Widzę młodych idących ze smutną twarzą, tak jak gdyby ich życie nie miało żadnej wartości. To mi sprawia ból – mówił papież do młodych 28 lipca na krakowskich Błoniach.
Publikujemy pełną treść przemówienia:
Drodzy młodzi, dzień dobry!
Wreszcie się spotykamy! Dziękuję za to gorące powitanie! Dziękuję kardynałowi Dziwiszowi, biskupom, kapłanom, zakonnikom, seminarzystom i wszystkim, którzy wam towarzyszą. Dziękuję tym, którzy umożliwili dzisiaj naszą obecność w tym miejscu, którzy się zaangażowali, abyśmy mogli przeżywać to święto wiary.
Dzisiaj, my wszyscy razem tutaj, przeżywamy święto wiary. W ojczystej ziemi św. Jana Pawła II chciałbym mu podziękować za to, że wymarzył i dał impuls do tych spotkań. Towarzyszy nam on z nieba, gdy widzimy wielu młodych ludzi z tak różnych narodów, kultur, języków, przybyłych jedynie z jednego powodu: aby świętować żywą obecność Jezusa pośród nas. A stwierdzenie, że żyje, oznacza chęć ponowienia naszego pragnienia pójścia za Nim, naszego pragnienia, by żyć żarliwie naśladowaniem Chrystusa. Czy jest jakaś lepsza okazja, by odnowić naszą przyjaźń z Jezusem, niż umocnienie przyjaźni między wami? Czy istnieje jakiś lepszy sposób umocnienia naszej przyjaźni z Jezusem, niż dzielenie jej z innymi? Czyż jest lepszy sposób, by doświadczyć radości Ewangelii, niż chęć „zarażenia” Jego Dobrą Nowiną w wielu sytuacjach bolesnych i trudnych?
To Jezus nas zwołał na ten trzydziesty pierwszy Światowy Dzień Młodzieży; to Jezus nam mówi: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”. Błogosławieni są ci, którzy potrafią przebaczać, którzy potrafią mieć współczujące serce, którzy potrafią dać innym to, co w nich najlepszego. Najlepszego, nie to, co im zbywa. Najlepsze.
Drodzy młodzi, w tych dniach Polska, ta szlachetna ziemia, przybiera się świątecznie; w tych dniach Polska chce być wiecznie młodym obliczem miłosierdzia. Na tej ziemi, wraz z wami, a także łącząc się z wieloma młodymi, którzy dzisiaj nie mogą być tutaj, ale towarzyszą nam za pośrednictwem różnych środków przekazu, wszyscy razem uczynimy z tego dnia prawdziwe święto jubileuszowe. Tego jubileuszu miłosierdzia.
W ciągu lat przeżytych jako biskup, mojego biskupstwa, nauczyłem się jednego: nie ma nic piękniejszego niż podziwianie pragnień, zaangażowania, pasji i energii, z jaką wielu młodych ludzi przeżywa swoje życie. To jest piękne. A skąd się to bierze, to piękno? Kiedy Jezus dotyka serca młodego mężczyzny czy młodej dziewczyny, to są oni zdolni do naprawdę wielkich dzieł. To budujące – słyszeć, jak dzielą się swoimi marzeniami, swoimi pytaniami oraz swoim pragnieniem, by przeciwstawić się tym wszystkim, którzy mówią, że nic nie może się zmienić. To ci, których nazywam „milczkami”. Nic się nie może zmienić. Nie, młodzi mają moc, żeby się temu przeciwstawić. Niektórzy tego nie są pewni.
Pytam się was, a wy odpowiedzcie: czy rzeczy można zmienić? To jest dar z nieba, gdy możemy widzieć, jak wielu z was, z waszymi pytaniami, stara się zmieniać istniejący stan rzeczy. To wspaniałe, piękne, i raduje się moje serce, gdy widzę, jak bardzo jesteście żywiołowi. Kościół dziś na was patrzy. Więcej powiem – świat dzisiaj na was patrzy. I chce się od was uczyć, aby odnowić swoją ufność w miłosierdzie Ojca, który ma zawsze młode oblicze i nie przestaje zapraszać nas, abyśmy należeli do Jego Królestwa, które jest Królestwem radości, Królestwem wiecznego szczęścia, Królestwem, które zawsze prowadzi nas naprzód. Królestwem zdolnym do umacniania nas w tym, żebyśmy zmieniali te rzeczy. Pytam: czy rzeczy można zmienić?
Serce miłosierne otwiera się, aby przyjmować uchodźców oraz imigrantów
Znając żarliwość, z jaką podejmujecie misję, śmiem powiedzieć: miłosierdzie ma zawsze młode oblicze. Serce miłosierne ma bowiem odwagę, by porzucić wygodę; serce miłosierne potrafi wychodzić na spotkanie innych, potrafi objąć wszystkich. Serce miłosierne potrafi być schronieniem dla tych, którzy nigdy nie mieli domu albo go stracili, potrafi stworzyć atmosferę domu i rodziny dla tych, którzy musieli emigrować, jest zdolne do czułości i współczucia. Serce miłosierne potrafi dzielić swój chleb z głodnym, serce miłosierne otwiera się, aby przyjmować uchodźców oraz imigrantów.
