Podobnie jak prezydent Andrzej Duda, 4 czerwca br. byłem poza granicami Polski. Tak jak on, nie świętowałem więc „specjalnie” rocznicy wyborów parlamentarnych z 1989 r. Jest jednak pewna istotna różnica.
Pierwszy obywatel RP, wedle słów swego rzecznika, uważa to wydarzenie za kontrowersyjne. Choć zapanowała wtedy radość ze zwycięstwa kandydatów „Solidarności”, jednak „w miarę upływu lat radość trochę upadła”. Cóż więc świętować?
Ja natomiast uważam, że jest co świętować, nawet mimo rozczarowań. Rzecz jasna, tamte wybory były tylko częściowo wolne, ale jednak przełomowe. Miażdżąca skala triumfu kandydatów, którzy sfotografowali się z Lechem Wałęsą, pozwoliła wkrótce na przekroczenie horyzontu umów okrągłego stołu i przejęcie sterów rządu przez ludzi „Solidarności”. Od września 1989 r., gdy powstał gabinet Tadeusza Mazowieckiego, miałem pewność – absolutnie nowatorską – że decyzje o losie Polski zapadają w Warszawie, a nie w Moskwie. A potem za nami poszły inne kraje.
III Rzeczpospolita oczywiście nie spełniła wielu oczekiwań. Rządzący to dla wielu obywateli wciąż „oni”. Do współczesnych liderów partii politycznych sam mam zaufanie albo zerowe, albo ujemne. Nie zmienia to jednak faktu, że wybory czerwcowe otworzyły drogę do wolnej Polski i zburzenia muru berlińskiego.
Spory polityczne przesłoniły wielu Polakom historyczne znaczenie zmiany 1989 r.
Niestety nowe wewnętrzne spory polityczne skutecznie przesłoniły wielu Polakom historyczne znaczenie ówczesnej zmiany. W imię walki z aktualnymi konkurentami środowiska krytyczne wobec III RP gotowe są nawet – i to głosząc hasła polskiej dumy narodowej! – odrzucać pionierską rolę Polski w ówczesnych przemianach bloku komunistycznego.
Warto przypomnieć, że św. Jan Paweł II napisał o roku 1989 specjalny rozdział w encyklice „Centesimus annus”. Mówił, że ten rok to „annus mirabilis”, czyli „cudowny rok” – tak wielkie było rewolucyjne znaczenie reform zainicjowanych w Polsce dla losów całej Europy i świata. W roku 1999 natomiast w parlamencie III RP papież stwierdził: „Składam dzięki Panu historii za obecny kształt polskich przemian” (co nie wykluczało też ocen krytycznych).
To w 1989 roku Polska odzyskała wolność – także wolność robienia błędów. Błędy popełniały później wszystkie kolejne rządy. Gdybyśmy jednak jako Polacy mieli świętować tylko wydarzenia niekontrowersyjne, których cele udało się osiągnąć całkowicie – to niewiele rocznic pozostałoby nam w narodowym kalendarzu.
Po 1989 r. za cud uznano bezkrwawe obalenie komunizmu. Dziś niemożliwe wydaje się coś dużo łatwiejszego – żebyśmy jako Polacy umieli uzgodnić, z czego możemy być dumni.
Komentarz opublikowany w „Przewodniku Katolickim” nr 24/2016
Prawdziwym i niesamowitym przeżyciem dla mojego pokolenia było zakończenie strajku i podpisanie porozumień sierpniowych w 1980 roku – to było ogromne przeżycie, bo w tamtych czasach wydawało się to zupełnie nieprawdopodobne. Ale potem w 81 roku była ciągła szarpanina i prowokacje zakończone stanem wojennym. Byliśmy już tak tym wszystkim umęczeni, że te kontraktowe wybory nie miały już dla nas znaczenia. Byliśmy tak samo zmęczeni jak pan Mazowiecki, który zasłabł w sali Sejmu. To wszystko poszło nie tak jakby się chciało i nadal toczy się w niewiadomym kierunku. Z czego mamy się cieszyć i co mamy świętować????