Nasza pamięć o XVII wieku jest uformowana przez „Trylogię”. Nie pamiętamy o zwycięstwach ani porażkach, które się w niej nie zmieściły. A najbardziej zapominamy o Mątwach.
Równo 350 lat temu, 13 lipca 1666 roku, na nadnoteckich łąkach i mokradłach pod Mątwami (obecnie przedmieście Inowrocławia) wojska dowodzone przez Jerzego Lubomirskiego, złożone w dużej mierze z pospolitego ruszenia województw wielkopolskich, rozbiły przeważające liczebnie siły wroga. Lubomirski dowodził dobrze, wykorzystał naturalne warunki miejsca. Z oddziałów wroga, które przeszły Noteć, prawie noga nie uszła żywa; nie brano jeńców, dobijano rannych. Wieczorem doliczono się ich 3873.
Jedna z najkrwawszych polskich bitew XVII wieku była bitwą bratobójczą
Przeciwnikiem były wojska wierne królowi Janowi Kazimierzowi, dowodzone przez marszałka wielkiego koronnego Jana Sobieskiego – późniejszego króla. Jedna z najkrwawszych polskich bitew siedemnastego wieku była bitwą bratobójczą. Skoro staramy się pamiętać o różnych rocznicach, pamiętajmy i o tej – ku przestrodze. Nasza pamięć o siedemnastym wieku jest w dużej mierze uformowana przez „Trylogię” Sienkiewicza. Nie pamiętamy o wspaniałych zwycięstwach, które się w niej nie zmieściły (Ochmatów, Cudnów, Słobodyszcza), tym bardziej nie pamiętamy o porażkach (jak straszna rzeź jeńców pod Batohem), ale najbardziej zapominamy właśnie o Mątwach.
Sam Sienkiewicz o nich pamiętał
Nie mógł tej batalii umieścić wprost w swoich powieściach, m.in dlatego, że logicznie rzecz biorąc, wielu jego bohaterów musiałoby tam położyć głowę; wśród poległych pod Mątwami byli głównie starzy żołnierze Czarnieckiego, których Sobieski puścił przodem przez bród na Noteci. Sienkiewicz nawiązuje jednak do tych wydarzeń w „Potopie” (tom II, rozdział 25):
„Po dwóch bokach szły gęsto wojska śpiewając pieśń, brzmiącą w następnych słowach:
Sieczże Szwedów, siecz,
Wyostrzywszy miecz.
Bijże Szwedów, bij,
Wziąwszy tęgi kij.
Walże Szwedów, wal,
Wbijaj ich na pal.
Męczże Szwedów, męcz
I jak możesz dręcz.
Łupże Szwedów, łup
I ze skóry złup.
Tnijże Szwedów, tnij,
To ich będzie mniej.
Topże Szwedów, top,
Jeśliś dobry chłop”.
Sienkiewicz sam daje przypis, tłumacząc, że tak naprawdę pieśń ta odnosi się do Francuzów, a nie Szwedów, i śpiewana była właśnie pod Mątwami. „Francuzami” określali rokoszanie wojska królewskie, które oskarżali o służenie interesom dworu Ludwika XIV, a nie polskim.
O co właściwie poszło?
Potop – czyli kolejne najazdy kozackie, moskiewskie, szwedzkie i siedmiogrodzkie – pokazał, że pod wieloma względami Rzeczpospolita „istnieje tylko teoretycznie”. Król Jan Kazimierz (a może jeszcze bardziej energiczna królowa Maria Ludwika) chcieli wzmocnić władzę centralną, przede wszystkim przez zastąpienie wolnej elekcji elekcją vivente rege (za życia króla) i wybór na tron kandydata francuskiego.
Opozycji, która widziała w tym zamach na szlachecką wolność i demokrację, przewodniczył hetman polny koronny Jerzy Lubomirski, bardzo zasłużony podczas ostatnich wojen. Stronnictwo dworskie oskarżyło go (bez konkretnych podstaw) o związki z obcymi państwami i podżeganie wojska do buntu. Pod koniec 1664 roku Lubomirski został skazany na banicję i infamię, po czym faktycznie rozpoczął rokosz. Prymas Wacław Leszczyński i biskup krakowski Andrzej Trzebicki próbowali mediacji, lecz król chciał zdławić bunt siłą.
Otrzeźwienie przyszło dopiero po Mątwach. Zaledwie kilka tygodni później, 31 lipca 1666 roku, pozorny zwycięzca, Lubomirski, ukorzył się przed królem i zdecydował się pójść na wygnanie na Śląsk, gdzie wkrótce potem zmarł tknięty apopleksją (na początku 1667 roku). Ale też Jan Kazimierz nie wygrał tej wojny – musiał zrezygnować z wszelkich planów reform i rok później złożył koronę.
