Zima 2024, nr 4

Zamów

Europejska kulturowa urawniłowka prowadzi do radykalizacji postaw

W Szwajcarii uczniowie wyznania muzułmańskiego zostali zobowiązani do dostosowania się do europejskich zwyczajów, nawet jeśli będzie to stało w sprzeczności z ich zasadami religijnymi.

Władze Szwajcarii wychodzą bowiem z założenia, że integracja jest ważniejszą wartością niż wolność religijna i wynikające z niej prawo do kulturowej odrębności. Czy jednak zobowiązanie do przejęcia europejskich zwyczajów rzeczywiście można nazwać integracją?

A wszystko za sprawą dwóch uczniów, którzy nie chcieli podać ręki nauczycielce.

Moda neo-islamska?

Na pierwszy rzut oka sprawa może się wydawać banalna. Rzecz miała miejsce w kwietniu b.r. Dwoje nastolatków narodowości syryjskiej w wieku 14 i 16 lat, którzy są uczniami w szkole w Therwil (kanton Bâle-Campagne na płn. Szwajcarii), odmówiło podania ręki na powitanie nauczycielce. Lekcje w Szwajcarii zwyczajowo rozpoczynają się od podania ręki każdemu uczniowi. Swoją odmowę uzasadnili oni względami natury religijnej, twierdząc, że islam, który wyznają, zakazuje dotykania obcej kobiety, z którą nie pozostają w stosunku pokrewieństwa.

Pierwotnie szkoła znalazła rozwiązanie w pewnym sensie kompromisowe. Rzeczonych uczniów zwolniono z obowiązku podawania ręki kobiecie, ale jednocześnie „zabroniono” podawania jej nauczycielowi mężczyźnie, aby w ten sposób uniknąć – jak uważano – dyskryminacji ze względu na płeć. Albo podajemy rękę wszystkim, albo nikomu.

Czy zwyczaj podawania ręki można uznać za (powszechną) normę moralną?

Zainteresowanie mediów sprawiło, że problem szybko stał się przedmiotem ogólnonarodowej debaty, w której zabrał głos także rząd federalny. Simonetta Sommaruga, odpowiedzialna za departament sprawiedliwości i policji, w jednym z wywiadów powiedziała, że powoływanie się w te sprawie na wolność religijną, jest nie do przyjęcia. Nie wyobraża sobie, by tak można było rozumieć integrację. Z kolei Bernhard Gertsch, przewodniczący szwajcarskiego stowarzyszenia nauczycielek i nauczycieli stwierdził, że podawania ręki należy „do tutejszej kultury” i jest czymś nie do przyjęcia, by uczeń odmawiał tego gestu. Głos zabrał także Georges Thuring, przewodniczący komisji ds. statusu obcokrajowców, który stwierdził, że „nie można mówić o integracji, jeśli ktoś ma opory przed uściskiem dłoni”.

Tak więc szwajcarskie władze jednomyślnie uznały odmowę podania ręki za nieakceptowaną. Ostatecznie władze kantonu zmieniły pierwotną decyzję szkoły i zobowiązały uczniów do podawania ręki pod karą grzywny w wysokości 5 tys. franków szwajcarskich, o czym szkoła poinformowała rodziców uczniów. W oświadczeniu władz kantonu czytam: „Interes publiczny dotyczący równości mężczyzny i kobiety, jak również integracji obcokrajowców, znacznie przewyższa prawo do wolności religijnej uczniów”.

Opinie szwajcarskiego środowiska muzułmańskiego są podzielone. Forum tzw. islamu postępowego, który broni islamu „otwartego i nowoczesnego w dyskursie publicznym”, wyraziło zadowolenie z decyzji podjętych przez władze. Przewodnicząca  Saïda Keller-Messahli powiedziała, że za chłopcami stoją muzułmanie salafici, którzy dążą do upowszechnienia ich ideologii oraz instrumentalizują uczniów. Według niej w Szwajcarii są muzułmanie, którzy uznają integrację społeczną za zdradę islamu i dążą do zbudowania społeczeństwa równoległego, które będzie się rządziło własnym prawem.

W jednym z wywiadów zarzut instrumentalizacji i radykalizacji odrzucili dwaj młodzi Syryjczycy. Powiedzieli oni, że nikt im nie sugeruje, jak się mają zachować. „Jesteśmy radykalistami, ponieważ jesteśmy posłuszni przykazaniom islamu?” – pytali.

