Zima 2024, nr 4

Zamów

Dać się Bogu zobaczyć

Boże Ciało w Spycimierzu, czerwiec 2015 r. Fot. Mariusz Cieszewski / MSZ

Prawdziwa adoracja dokonuje się wtedy, gdy z wiarą przyjmuje się słowo Boże i Ciało Boga. To człowiek powinien być najpiękniejszą monstrancją.

Genezy uroczystości Bożego Ciała próżno szukać na kartach Ewangelii. Ustanawiając Eucharystię, Jezus nic nie mówił o oglądaniu, o patrzeniu, o adoracji, o wynoszeniu Go w procesji. „Bierzcie i jedzcie” – mówił. „Bierzcie i pijcie”. I nic o oglądaniu. Pragnieniem Pana było, by stał się naszym pokarmem. Pragnieniem Pana było, abyśmy się Nim karmili. I tak było aż do XIII wieku, do roku 1261, gdy papież Urban IV ustanowił uroczystość Bożego Ciała.

Przyczyn było wiele. Nie czas i miejsce, by je szczegółowo wyliczać. Dość powiedzieć, że coraz powszechniejszym pragnieniem wiernych było oglądanie przenajświętszej Hostii. Kapłani przedłużali podniesienie, by wierni mogli się napatrzeć, by mogli nakarmić swój wzrok, czasami – niestety – zamiast karmić Nim swoje usta. Można by powiedzieć, że górę wzięła nasza zachodnioeuropejska natura. W końcu my też jesteśmy potomkami owych Greków, którzy przyszli do Filipa z prośbą: „Chcemy widzieć Jezusa”. Żydzi wierzyli, że Bóg mówi, ale nie daje się zobaczyć.

Gdy Bóg stał się człowiekiem, gdy się wcielił w Jezusie Chrystusie, siłą rzeczy wystawił się na spojrzenie, dał się zobaczyć, stał się spektaklem: Kimś, kogo można zobaczyć; Kimś do oglądania. Eucharystia jest konsekwencją Wcielenia: gdyby Bóg nie przyjął ludzkiego ciała, nie zostawiłby nam też swego Ciała pod postacią materii, już nie ludzkiej, ale przecież ziemskiej- chleba i wina, które kryją Jego Ciało i Krew.

Ale cóż nam daje samo widzenie Boga? Nic. Gdy Bóg wisiał na krzyżu – wówczas także ukryty w ludzkim ciele – „lud stał i patrzał”. Patrzał, ale nie widział. Można patrzeć i nie widzieć. Patrzeć i nie zobaczyć. Pozostać ślepym. Bo prawdziwa adoracja wcale nie polega na widzeniu i oglądaniu.

W konstytucjach sióstr cysterek z francuskiego klasztoru Port Royal, których duchowym centrum życia miała być właśnie adoracja eucharystyczna, można przeczytać, że sposobem realizacji tego celu wcale nie będzie jak najczęstsze wystawianie Najświętszego Sakramentu. I gdy w tym czasie upowszechniał się zwyczaj adoracji czwartkowych, mniszki go nie przyjęły, gdyż – jak czytamy – prawdziwy kult to wewnętrzna więź duchowa.

A wielki teolog i kaznodzieja tamtego czasu, Jacques-Bénigne Bossuet pisał, że prawdziwa adoracja dokonuje się wtedy, gdy z wiarą przyjmuje się słowo Boże i Ciało Boga, pokładając w nich swoją miłość i nadzieję. I gdy, dodajmy, z tej wiary i miłości wypływa życie, wszak – jak pisał św. Ireneusz – „Chwałą Boga [jest] żyjący człowiek” (Gloria Dei vivens homo). A w kontekście naszego święta można powiedzieć, że to człowiek jest/powinien być najpiękniejszą monstrancją.