Na początku 1667 roku Rzeczpospolita zawarła w Andruszowie rozejm z Rosją na niezbyt korzystnych warunkach, w dużej mierze dlatego, że wojska koronne i litewskie zamiast walczyć na wschodzie uganiały się po Małopolsce i Wielkopolsce za rokoszanami; Andruszów przypieczętował rozbiór Ukrainy wzdłuż Dniepru i ostatecznie pogrzebał nadzieje na Rzeczpospolitą Trojga Narodów, rozbudzone dziesięć lat wcześniej unią w Hadziaczu (1658).
Tak więc przegrali wszyscy
Opisała to Hanna Malewska w swojej pięknej, choć gorzkiej, powieści „Panowie Leszczyńscy”, którą można czytać jako uzupełnienie „Trylogii”:
„Pod Guzowem[1] przed laty, wiedział od starych nie było zawziętości. – A pod Gołębiem[2] sam widziałem – rzekł Wacław – płazowali się, gdy swoi spotkali swoich.
Od czasów Batoha nie zginęło w jednym dniu, ba, w jednej godzinie tylu.
– Nikt bardziej gorzko niż ja nad tym nie zapłacze – zawołał Jan. – Ale to wasza wina, żeście się nie oponowali przy wolności. Ciebie zaślepił afekt do nieboszczyka pana Czarnieckiego, co był mąż wielki, ale zawsze ślepo słuchał króla i nie znał się na niczym prócz wojaczki. (…) Cośmy tu dzisiaj zdobyli na wolności i sprawiedliwości w Rzplitej, warte było krwi, panie bratanku! Jak mi Bóg przy skonaniu miły”.
Wolność, sprawiedliwość, Rzeczpospolita, Pan Bóg. Malewska pokazuje, że rokoszanie mieli swoje, całkiem dobrze uzasadnione racje. A i „w wojsku królewskim, to prawda, wzdrygało się wielu na tę wojnę”. Efektem były cztery tysiące trupów na nadnoteckich łąkach – i właściwie nic więcej; „krew się polała, a potem wyschło”, jak napisał poeta w odniesieniu do innych (ale czy tak bardzo innych?) wydarzeń. Podsumować to wszystko można tak, jak uczynił to w powieści Malewskiej inny bohater, walczący po stronie królewskiej: „Katu by nas wszystkich oddać”.
Ku pokrzepieniu serc?
Rok 2016 ogłoszono Rokiem Sienkiewicza, z uwagi na stulecie śmierci powieściopisarza. Czy faktycznie pisał on wyłącznie „ku pokrzepieniu serc”? Może tak, ale tylko jeśli przestrogę uznamy za pokrzepienie, umocnienie. Sienkiewicz ominął rokosz Lubomirskiego, ale opisuje przecież powstanie Chmielnickiego jako wojnę w swej istocie domową. Przypomnijmy więc sobie – ku przestrodze? ku pokrzepieniu? – zakończenie jednego z rozdziałów „Ogniem i mieczem” opisujących oblężenie Zbaraża:
„Słyszano jakieś rozpłakane głosy powietrzne, jakieś ogromne westchnienia, od których włosy wstawały na głowie – i jakieś jęki. Ci, co mieli lec jeszcze w tej walce i których uszy otwartsze były na zaziemskie wołania, słyszeli wyraźnie, jak dusze polskie odlatując wołały: „Przed oczy Twoje, Panie, winy nasze składamy!” – a zaś kozackie jęczały: „Chryste! Chryste, pomyłuj!” – bo jako w bratobójczej wojnie poległe nie mogły wprost do wiekuistej światłości ulecieć, ale przeznaczone im było lecieć gdzieś w dal ciemną i razem z wichrem krążyć nad padołem łez, i płakać, i jęczeć po nocach, dopóki odpuszczenia wspólnych win i zapomnienia, i zgody u nóg Chrystusowych nie wyżebrzą!…
Ale wówczas zatwardziły się jeszcze tym bardziej serca ludzkie i żaden anioł zgody nie przelatywał nad pobojowiskiem”[3].
[1] Bitwa podczas rokoszu Zebrzydowskiego w 1607 roku.
[2] Bitwa podczas potopu szwedzkiego w 1656, w której po stronie Karola Gustawa walczyła jeszcze także część wojsk polskich, wśród nich Jan Sobieski.
[3] „Ogniem i mieczem”, t. II, rozdz. 24.
Ciekawe. nie tylko jesli idzie o mątwy ale i o postac jana Sobieskiego. Nie wiedzialem, ze walczył po stronie Szwedow w czsie ich najazdu na Polske. I skoro dowodzil krolewskimi wojskami pod Matwami, a poniosl taka kleske, to co z jego talentem dowoczym, tak slawionym 20 lat pożniej, po zwyciestwie pod wiedniem?