Czy odmowa podawania ręki wynika jednak z islamu? Jasmina El Sonbati, nauczycielka i muzułmanka z Bazylei, twierdzi, że nie ma to nic wspólnego z islamską kulturą i religią, a jest jedynie przejawem „neo-islamskiej mody”.

Islamski savoir-vivre

Trudno mi jest odnieść się do kwestii, czy i na ile niepodawanie ręki obcej kobiecie jest wymaganiem płynącym z określonego rozumienia islamu. Jak wiadomo, nie ma jednego islamu. Być może z zakazem tym jest jak z obowiązkiem zakrywania twarzy czy też okrywania głowy u kobiet o wyznaniu muzułmańskim. Jedne zakrywają całą twarz, inne tylko włosy, jeszcze inne chodzą z głową niezakrytą. Nie wiem, który zwyczaj jest bardziej islamski czy też wierny islamowi.

Być może z tym zwyczajem jest podobnie jak z obowiązkiem modlitwy z zakrytą głową w chrześcijaństwie, który do dzisiaj kultywowany jest przez kobiety w niektórych środowiskach, czego reliktem jest słynna mantylka wkładana na wizytę u papieża. Być może niektórzy wciąż jeszcze będą uzasadniać ten zwyczaj religijnie, powołując się na św. Pawła, inni zaś widzieć w nim będą jedynie pewien obyczaj o religijnej proweniencji, który stracił już swoją aktualność. Wiemy jednak doskonale, że były takie czasy, gdy kobiety zamężnej trudno było w Europie szukać bez chustki, czepca czy kapelusza. Czy czuły się przez to dyskryminowane?

Trudno też moim zdaniem uznać, że niepodawanie ręki kobiecie musi być zawsze aktem dyskryminacji. Zapewne wiele zależy od intencji mężczyzny, ale należy ten gest także czytać w kontekście kulturowych uwarunkowań. Wiemy dobrze, że nawet w polskiej kulturze nie jest to zwyczaj ustalony twardymi regułami. W wielu środowiskach do dzisiejszego dnia podaniem ręki witają się między sobą jedynie mężczyźni, choć – przyznajmy – jest to coraz gorzej widziane. Czy znaczy to, że zawsze gardzą kobietą? Nie wiem.

Myślę, że także w europejskiej kulturze wywodzącej się z chrześcijaństwa fakt niepodawania ręki obcej kobiecie był dość powszechny. Mężczyzna się kłaniał, kobieta wdzięcznie dygała, nikt nikomu ręki nie podawał, gdyż – jakby nie było – był to dotyk zastrzeżony w kontakcie między płciami dla osób sobie bliskich. Nawet tak szarmancki gest jak całowanie kobiety w rękę był zastrzeżony niegdyś wyłącznie dla mężatek czy też kobiet z własnej rodziny: matki, babki, ciotki.

Wspominam o tym, abyśmy sobie uświadomili, że także w europejskiej kulturze bliskość fizyczna między mężczyzną a obcą kobietą – nawet tylko przez podanie ręki – była tabuizowana. Dodam jeszcze, że sam byłem kiedyś w takiej sytuacji, gdy uprzedzano mnie, bym na przywitanie nie podawał ręki kobiecie-muzułmance, która przyszła na spotkanie ze swoim mężem. Mógł on to bowiem uznać za niedozwolone przekroczenie granicy intymności.

Dziś podawanie ręki kobiecie staje się coraz bardziej popularne, choć też wcale nie takie oczywiste, skoro savoir-vivre nakazuje czekać, aż kobieta sama poda rękę do powitania. Niepodawanie ręki wcale nie musi więc oznaczać pogardy i być oznaką dyskryminacji, przeciwnie – może być wyrazem szacunku, czci, uszanowania. I przypuszczam, że właśnie dlatego niektórzy – także w naszej europejskiej kulturze – nie podawali ręki kobiecie. I być może nadal nie podają.

Integracja czy unifikacja?

Drugie zastrzeżenie dotyczy rozumienia integracji. Moim zdaniem przymuszanie do przejęcia pewnych kulturowych zwyczajów nie ma nic wspólnego z integracją (pisaliśmy o tym w numerze WIĘZI pod hasłem „Multi-kulti ≠ wielokulturowość”). To raczej kulturowa unifikacja, która – moim zdaniem – wcale nie jest warunkiem integracji. Jest czymś absolutnie oczywistym, że wymogiem integracji jest akceptacja panujących norm prawnych i moralnych.

