Jesień 2024, nr 3

Zamów

Zło wiktoriańskie

Szczecińska Opera na Zamku podjęła się pierwszej polskiej inscenizacji dzieła Benjamina Brittena „The Turn of the Screw” („Dokręcanie śruby”).

Reżyserka, Natalia Babińska, zdecydowała się na klasyczne wystawienie, zachowując atmosferę właściwą dla gotyckiej noweli Henry’ego Jamesa, będącej pierwowzorem libretta. To zaiste wiktoriańska inscenizacja. I dobrze, że tak się stało. Zło, które jest tematem tej opery, nie mieszka przecież gdzieś poza nami. Ono robi sobie gniazdo w nas, a potem wypływa spod fiszbin, gorsetów, krynolin, ciasnych kołnierzyków – jak przystało na wiktoriańską pruderię, pełną napięć i sprzeczności.

Młoda guwernantka przybywa do Londynu, by podjąć się wychowania i edukacji dwojga sierot: Flory i Milesa. Szybko się okazuje, że z pozoru przykładne dzieci, które „tak pięknie się bawią”, kryją w sobie tajemnicę dziwnych relacji z poprzednimi opiekunami: Peterem Quintem oraz panną Jessel. Martwi i nieobecni ciałem, ale wciąż obecni duchem, Quint i Jessel próbują wciąż wpływać na dzieci, co zaczyna zauważać młoda guwernantka, która uświadamia sobie, że w kroczyła w tajemniczy świat, gdzie duchy żyją wespół z ludźmi. Fabuła nie wyjaśnia, jaka była natura relacji dzieci z opiekunami. Do końca nie wiemy, co się wydarzyło i jaka siła przyciąga dzieci do ich poprzednich wychowawców. Gdzie jest źródło zła: w dzieciach, ich opiekunach, a może jeszcze gdzie indziej? To właśnie pytanie ujawnia się w niepokojącej piosence Milesa: „Malo, malo, malo I would rather be / malo, malo, malo in an apple tree / malo, malo, malo than a naughty boy / malo, malo, malo in adversity”. Ta fraza przypomina mnemotechniczną pomoc do nauki języka łacińskiego, gdzie wykorzystuje się grę słów i znaczeń: malo – wolę, malus – jabłoń, malus – zły, malum – zło (przeciwieństwo).

Tę panującą od samego początku niepokojącą atmosferę udało się wytworzyć na scenie nie tylko poprzez świetnie zinterpretowaną muzykę Brittena w wykonaniu orkiestry pod dyrekcją Jerzego Wołosiuka, ale także dzięki grze świateł (Maciej Igielski), scenografii (Martyna Kander) oraz projektom multimedialnym (Ewa Krasucka). Wszystko to pozwoliło stworzyć spektakl niezwykle jednorodny artystycznie, umieszczony na obrotowej scenie, która pozwala na swoistą totalność percepcji. Dzięki temu zabiegowi widz jest w pewnym sensie wszędzie: w domu, ogrodzie, w sypialni i bawialni jednocześnie. Opera, co oczywiste, nie ma takiej możliwości budowania suspensu, co obraz filmowy, trzeba jednak przyznać, że – zwłaszcza dzięki projekcjom – świat duchów ukazany jest bardzo sugestywnie: pojawiają się w oknach, migają w lustrach, błąkają się na horyzoncie.

Wesprzyj Więź

Nie jestem krytykiem muzycznym, ale – jak się wydaje – nie jest to opera łatwa do zaśpiewania. Tym większe na mnie wrażenie zrobiła rola Guwernantki zaśpiewana i zagrana (!) przez Ewę Olszewską. Trzeba przyznać, że bardzo dobrze wypadła scenicznie, a jej aktorskie posługiwanie się głosem i słowem – jakże inne niż w operze bel canta – nadało jej roli dużego dramatyzmu. Do tego demoniczny Quint w wykonaniu znanego z polskich scen operowych Pavlo Tolstoya, „funeralna” Bożena Bujnicka jako Miss Jessel i Lilianna Zalesińska jako Mrs Grose. Na osobną uwagę zasługują role dziecięce: Agata Wasik jako Flora i Mateusz Dąbrowski jako Miles. Choć momentami byli może nazbyt nieśmiali, ich głosy doskonale oddawały tę nieco fałszywą dziecięcą niewinność.

Szczecińskie „Dokręcanie śruby” to bardzo dobry spektakl. Piękna, ale jednocześnie tajemnicza i niepokojąca muzyka Brittena pozostaje na długo. Trudno uciec od śpiewnego „Malo”. I od Petera Quinta, który czai się gdzieś niedaleko i woła po imieniu „Miles”. W końcu zło nie jest takie bezimienne. Nosi imię każdego z nas. Czy da się je w nas wywołać? Britten nie daje na to odpowiedzi. Ale pytanie to stawie niezwykle sugestywnie. Dlatego warto zobaczyć „Turn of the Screw” w Operze na Zamku.

B. Britten, „The Turn of the Screw”, reż. N. Babińska, Szczecin, Opera na Zamku, premiera: 20.05.2016 r.

Podziel się

Wiadomość