauczaniem Kościoła, choć odwołuje się do wartości katolickich”. Nie czuję się obrońcą partii rządzącej, mam po prostu wrażenie, że publicysta magazynu „Kontakt” chce na siłę uczynić papieża Franciszka moralistą własnej sprawy, zamykając oczy na przynajmniej dwa elementy kontekstu wypowiedzi Ojca Świętego z Wawelu. Chodzi zatem o sprawy zasadnicze, a nie słowną potyczkę na froncie politycznym.
Przyjmowanie papieskich uwag nie może się odbywać na sposób fideistyczny z porzuceniem roztropności, nie może się odbywać jako uległość wobec szantażu interpretatorów. Szczególnie w sprawach, które należą do porządku roztropności, a nie wartości nienegocjowalnych. Tymczasem w taki sposób funkcjonuje wiele papieskich wypowiedzi, których siła opiera się na popularnym przekonaniu, że zasadą katolickości jest fundamentalizm papieskiego słowa – swoisty hiperultramontanizm, który nie śnił się największym zwolennikom papieskiej nieomylności na Vaticanum Primum. Nie sądzę, by zgodziłby się na to sam Franciszek, który przecież był gotowy dla przedyskutowania bardzo kontrowersyjnych doktrynalnie postulatów zwołać aż dwa synody biskupów.
Jeśli Pawłowi Cywińskiemu rzeczywiście szczerze zależy na słuchaniu głosu Kościoła w kwestiach politycznych, to powinien wrócić do pielgrzymki Jana Pawła II z 1991 i jego wskazań dla Polski. Chyba, że mamy do czynienia z ultramontanizmem przygodnym, który de facto jest po prostu politycznym wykorzystywaniem papieża bez oglądania się na to, jak sam Kościół waży rangę swoich wypowiedzi. Nie zakładam złej woli, muszę więc założyć w tej sprawie jakąś niewiedzę.
Przywołajmy ważne elementy kontekstu. Jako pierwszy z nich należałoby przywołać – dla uczciwego przedstawienia słów papieża – relację ze spotkania Franciszka z polskimi biskupami. Bp Tadeusz Pieronek mówi o nim tak: „Ojciec Święty powiedział, że oczywiście musimy być otwarci – to jest nasz chrześcijański obowiązek. Ale każdy kraj musi wypracować jakąś swoją metodę odpowiedzi na potrzeby migrantów. Gdyż chodzi tu i o własną kulturę, i dbałość o nią, i o bezpieczeństwo, i wiele innych spraw, np. pieniędzy”. Zdaje się, że do Watykanu dotarły sygnały o próbach ideologicznego wykorzystywania słów papieża. W czwartek rzecznik Watykanu ks. Federico Lombardii zastrzegł, że papież nie potępia polityki migracyjnej polskich władz, ponieważ każdy kraj funkcjonuje we właściwym sobie kontekście i musi wypracować własny model poradzenia sobie z kryzysem, jaki dotyka Europę.
Nawet gdyby przyjąć, że zdogmatyzowane uwagi papieża oznaczają obowiązek zaproszenia i przyjęcia większej ilości emigrantów, w żadnym razie nie oznacza to, że musi chodzić o te kilka tysięcy przypadkowych i niechętnych przeprowadzce osób, które w ramach ogólnoeuropejskiej relokacji imigrantów, pod przymusem, mieliby nam przekazać Niemcy. Tak naprawdę nic o nich nie wiemy: czy to imigranci, czy uchodźcy? Po prostu nie wiemy, co to za ludzie. A Niemcy chcą przerzucić na nas owoce własnej nieodpowiedzialności. Nie chodzi przecież o osoby, stojące u naszych granic i szukające schronienia, ale o kłopotliwe reperkusje decyzji władz innych europejskich państw. Jeśli ktoś stoi u naszych granic, to są to ludzie ze Wschodu Europy. Wobec nich należy prowadzić roztropną i otwartą politykę. Politykę, która jest w tej roztropnej otwartości korzystna dla Polski, dla jej spójności politycznej i przyszłości.