Powiedzieć „miłosierdzie” wraz z wami, to powiedzieć: szansa, to powiedzieć przyszłość, powiedzieć zaangażowanie, powiedzieć zaufanie, powiedzieć otwartość, gościnność, współczucie, powiedzieć marzenia. Czy jesteście zdolni do marzeń? Kiedy serce jest otwarte, jest zdolne do marzeń, bo jest w nim miejsce na miłosierdzie. Jest miejsce na czułość wobec tych, którzy cierpią. Jest miejsce, by stanąć obok tych, którzy w sercu nie mają pokoju albo którym brakuje tego, co potrzebne do życia, lub którym brakuje najpiękniejszej rzeczy – wiary, miłosierdzia. Razem to powiedzmy, wszyscy: miłosierdzie!
Chcę wam też wyznać coś innego, czego się nauczyłem przez te lata. Nie chciałbym nikogo obrazić, ale napełnia mnie bólem, kiedy spotykam ludzi młodych, którzy zdają się być przedwczesnymi „emerytami”. To mnie martwi, sprawia mi ból. Młodzi, którym się wydaje, że przeszli na emeryturę w wieku 23, 24 lat. To mi sprawia ból. Martwi mnie, gdy widzę ludzi , którzy „odrzucili ręcznik” zanim rozpoczęli walkę. Którzy się poddali, kiedy jeszcze nawet nie rozpoczęli gry. Widzę młodych idących ze smutną twarzą, tak jak gdyby ich życie nie miało żadnej wartości. Są to ludzie młodzi zasadniczo znudzeni i nudni. Nudni, którzy zanudzają innych. To mi sprawia ból.
To trudne, a zarazem jest dla nas wyzwaniem, kiedy ludzie młodzi porzucają swoje życie w poszukiwaniu „oszołomienia” czy też owego wrażenia, że żyją, wchodząc na mroczne drogi, które w końcu zmuszają do zapłaty i to słonej, wysokiej ceny. Zastanówcie się, pomyślcie o wielu młodych, tych, których znacie, którzy taką drogę obrali. Zastanawiające jest, gdy widzisz młodych, którzy tracą piękne lata swego życia i swoje siły na uganianiu się za sprzedawcami fałszywych iluzji. A są tacy – sprzedawcy fałszywych iluzji. W mojej ojczyźnie powiedzielibyśmy „sprzedawców dymu”, którzy okradają was z tego, co w was najlepsze. Sprawia mi to ból. Jestem pewny, że pośród was teraz, dzisiaj tutaj nie ma takich ludzi, ale chcę wam powiedzieć, że tacy młodzi ludzie są – młodzi emeryci. Młodzi, którzy przed walką, przed boksem wyrzucają ręcznik, odrzucają, młodzi, którzy wchodzą w fałszywe iluzje, w oszołomienie. I kończą na niczym.
Dlatego, drodzy przyjaciele, zgromadziliśmy się, aby pomóc sobie nawzajem, bo nie chcemy pozwolić, żeby okradziono nas z tego, co w nas najlepsze, nie chcemy pozwolić, żeby nas ograbiono z energii, z radości, z marzeń, dając w zamian fałszywe złudzenia.
Drodzy przyjaciele, pytam was: czy chcecie dla waszego życia tego wyobcowującego „oszołomienia”, czy też chcecie poczuć moc, która sprawia, że czujecie się żywi, pełni? Wyobcowujące oszołomienie czy moc łaski? Czego chcecie: wyobcowującego oszołomienia czy mocy łaski? Czego chcecie, czego pragniecie? By być spełnionym, aby mieć życie odnowione, odnowione siły – jest jedna odpowiedź. Jest jedna odpowiedź, której nie sprzedaje się, której się nie kupi. Odpowiedź, która nie jest rzeczą, nie jest przedmiotem, ale jest żywa osobą – nazywa się Jezus Chrystus. Pytam was: Jezus Chrystus, czy można Go kupić? Czy Jezusa Chrystusa w sklepach się sprzedaje? Jezus Chrystus jest darem, prezentem wręcz Ojca, prezentem naszego Ojca. Kim jest Jezus Chrystus? Jezus Chrystus jest darem! Jest darem Ojca!
Jezus Chrystus jest tym, który potrafi obdarzyć prawdziwą pasją życia, Jezus Chrystus jest tym, który prowadzi nas do tego, byśmy nie zadowalali się byle czym i dawali to, co w nas najlepsze; to Jezus Chrystus stawia nam wyzwania, zachęca nas i pomaga nam powstawać za każdym razem, kiedy uważamy siebie za przegranych. To Jezus Chrystus pobudza nas do podniesienia wzroku i do wzniosłych marzeń. Ojcze, ktoś może powiedzieć, to takie trudne: marzyć o podniosłych rzeczach.
