„Marcowe gadanie” to książka profesora Michała Głowińskiego. Autor pisał ją – jak sam przyznaje – do szuflady.
Przeznaczenie szufladowe określa jej właściwości; składa się z kilkuset krótkich szkiców (notatek), w których profesor analizuje między innymi język propagandy Marca’68, czyli język narodowych komunistów. Poszczególne słowa zaczynają w nim znaczyć co innego, niż znaczyły do tej pory. Chciałem przytoczyć kilka cytatów z tej książki. Bez komentarza. I tak wystarczająco kąsają tu i teraz.
INSPIROWANY
Wydarzenia – tak krajowe, jak zagraniczne – których władza ludowa nie ma ochoty aprobować, nie mogą dziać się same przez się, a więc z woli tych, którzy w nich uczestniczą. Zawsze kryje się tu jakiś zły duch, który przez swe nieczyste moce do nich popycha, a więc je inspiruje. (…) Niekiedy rozważania o inspiracjach nabierają charakteru jawnie absurdalnego (nie wspominam o tym, że są głęboko niemoralne); rekord pod tym względem pobili rodzimi propagandyści w rodzaju Krasickiego w swych insynuacjach dotyczących samospalenia Jana Palacha. Czeski student nie mógł dokonać swojego bohaterskiego i strasznego czynu z własnej woli, musiały stać za nim jakieś siły. Tak samo inspirowany był spontaniczny bunt polskich studentów. Ta policyjna wizja świata nie dopuszcza w ogóle myśli o spontaniczności, wszystko ma być wynikiem perfidnych knowań wrogów.
(23 IV 1969)
NARÓD
Słowo to występuje w uwikłaniach dwojakiego rodzaju (…). W wersji pierwszej naród oznacza bliżej nieokreśloną całość społeczeństwa, która posłuszna i zgodna jak chór w operze, ma przykładnie odpowiadać na zadane kwestie. W tej roli jest składnikiem niezliczonej liczby frazesów – w rodzaju „naród potępia” (ta zbitka pojawia się najczęściej).
Naród w wersji drugiej to przede wszystkim więź plemienna, mitologia krwi i gleby, a także swoiście preparowana przeszłość. Tutaj powraca więc skrajnie prawicowe, nacjonalistyczne, a czasami wręcz faszystowskie rozumienie narodu. (…)
Pochodną jest zamiłowanie do przymiotnika „narodowy”, który często zastępuje bardziej neutralne słowo „polski”, a także skłonność do demagogicznie nadużywanego określenia „antynarodowy”.
Obie te wersje mają jedną cechę wspólną: zmierzają do zidentyfikowania spraw narodu z aktualnymi w danym momencie interesami partii. Słowo to jest używane w toku dyskursu propagandowego w ten sposób, by przekonać ludzi, że jeśli coś jest przeciw niej, jest tym samym przeciw narodowi. (…)
(5 X 1968 r.)
MY, POLACY
Ta formułka powraca teraz często. Ci, którzy jej używają, usiłują wmówić, że przemawiają w imieniu całego narodu, że wyrażają poglądy wszystkich, a więc są czymś w rodzaju koryfeuszów chóru. W konsekwencji powstaje fałszywy podmiot zbiorowy, będący jednym z przejawów demagogii. „My, Polacy” używa się zwłaszcza wtedy, gdy chce się wyzyskać rzeczywiste emocje narodowe, przede wszystkim zaś, gdy pragnie się nadać pożądany politycznie sens wydarzeniom (…).
Zdania zaczynające się od „my, Polacy” odwołują się z reguły do najprostszych mitów narodowych, do najbardziej stereotypowych wyobrażeń na temat własnej wspólnoty. Często służą one do utwierdzania słuchaczy w najbanalniejszej megalomanii narodowej.
(3 II 1969)
BRONIĆ WARTOŚCI
Te piękne słowa nie służą bynajmniej pięknym celom. (…)
Przyznać muszę, że tym razem rozważanie oparłem na obserwacji losów jednej tylko osoby, z wielu względów szczególnie dla mnie obrzydliwej. Pan X, gdy kilka lat temu rozpoczął bujną karierę polityczną, mówił o obronie wartości. W marcu tego roku już zrywał na Uniwersytecie studenckie plakaty, potem szantażował kolegów, by nie brali udziału w strajku okupacyjnym, donosił na nich, przyczynił się do wyrzucenia z Uniwersytetu kilku pracowników i likwidacji „rewizjonistycznej” katedry. Od dłuższego czasu nie rozmawiałem z tym człowiekiem, nie sądzę jednak, by jeszcze mógł mówić o „obronie wartości”, choćby ze względu na brak słuchaczy. Teraz musi już bez upiększeń występować w swej właściwej roli – roli żandarma.
(2 XI 1968)
PATRIOCI
Także temu słowu nadano znaczenie zgoła osobliwe. (…)
Słowo to w spreparowanym znaczeniu ma wmówić społeczeństwu, że ten, kto nie popiera reżimu, jest wrogiem Polski i – być może – działa na rzecz NRF. Jedyna pociecha, że w tej sfałszowanej wersji nie ma ono szans na spopularyzowanie, a w niektórych sytuacjach prowadzi do jawnych absurdów: obecnie „patrioci” winni wyrażać nie tylko poparcie dla zakazu grania „Dziadów”, ale cieszyć się po prostu z tego faktu.
(18 II 1968)
TO NIE PRZYPADEK, ŻE…
(…) Negatywnie oceniane wydarzenie od razu wprowadza się w aprioryczny system. Nie ma przypadków, jeśli ktoś opanowany został przez Zło; działają tu rygorystyczne determinacje i wszystko z wszystkiego wynika. Myślenie mityczne zgodnie połączyło się z dogmatycznie pojmowaną przyczynowością. Wyraża się w tym tradycyjna postawa marksistowskich działaczy, ideologów, publicystów. Zajmują oni zawsze pozycję człowieka, który wie lepiej, który jest świadom wszystkich utajonych myśli, znaczeń, intencji – i zawsze może je ku chwale dialektycznego rozumu i swojej wspaniałej partii zdemaskować. Jest to więc besserwisserstwo podniesione do rangi zasady. A także jeden z przejawów demagogii: najmniejszy fakt, gdy nie jest tylko przypadkiem, gdy zostaje wprowadzony w aprioryczny system, łatwiej obrócić przeciw atakowanemu. (…)
(24 I 1968)
katycznie – do szuflady….