To paradoksalne, ale tego typu moralizm prowadzi do prawdziwych „rządów Watykanu” w Polsce. Oczywiście tylko w tych obszarach, które są uzasadnialne w pragmatyce oczekiwań popieranych rozwiązań politycznych. Skąd ten wniosek? Paweł Cywiński nawet nie wspomina o tym, że w tym samym wystąpieniu papież wezwał do ochrony życia przez władze państwowe. Używając określenia Benedykta XVI, ochrona życia należy do katalogu wartości nienegocjowalnych. Oto prawdziwy sprawdzian dla polskiego rządu, który nie jest przecież żadnym – jak pisze Cywiński – narodowo-katolickim rządem, ale zwykłą centroprawicą żyjącą na kredyt katolickiego zaufania. Stale zawodzonego i zwodzonego. Zatem jeśli mówimy o właściwych proporcjach w odczytywaniu tekstu papieskiego przemówienia, to powinniśmy zauważyć, że po pierwsze papież zaprasza nas do szczerej dyskusji o problemie emigracji, której unikają wszyscy mający już „gotowe”, z góry przygotowane recepty; a po drugie, że papież mówi nam wprost, byśmy okazali miłosierdzie nienarodzonym (odsyłam na przykład do czwartkowych słów z Jasnej Góry o zbieżności 1050-lecia chrztu i Roku Miłosierdzia).
Papież w swoich wypowiedziach szeroko ujmujących polskie i europejskie problemy ewidentnie zaprasza nas do rozmowy. Bardzo cieszy taka gorliwość słuchania papieża i podążania za nim w środowiskach „Kontaktu” i „Więzi”. Na razie w sprawach sobie bliższych, ale, kto wie, może to stanowi szansę rozbudowania wspólnej pracy dla budowania cywilizacji miłości i miłosierdzia w Polsce. Polska tego bardzo potrzebuje.
Tomku, dzięki za polemiką, ale mam wrażenie, że czytaliśmy inne przemówienie. Papież według Ciebie „zaprasza nas do szerszej dyskusji”. Tym czasem ja widzę w jego przemówieniu na Wawelu przemówienie polityczne i skierowane do polityków. Dlatego też uważam, że jest to dobry moment sprawdzenia na ile politycy ci przejmują się słowami Franciszka (choć Benedykt XVI i Jan Paweł II mówili podobnym językiem o uchodźcach).
Polecam ci, przeczytaj słowa Franciszka jeszcze raz. Papież Franciszek mówi przecież wyraźnie o „zarządzaniu złożonym zjawiskiem migracyjny”. W dodatku podkreśla, że mówi o tym w kontekście „procesów decyzyjnych i operacyjnych” i „wymagań chwili” (przypominam, stoi przed nim prezydent, premier i połowa rządu).
Ale to jeszcze nie wszystko. W dodatku papież daje cztery recepty, jak według niego powinno wyglądać „zarządzanie złożonym procesem migracyjnym”. 1) identyfikacja przyczyn emigracji z Polski i ułatwienie powrotu emigrantom. 2) gotowość przyjęcia ludzi uciekających od wojen i głodu. 3) solidarność z osobami pozbawionymi swoich praw podstawowych, w tym do swobodnego i bezpiecznego wyznawania swojej wiary 4) zabieganie o współpracę i koordynację na poziomie międzynarodowym, w celu znalezienia rozwiązania konfliktów i wojen, które zmuszają wielu ludzi do opuszczenia swoich domów i ojczyzny.
Na końcu podkreśla raz jeszcze, że należy zrobić „co w naszej mocy” i świadczyć „konkretnymi faktami”. Po tak mocnych i konkretnych słowach papieża, po wskazówkach politycznych, co i jak należy według niego robić w temacie migracji, trzeba je zderzyć ze słowami i czynami rządu. I nie wiedzę w tym nic nienormalnego, żadnej hipokryzji. To jest zwykłe dziennikarskie zadanie. A jak wiesz, od dawna zajmuję się zawodowo, naukowo i dziennikarsko tematyką migracyjną, to postanowiłem dokładnie opisać, to co wydarzyło się na Wawelu w szerszym kontekście politycznym.