To takie trudne – wstępować w górę, zawsze iść pod górę. Pod prąd. Ojcze, ja jestem słaby/słaba. Ja upadam. Ja się staram, wysilam, ale wiele razy upadam. Alpiniści, kiedy idą w górę, śpiewają piękną pieśń, która mówi mniej więcej tak: w sztuce podchodzenia, wspinania się to, co się liczy, to nie to, by nie upadać, ale żeby nie zostać w upadku. Jeśli jesteś słaby, jeśli upadasz, to popatrz trochę do góry, a tam jest ręka Jezusa, gotowa, która Ci powie „powstań, chodź”. A jeśli jeszcze raz to zrobię? To samo. A jeśli jeszcze raz? To samo. A Piotr kiedyś pytał Pana „Panie, ile razy mam przebaczać?”. „77 razy, czyli zawsze”. Ręka Jezusa zawsze jest gotowa, by nas podnosić, kiedy upadamy. Czy to rozumiecie?
W Ewangelii słyszeliśmy, że Jezus idąc do Jerozolimy zatrzymał się w domu – w domu Marty, Marii i Łazarza – którzy Go ugościli. Przechodząc, wchodzi do ich domu, aby z nimi przebywać; obie kobiety przyjmują Tego, o którym wiedzą, że potrafi się wzruszyć. Wiele zajęć sprawia, że jesteśmy jak Marta: aktywni, rozproszeni, zawsze w biegu tu i tam, ale często jesteśmy też jak Maria: w obliczu pięknego krajobrazu lub filmiku, jaki posłał nam na komórkę przyjaciel, zatrzymujemy się, by pomyśleć, by wsłuchać się. W tych dniach, Światowych Dniach Młodzieży, Jezus chce wejść do naszego domu, do twego domu, do mojego domu. Do serca każdego z nas. Jezus chce wejść i widzieć nasze niepokoje, nasze bieganie na wyścigi, jak Marta, i będzie czekał, aż wysłuchamy Go jak Maria, aż pośród wszystkiego, co trzeba wykonać, będziemy mieli odwagę, żeby się Jemu powierzyć. Będą to dni dla Jezusa, poświęcone na słuchanie się nawzajem, aby Go przyjąć w tych, z którymi dzielę dom, ulicę, grupę lub szkołę.
A ten, kto przyjmuje Jezusa, uczy się kochać jak Jezus. Zatem pyta On, czy chcemy życia pełnego. A ja w jego imieniu pytam was: czy chcecie życia pełnego? Zacznij od tego, byś pozwolił się wzruszyć. Ponieważ szczęście rodzi się i rozkwita w miłosierdziu: ono jest Jego odpowiedzią, jest Jego zaproszeniem, wyzwaniem, Jego przygodą: miłosierdzie. Miłosierdzie ma zawsze młode oblicze; podobnie jak oblicze Marii z Betanii, siedzącej u stóp Jezusa jako uczennica, która lubi Go słuchać, bo wie, że w tym jest pokój. Jak oblicze Maryi z Nazaretu, począwszy od Jej „tak” w przygodzie miłosierdzia, która będzie nazywana błogosławioną przez wszystkie pokolenia, nazywana przez nas wszystkich „Matką Miłosierdzia”. Przyzwijmy ją teraz, razem: Maryjo, Matko Miłosierdzia.
Zatem wszyscy prośmy teraz Pana, i niech to każdy powtórzy w swoim sercu, w ciszy: Panie, zaangażuj nas wszystkich w przygodę miłosierdzia. Zaangażuj nas w przygodę budowania mostów i burzenia murów, tak płotów, jak i zasieków. Zaangażuj nas w przygodę spieszenia z pomocą ubogiemu, temu, kto czuje się samotny i opuszczony, kto już nie odnajduje sensu swego życia. Naucz nas towarzyszyć tym, którzy Cię nie znają i mówić im, powoli, z wielkim szacunkiem powtarzać Twoje imię, byś umacniał naszą wiarę. Naucz nas jak Marię z Betanii słuchania tych, których nie rozumiemy, tych, którzy pochodzą z innych kultur, innych narodów, a także tych, których się boimy, sądząc, że mogą nam wyrządzić zło. Spraw, abyśmy skierowali nasze spojrzenie, jak Maryja z Nazaretu podczas nawiedzenia Elżbiety, żebyśmy to spojrzenie skierowali ku naszym seniorom – ludziom w podeszłym wieku, dziadkom, aby nauczyć się ich mądrości. Pytam was: rozmawiacie z waszymi dziadkami? Poszukajcie waszych dziadków. Oni mają mądrość życia, oni wam powiedzą rzeczy, które poruszą wasze serca.
Panie, oto jesteśmy! Poślij nas, byśmy dzielili się Twoją Miłością Miłosierną. Chcemy Ciebie przyjąć podczas tych Światowych Dni Młodzieży, chcemy potwierdzić, że życie jest pełne wówczas, gdy przeżywamy je wychodząc z miłosierdzia, od miłosierdzia, i że to jest ta najlepsza cząstka, najsłodsza część, której nigdy nie będziemy pozbawieni.
Źródło: www.pope2016