Wycinanki z papieru kojarzą się pewnie z zajęciami plastycznymi w przedszkolu oraz z folklorem łowickim czy kurpiowskim. Mniej znane są u nas wycinanki żydowskie – sztuka ściśle związana z religią.
Pokaźny zbiór takich prac autorstwa Moniki Miriam Krajewskiej jest właśnie prezentowany w warszawskim Muzeum Etnograficznym na wystawie „Szukam Raju”.
Każdą z pokazanych tam wycinanek można by długo analizować, sięgając po książki przybliżające symbolikę Drzewa Życia, menory, zwierząt: lwa, jelenia, orła. (O znaczeniu tych stworzeń w sztuce żydowskiej przeczytamy m.in. w artykule samej autorki „Potwory i wzory” na łamach pisma „Midrasz”. Jak zauważa Monika Krajewska: „Szczególna rola zwierząt w sztuce żydowskiej pochodzi też stąd, że w myśl drugiego przykazania zabronione jest przedstawianie postaci ludzkich”). Można też wgłębiać się w zestawienie tych znaków z biblijnymi cytatami wprowadzonymi w przestrzeń wycinanki pięknie skrojonymi literami hebrajskimi – dla wielbicieli typografii samo ich podziwianie starczyłoby za atrakcję.
Z pewnością dopiero pewna porcja wiedzy o judaizmie pozwoli zrozumieć sens zawarty w wycinankach Moniki Krajewskiej, jednak ich warstwa estetyczna przemówi także do osób bez takiego przygotowania. Dwie rzucające się w oczy cechy tych prac to misterność i misteryjność. Subtelne, ażurowe utkanie zachwyca samo w sobie, a jednocześnie daje poczucie, że stoimy wobec czegoś, co jest tajemnicą – potężne i delikatne zarazem.
Mieliśmy kiedyś okazję z mężem uczestniczyć w warsztatach wycinanek prowadzonych przez Monikę Krajewską, bodaj w ramach festiwalu Warszawa Singera. Mam do tej pory prace, które wtedy wykonaliśmy – te koślawe i przyciężkie próby dobitnie pokazują mi, jak trudno zapanować nad kartką papieru tak, by prowadząc linię (a wszystko ma być ze sobą połączone), zachować harmonijną kompozycję i nie uszkodzić materiału.
Wycinaliśmy wówczas białą kartkę, którą nakładaliśmy później na kolorowy karton stanowiący tło. To tylko jedno z rozwiązań stosowanych przez Monikę Krajewską. Sięga ona po zróżnicowane techniki, także zupełnie nowe w stosunku do tradycyjnych wycinanek żydowskich, wykorzystuje m.in. fotografię, kolaż i frotaż.
Ten ostatni definiowany jest jako technika odciskania faktury przedmiotów na papierze przez pocieranie grafitem (brzmi mniej obco, gdy przypomnimy sobie zabawę z dzieciństwa z odbijaniem na papierze monety). Frotaże Moniki Krajewskiej, które przejęły na siebie kształty nagrobnych płaskorzeźb, są przejmujące. Wyeksponowane przy oknie, wpuszczają światło przez drobne nacięcia (to wycinanka zupełnie innego typu), stając się szczególnego rodzaju witrażem.
Podprowadzają one do poruszającego cyklu „Płonący”, w którym charakterystyczna dla wycinanek harmonia znika – symetria zostaje zaburzona, w miejsce falistych linii roślin pojawiają się kolczaste ostrości, wycinanki poddane są destrukcji, nadpalone, rzucone na pastwę ogromowi czerni czy też przechylone, jakby spadające w otchłań. Autorka w dołączonym do wystawy folderze mówi o tym cyklu następująco: „To moje requiem dla przedmiotów ceremonialnych, które zostały unicestwione wraz ze społecznościami, które je tworzyły i pielęgnowały. Jeżeli los ten spotkał synagogi i cmentarze, to cóż dopiero koronkowe wycinanki. Ocalały okruchy”.
Sztuka wycinanki zaczęła zanikać w społeczności żydowskiej na przełomie XIX i XX wieku. W Izraelu odrodziła się dzięki Gizie Frankel, natomiast w Polsce jej renesans zawdzięczamy m.in. Annie Małeckiej-Beiersdorf, Marcie Gołąb i właśnie Monice Krajewskiej. Warto jej prace porównać z dziełami pozostałych artystek, choćby po to, by zacząć wychwytywać, co należy do typowych cech wycinanki żydowskiej, a w czym zaznacza się specyfika danego twórcy.
Wystawa „Szukam Raju” pokazuje, że wycinanka żydowska nie jest skostniałym powielaniem wzorców sprzed wieku. Monika Krajewska jest w stanie za jej pośrednictwem mówić o tym, co ją porusza: o pełnym grozy pięknie Tatr (cykl „Tatry i Psalmy”), narodzinach i śmierci, najważniejszych momentach ludzkiego życia, takich jak ślub czy wejście w dorosłość.
W związku z tym rodzi się we mnie pytanie, które w równym stopniu dotyczy malowanych dziś przez chrześcijan ikon – one także, choć są tworzone według kanonu, pod pędzlem dobrego ikonografa mówią własnym głosem i nabierają indywidualnych cech artystycznego wyrazu, jak te pisane przez Mateusza Środonia, Lubov Yatskiv, Ivankę Demchuk czy Kiko Argüello. Patrzę na nie, patrzę na wycinanki Moniki Krajewskiej i jednej rzeczy nie rozumiem, więc spytam: czemu tak żywa sztuka nie znajduje swojego miejsca w muzeach sztuki współczesnej?
Szukam Raju. Wycinanki Moniki Krajewskiej
Państwowe Muzeum Etnograficzne w Warszawie, 15 marca – 31 maja
Nie znajduje miejsca dlatego, że muzeami rządzą kuratorzy lansujący “sztukę kuratoryjną”. I jeszcze dlatego, że sztuka w Polsce drepce po piętach tej zachodniej, co jest naszą wielowiekową tradycją.
Wycinanki Moniki Krajewskiej są znakomite, oryginalne w czerpaniu z tradycji, świetne w wyrazie, zasługują na miejsce w muzeach sztuki współczesnej. Może kuratorzy się poprawią i docenią. Może.