Utrata rodzimego pierwiastka religijnego prowadzi do nieufności wobec religijności innych

Czy jednak zwyczaj podawania ręki można uznać za (powszechną) normę moralną? Uważam, że gest ten wchodzi w zakres zwyczaju, obrzędowości czy kulturowej odmienności, a jego porzucenie nie jest wymogiem integracji. W ten sposób możemy jedynie próbować budować społeczeństwo kulturowo zunifikowane, pozbawione różnorodności, poddane „urawniłowce”, gdzie wielu będzie żyło z poczuciem utraty swej tożsamości, a nawet zdrady wobec własnej kultury. Wydaje mi się, że przymuszanie do zwyczajowego dostosowania się będzie rodzić reakcje odwrotne do zakładanych: bunt i rewoltę wynikającą właśnie z poczucia winy.

Europejski model integracji kulturowej, w którym dąży się do wytworzenia homogenicznej kultury, także z uszczerbkiem dla tradycji religijnych, który to model dominuje we Francji, ale pojawia się także w Niemczech i w Szwajcarii paradoksalnie prowadzi do radykalizacji postaw. Rodzi bowiem potrzebę obrony tego, czego państwo chce pozbawić.

Wesprzyj Więź

Zupełnie inaczej wygląda kanadyjski model integracji, o czym wielokrotnie pisałem, m.in. w książce „Ocalić Boga. Szkice z teologii sekularyzacji” . Tam wyznawcy sikhizmu pozwala się nosić rytualny nóż (kirpan) i turban na głowie, a uczniom wyznania islamskiego zabezpiecza się właściwy im sposób uczestniczenia w zajęciach z wychowania fizycznego. Chcąc przyjąć model szwajcarski, dwóch ministrów rządu federalnego Kanady, którzy są sikhami, musiałoby zdjąć turban, wszak interes publiczny, jakim jest integracja, jest ważniejszy niż wolność religijna. Szczęśliwie, nikt im tego nie nakazał.

Czy mieszkające w Szwajcarii dzieci wyznania żydowskiego bądź islamskiego będą musiały teraz w imię integracji dostosować także swoje przepisy dotyczące diety? Tak rozumiana integracja jest moim zdaniem ślepą uliczką. A pojawia się ona tam, gdzie społeczeństwo jest coraz bardziej zlaicyzowane. Utrata rodzimego pierwiastka religijnego prowadzi do nieufności wobec religijności, którą przynoszą ze sobą obcy. A powoływanie się na racje religijne w odniesieniu do obyczajowości napotyka na niezrozumienie i nieuzasadnione oskarżenie o radykalizm. To prawda, że coraz częściej ktoś, kto chce być wierny swojej religii, bardzo szybko zostaje okrzyknięty radykałem i ortodoksem. Ortodoksja staje się dla wielu postawą godną napiętnowania.

I na koniec jeszcze jedna uwaga. Oprócz rasizmu w sensie ścisłym, istnieje także rasizm kulturowy. Przejawia się on w przekonaniu o wyższości jednej kultury nad inną. U źródeł tak rozumianego rasizmu jest aprioryczna pozytywna waloryzacja jednej kultury i negatywna waloryzacja drugiej. Wydaje mi się, że w myśleniu szwajcarskich autorytetów można znaleźć przejawy takiego właśnie myślenia. O wyższości europejskiej kultury nad każdą inną. Bo przecież ci „barbarzyńcy” z Syrii nawet nie podają rąk kobiecie! Można podać rękę kobiecie i jednocześnie w sercu nią gardzić. A można nie podać i szanować. Ten sam gest może być bardzo wieloznaczny.

Podziel się

Wiadomość

“Dodam jeszcze, że sam byłem kiedyś w takiej sytuacji, gdy uprzedzano mnie, bym na przywitanie nie podawał ręki kobiecie-muzułmance, która przyszła na spotkanie ze swoim mężem. Mógł on to bowiem uznać za niedozwolone przekroczenie granicy intymności. ”

Pierwsze słyszę, żeby mężczyzna pierwszy wyciągał rękę do kobiety !