Więc po co, jeśli nie po to, by oglądać Boga? Teologowie prawosławni podkreślają, ze w ich wschodniej tradycji nie ma adoracji Najświętszego Sakramentu, a w konsekwencji też uroczystości Bożego Ciała. Stało się tak, gdyż – jak to komentował kard. Ratzinger – „grecka tęsknota na oglądanie wiecznego” spełnia się w ikonie. Nam, sceptycznym ludziom Zachodu, być może trudno w to uwierzyć, ale to właśnie ikona z jej teologią obecności tego, kogo przedstawia, jest dla człowieka chrześcijańskiego wschodu wystarczającym narzędziem na widzenie i doświadczenie obecności Boga.

Jest jednak między adoracją Najświętszego Sakramentu a wschodnią czcią dla ikony istotna różnica. Przed ikoną nie klękamy, a wyłącznie oddajemy jej pokłon, gdyż dzięki niej Bóg jest obecny, ale ikona nie jest Bogiem. Przed Najświętszym Sakramentem padamy na kolana w akcie adoracji, bo przed naszymi oczami już nie jest obraz, ale ciało Boga.

Wesprzyj Więź

W kulcie ikony jest jeszcze jeden paradoks. Tak naprawdę, ikona nie jest wcale po to, aby widzieć Boga. Św. Jan Chryzostom pisał, że modlitwa przed ikoną powinna się dokonywać z zamkniętymi oczami, bo to ikona patrzy na nas, a nie my na ikonę. To sam Bóg patrzy oczami ikony. Jak pisał Leonid Uspienski, wierni składają pokłon przed Świętym Obliczem Zbawiciela, „które rzuca promienie jaśniejsze od słonecznych”. Właśnie dlatego w cerkwi jest tak wiele ikon i tak wiele boskich oczu, które na nas z nich spoglądają.

My nie mamy ikony. My mamy wystawione w Najświętszym Sakramencie Ciało samego Pana. I nie po to, aby na nie patrzeć, ale żeby On patrzył na nas. „Zagrody nasze widzieć przychodzi”. I nas samych. Jak pisze jeden z teologów (H. Pfeiffer), „tylko w spojrzeniu na konsekrowaną Hostię wierzący na Zachodzie spotykał się z jasnością, która oczyszcza i przygotowuje jego oczy na to oglądanie Boga, którego spodziewa się on dla siebie w Raju”.

I właśnie dlatego nie możemy zrezygnować z adoracji Ciała Pańskiego, w przeciwnym razie stracilibyśmy jedyną możliwość wpatrywania się w Boże wejrzenie. Przymknijmy więc dziś nasze oczy. Pozwólmy Panu patrzeć na nas. Bo oto nie tylko – jak mówił psalmista – „Pan patrzy z nieba, widzi wszystkich synów ludzkich. Spogląda z miejsca, gdzie przebywa, na wszystkich mieszkańców ziemi”. Dzisiaj stało się coś więcej. Oto „Pan zstąpił z nieba pod postacią chleba”, by na nas popatrzeć. Zróbmy Mu miejsce.

Podziel się

5
Wiadomość

„Przed ikoną nie klękamy, a wyłącznie oddajemy jej pokłon, gdyż dzięki niej Bóg jest obecny, ale ikona nie jest Bogiem.”
Czy aby na pewno tak to wygląda? Kiedyś przeczytałem, że w obrządku Wschodnim nawet podczas Boskiej Liturgii (Eucharystii) nie ma klękania, tylko właśnie kłanianie się głową. Czyli to, co my, chrześcijanie Zachodu wyrażamy klękaniem, oni wyrażają właśnie pokłonami… Jeśli jest inaczej, proszę o korektę.

