Zawierzenie Bogu nie ma być bezrefleksyjne. Nie może oznaczać ślepego posłuszeństwa – na przykład wobec kościelnych przełożonych czy wobec arbitralnego spowiednika.
Po okresie wielkanocnym, zwieńczonym Zesłaniem Ducha Świętego, w liturgii Kościoła katolickiego zaczął się okres zwykły, co nie znaczy wcale, że mniej ważny czy nieciekawy. Wiemy, że każda msza święta jest uobecnieniem Paschy, czyli przejścia Chrystusa przez śmierć do życia. Zaś każda niedziela, pierwszy dzień nowego tygodnia – wspomnieniem Zmartwychwstania. A dla nas, zwykłych ludzi, nie tylko tych wierzących, każdy kolejny dzień jest wciąż ponawianym przejściem – od snu, symbolizującego śmierć, do świadomego życia; od zniechęcenia, apatii i smutku – do nadziei, działania i radości; od koncentracji na sobie – do zapomnienia o sobie w byciu dla innych. I tak próbujemy żyć, dzień po dniu, aż do śmierci.
Dzisiaj Kościół obchodzi uroczystość Najświętszej Marii Panny, Matki Kościoła. Z tej okazji w liturgii proponuje się do wyboru dwa czytania, sięgające do początków – do mitycznych początków ludzkości w Raju, po upadku Adama i Ewy (Rdz 3,9-15), i do początków Kościoła, kiedy to po wzięciu Jezusa do nieba Apostołowie „trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa, i Jego braćmi” (Dz 1,12-14).
Matka Jezusa, co przypominamy sobie na nabożeństwach majowych, odmawiając przepiękną litanię loretańską, została obdarzona przez Tradycję wieloma tytułami. Najpierw, na Soborze efeskim w 431 roku, tym najważniejszym – Matki Bożej, po grecku Theotokos, po staropolsku Bogurodzicy, a z czasem także – Matki Kościoła, czyli Matki wszystkich wierzących. Podobno kardynał Wyszyński zwykł był dodawać prywatnie w modlitwie Zdrowaś Mario, po słowach „Matko Boża”– Matko nasza. Niektórzy protestanci zazdroszczą nam katolikom kultu maryjnego, który jakoś ociepla religię chrześcijańską, z jej obrazem surowego Boga (przypominają się tutaj filmy Fanny i Alexander Bergmana czy Biała wstążka Hanekego). Dzieci wciąż uczą się z katechizmu, że Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre nagradza, a za złe każe. I tak w sercach wrażliwych dzieciaków utrwala się wizerunek groźnego Boga Ojca – na szczęście złagodzony dzisiaj przez zaangażowanych, bliskich i czułych ojców, błogosławiony skutek przemian obyczajowych zwanych popularnie gender. A Matka, wiadomo, wszystko rozumie, wszystko przebaczy, pocieszy i utuli. Ale ludzka matka nie tylko karmi dziecko i chroni je od niebezpieczeństw, nie tylko pociesza i przebacza, ale jest też pierwszą nauczycielką, niezastąpionym wzorem uczuć i postaw. Święty papież Jan XXIII swoją encyklikę o Kościele zatytułował Mater et Magistra, Matka i Mistrzyni. Te słowa można odnieść jak najbardziej także do Marii, Matki Jezusa.
W jej postawie duchowej jako wzór dla nas często na pierwszym planie wymienia się posłuszeństwo wobec woli Bożej. To prawda, młodziutka żydowska dziewczyna Miriam przyjmuje z pokorą i ufnością swój trudny los, niepojęty plan Boży względem siebie, ale jednocześnie chce zrozumieć: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?”. A potem dwunastoletniego Jezusa, który zgubił się podczas pielgrzymki do Jerozolimy, zapyta z żalem: „Synu, czemuś nam to uczynił?”… Jego niezbyt miłą odpowiedź długo będzie rozważała w swoim sercu, czyli – nie w pełni mogła ją zrozumieć.
Zawierzenie Bogu nie ma być bezrefleksyjne. Nie może oznaczać ślepego posłuszeństwa – na przykład wobec kościelnych przełożonych czy wobec arbitralnego spowiednika. Wiara, nawet tak ufna i heroiczna, jaką była wiara Matki Jezusa, ma być wiarą rozumną. Wiarą szukającą zrozumienia. A więc stawiającą pytania – Bogu, sobie i światu.
Nawet Jezus, konając na krzyżu, zadał swemu Ojcu pytanie: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?”…
Nie bójmy się więc stawiania trudnych pytań.
Tekst ten, wygłoszony dziś jako „Słowo na dzień” w radiowej Dwójce, dedykuję w dniu Imienin księdzu Andrzejowi Pęcherzewskiemu, proboszczowi nadmorskiej parafii NMP z Góry Karmel w Dąbkach. Jego krótkie kazanie z 3 maja było dla mnie inspiracją.