Przebaczenie jest najskuteczniejszym sposobem na sprzeciw wobec zła. Dlatego Jezus wzywał do niego tak intensywnie i pokazał je tak radykalnie – pisze ks. Grzegorz Strzelczyk.
Co właściwie należy darować? Czym jest uraza? Nim przejdę do aspektów bardziej teologicznych, użyteczne będzie kilka słów wyjaśnienia w odniesieniu do samego sformułowania tego uczynku miłosierdzia.
Słownik języka polskiego PWN definiuje urazę jako „żal do kogoś z jakiegoś powodu”. Koncentruje się zatem na stanie ducha osoby urażonej. Zdaje się jednak, że gdy powstawała polska wersja „uczynków”, akcent padał raczej na powód owego żalu. Chodzi zatem o darowanie tego, że się zostało dotkniętym tak, że pozostał z tego uraz…. Obecna definicja słownikowa sugeruje też, że powód urażenia mógł być jakikolwiek. I zdaje się, że tak też dzisiaj jesteśmy skłonni to zrozumieć – uraza może w nas powstać na skutek tego, że doznaliśmy jakiegokolwiek zła od innej osoby. I mamy potem o to do niej żal.
Niemniej pierwotnie zakres tego pojęcia był chyba węższy. Łaciński oryginał katalogu „uczynków” oraz inne współczesne języki mówią nie o urazach w ogólności, ale wprost o „obrazie”, czyli – idąc za tym samym słownikiem – o „uchybieniu godności osobistej”.
Dodać wypada, że wersja polska jest znacznie bardziej wymagająca od innych, mówi bowiem o darowaniu „chętnie”. Tego – przyznajmy – mocno podnoszącego poprzeczkę dodatku nie ma w wersji łacińskiej ani w innych współczesnych językach. Myślę zatem, że najpierw starać się musimy w ogóle o zdolność do przebaczenia, licząc że z czasem, powtarzając wysiłek z tym związany, wypracujemy sobie także umiejętność przebaczania „chętnie”.
Niemniej „chęć” przenosi nas bardziej na płaszczyznę uczuć, zaś „darowanie” wiąże się raczej z płaszczyzną woli. Nie umiem oprzeć się wrażeniu, że owo „chętnie” wyraża trudno realizowalne w praktyce życzenie: dobrze byłoby, gdyby przebaczenie obrazy stało się w nas odruchem, także emocjonalnym. Żeby za żalem związanym z obrazą nie ciągnęły się inne paskudne uczucia – jak na przykład pragnienie zemsty. Dobrze byłoby, żeby żal sprzężył się w naszym doświadczeniu z emocjonalną także chęcią przebaczenia. Jednak nim to nastąpi, zacząć warto realizację tego uczynku w wersji podstawowej: „przebaczać obrazy”.
Jeśli istotą tego uczynku miłosierdzia jest przebaczanie „obraz”, to chodzi chyba zwłaszcza o sytuacje, w których ktoś naszej godności uchybia nie przypadkiem i mimochodem, bez świadomości tego, jakie powoduje skutki, bez złej intencji – lecz działając jeśli nie wręcz z premedytacją, to na pewno rozmyślnie.
Człowiekowi niestety przychodzi czasem ochota, by drugiego obrazić. I potrafimy to robić z przemyślnością godną lepszej sprawy. Perfidnie. Żeby zabolało. A im bardziej boli, tym bardziej obrazę przeżywamy jako niezasłużoną, niesprawiedliwą. Im bardziej dotyka ona naszej godności, tym bardziej skłonni jesteśmy urazę żywić.
Warto zwrócić uwagę na słowo: „żywić” urazę. Karmić ją. Żalem, pretensjami, chęcią zemsty. Niestety zdolni jesteśmy do hodowania uraz, podsycania ich, dokarmiania łakociami złośliwości. Aż po nienawiść, która często bywa po prostu wypasioną formą urazy.
Obraza – chyba każda – dzięki tym naszym pasterskim skłonnościom, ma potężny potencjał niszczący, a nienawiść i zemsta to jej najgorsze owoce. Jeśli zatem wezwani jesteśmy do przebaczenia w sytuacji, gdy ktoś nas obraził, to głównie po to, by zahamować rozprzestrzenianie się zła, którego wprawdzie ktoś inny był przyczyną, ale które właśnie próbuje się zadomowić w naszym sercu. I właściwie nie potrzebuje do tego świadomego przyzwolenia, wystarczy brak wyraźnego sprzeciwu.
Przebaczenie jest – i moim zdaniem na tym przykładzie doskonale to widać – najskuteczniejszym sposobem na sprzeciw wobec zła. Dlatego Jezus wzywał do niego tak intensywnie i pokazał tak radykalnie: wchodząc w śmierć. Zaś ta postawa Jezusa nie jest niczym innym, jak przekładem na człowieczeństwo postawy Boga Ojca wobec wszelkich „obraz”, jakie mogą Go próbować dosięgnąć ze strony człowieka.
Jakkolwiek uważam, że Bóg w ogóle się nie obraża (to znaczy, antropomorfizując, że przebacza, zanim jakikolwiek foch związany z obrazą mógłby w Nim powstać), to niestety obraz obrażonego (jeśli nie więc obrażalskiego) Boga mocno zakorzenił się w naszej pobożności. Stało się tak zwłaszcza za sprawą radykalnych interpretacji średniowiecznej teorii Anzelma z Canterbury, który opisywał grzech, posługując się metaforą relacji senior-wasal. I chyba trzeba się temu obrazowi przeciwstawiać. Bo jeśli mamy znaleźć motywację do przebaczania uraz, to trudno ją będzie znaleźć poza Wcieleniem.
W 449 roku papież Leon I tak pisał do Flawiana, patriarchy Konstantynopola: „Ten, który pozostając w postaci Bożej stworzył człowieka, w postaci sługi stał się człowiekiem (…). Diabeł chełpił się, że człowiek, zwiedziony jego oszustwem, utracił Boże dary i obrabowany z wiana nieśmiertelności podległ twardemu wyrokowi śmierci. (…) Myślał, że Bóg, czyniąc zadość wymogowi sprawiedliwości, zmienił swój wyrok w stosunku do człowieka (…). Dlatego potrzebne było, ażeby (…) niezmienny Bóg, którego wola nigdy nie może wyzbyć się łaskawości — dopełnił powziętego z miłości swego pierwotnego zamiaru wobec nas poprzez bardziej ukrytą tajemnicę”. Wcielenie.
To szatan liczy na to, że Bóg trwale obrazi się na grzech człowieka. I on też liczy na to, że pozostaniemy w stanie obrazy.
sprzągł 😉 (Dobrze byłoby, żeby żal sprzągł się w naszym doświadczeniu z emocjonalną także chęcią przebaczenia.)