Swoją drogą, jest kilka błędów w Twoim tekście. W przypadku relokacji uchodźców przybywających do Polski muszą się oni na to zgodzić i wyrazić chęć, czyli nie ma tam żadnego przymusu i niechęci. Po drugie, to nie Niemcy przekazują Polsce, a borykający się z wielkim problemem Grecy i Włosi. Po trzecie, nie ma w procesie relokacji „przypadkowości”, wszystko jest sprawdzane wielokrotnie i po to on powstał, aby tą przypadkowość uporządkować. Po czwarte, akurat proces relokacji wzmacnia bezpieczeństwo „zarządzania procesami migracyjnymi”, albowiem potencjalny uchodźca przechodzi aż 4-krotne sprawdzenie przez służby specjalne różnych krajów i szczebli – tym samym jest o wiele mocniej sprawdzany, niż podczas standardowej procedury.
I trzy uzupełnienia. Po pierwsze, nigdzie nie pisałem nic o nieomylności papieskiej, uważam po prostu, że gdy Kościół wieloma głosami od roku napomina, by przyjmować uchodźców i gdy papież na dzień dobry mówi do polityków o konkretnych rozwiązaniach, to należy sprawdzić co na to władza, która się przy każdej możliwości odwołuje do wartości katolickich. Po drugie, nie wiem jaką funkcje w Twojej polemice zajmuje kwestia ochrony życia od poczęcia, bo ja w ogóle o tym nie pisałem, skupiając się wyłącznie na kwestii uchodźczej, na której się najlepiej znam i której papież poświęcił niewspółmiernie więcej miejsca. Nie pisałem też nic o innych kwestiach. Mój tekst był tekstem o uchodźcach, papieżu i słuchających go politykach. Po trzecie, zapomniałeś dodać w wymienianiu kontekstów, drugą wypowiedź papieża o uchodźcach. Być może nawet silniejszą, niż tą polityczną. Zacytuje: „Znając żarliwość z jaką podejmujecie misję, śmiem powiedzieć: miłosierdzie ma zawsze młode oblicze. Serce miłosierne ma odwagę, by porzucić wygodę, potrafi wychodzić na spotkanie innych, objąć wszystkich. Serce miłosierne potrafi być schronieniem dla tych, którzy nigdy nie mieli domu lub go stracili, potrafi stworzyć atmosferę domu i rodziny dla tych, którzy musieli emigrować, jest zdolne do czułości i współczucia. Serce miłosierne potrafi dzielić swój chleb z głodnym, otwiera się, aby przyjmować uchodźców oraz imigrantów.”
Pozdrawiam! P.
Madra i konkretna odpowiedz na niejasnosci pana Tomasza Rowinskiego. Brawo , zgadzam sie z panem calkowicie. Malgorzata.
Pan Paweł Cywiński uchyla polemikę pana Tomasza Rowińskiego zarzucając pominięcie pewnych faktów lub niewiedzę albo błędną interpretację. To samo można zarzucać i jemu (Włosi i Grecy nie mieliby problemu w takiej skali, gdyby nie “brak zarządzania procesami migracyjnymi” przez Niemców). Zmierzam do tego, że z powodu podziałów politycznych, które przeorały także katolików nie jesteśmy w stanie zgodnie ustalić niepodważalnych faktów, na podstawie których moglibyśmy wyciągać odmienne wnioski. Na terenie Kościoła kontynuowana jest walka między zwolennikami poglądów z innego porządku. Moja ocena pierwotnego tekstu p.P.Cywińskiego jest taka, że nie jest on o uchodźcach, jak utrzymuje w odpowiedzi na polemikę, ale o złym rządzie, co nie chce uchodźców. Może ten rząd jest zły, a z pewnością kontrowersyjny (dobrze napisał p.Rowiński,, że żyje on na kredyt katolicki), ale gdyby autor wyciągnięcie takiego wniosku pozostawił czytelnikowi, a sam nie stawiał kropki nad “i” ułatwiłby wielu osobom nie zamykanie się na swoją argumentację pod pozorem, że jego tekst jest przede wszystkim kontynuacją wojny politycznej, w której uchodźcy są tylko mięsem armatnim.