Teologię ikony i Eucarystii szeroko porównuje w swojej książce pt. „Ikona i kult ikony” S. Bułgakow. Wskazuje on, że Eucharystii należy się „latreia” (adoratio, adoracja), zaś ikonie – „timetike proskynesis” (cześć względna), gdyż w Eucharystii Bóg jest obecny realiter, substantialiter et vere (wg nauki katolickiej), a w ikonie – idealiter poprzez odniesienie do Prototypu. Stąd ikonie nalęzy się całowanie, cześć i pokłon, ale nie „prawdziwy kult” polegający na adoracji, którą zachodni chrześcijanie wyrażają przyklęknięciem. Tradycja wschodnia nie zna adoracji Najświętszego Sakramentu, a więc i klękania. Bułgakow pisze: „’przekształcenie Eucharystii w ikonę Chrystusa, co ma miejsce w katolickiej adoracji świętych Darów, jest jej złym wykorzystaniem”.

Co do zasady błogosławieni którzy nie widzieli a uwierzyli – gdyż wiarą pielgrzymujemy.. Boga zaczynamy „widzieć” oczami wiary. Bóg nam siebie objawia. By coś „zobaczyć” z rzeczywistości duchowej – potrzeba objawienia. Piotr „zobaczył” iż Jezus jest Chrystusem – otrzymał TO jako objawienie od Ojca z nieba. Jeżeli zatem na owe objawienie musimy oczekiwać, prosić o nie , zabiegać to czy postawienie sobie przed oczyma czegoś innego – bardziej materialnego, zanim przyjdzie owo „objawienie” duchowe nie przysłoni istoty którą mamy zobaczyć? Czy nie stanie się przeszkodą? Czy ktoś adorując hostię- nie pomyśli sobie że już widzi? Ciężko Bogu objawić się komuś kto jest przekonany że widzi. To jak z ówczesnymi religijnymi ludźmi (faryzeuszami) którzy twierdzili że widzą – ale ich czyny przeczyły temu wyznaniu. Wszak gdyby widzieli – słuchaliby słów Jezusa, poznaliby iż jest On Bożym Synem. Odczuwam obawę połączoną z troską o tych wszystkich którym stawia się przed oczy „produkt zastępczy”.

Nie wiem, co Pan ma na myśli, pisząc o „produkcie zastępczym”. Na pewno nie można tak powiedzieć o Ciele i Krwi Pańskiej, gdzie Chrystus obecny jest prawdziwie. Mój niepokój rodzi jedynie utożsamienie adoracji z widzeniem NS, co może się przekształcić w idolatrię. A poznanie przez widzenie istnieje i w teologii i w życiu duchowym, o czym czytamy w Lumen fidei.

Podobnie przedstawia sprawę ks. Blachnicki: „Zafascynowała nas tajemnica obecności Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. I słusznie, bo to jest wielka tajemnica, to jest wielki cud. Ale co zrobiliśmy z Pamiątki Pana? Chrystus przecież nie powiedział: Bierzcie i oglądajcie, lecz: Bierzcie i spożywajcie. Wielka jest ta tajemnica obecności. Ale wtedy, gdy nie spożywamy Eucharystii, nie przeżywamy jej jako sakramentu jedności. Obecność Boga wśród nas, to jeszcze nie jest nasze zjednoczenie z Bogiem. Obecność to akt jednostronny, to wyjście Boga naprzeciw nam. Jaki sens ma obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, kiedy nie spożywamy Ciała Pańskiego?(…) Nie ma specjalnego sakramentu obecności, bo jest nim cały świat, cały wszechświat stworzony przez Boga jest znakiem Jego obecności, czyli sakramentem. Nie możemy się zadowolić adorowaniem Chrystusa obecnego, bo Jego obecność jest zaproszeniem do spożywania pokarmu.”

Dziękuję za to pouczenie. Jest poniekąd odpowiedzią na moje wczorajsze przemyślenia. Jestem prawosławna i zastanawiałam się dlaczego u nas nie obchodzi się święta Bożego Ciała, skoro tego samego Boga czcimy? Pan Szymonie, tak ładnie tłumaczy te różnice i podobieństwa, które się przenikają w naszych religiach. Myślę, ze dzięki takim ludziom jak pan, kiedyś nastąpi prawdziwa jedność chrześcijan, która nie będzie formalną, lecz duchową jednością wszystkich ludzi. Ale na to trzeba czasu.