Zresztą, ta moja krzywda nie była znów taka wielka. Jeżdżę do Kielc, wykładam tam na uniwersytecie. Ta praca daje dużą satysfakcję. Choć są pewne rzeczy, których jest mi żal. Staram się to cierpliwie znosić – mówi prof. Bogdan Chazan.
Sprawa prof. Bogdana Chazana wciąż wzbudza emocje. W internecie pojawia się wiele nieprzychylnych komentarzy na jego temat, często fałszywych.
Prawie rok temu – 30 kwietnia 2015 – Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła śledztwo przeciwko profesorowi Chazanowi. Obecnie toczą się sprawy o zniesławienie, w których broni on swojego dobrego imienia.
Bezpośrednio po jednej z takich rozpraw odbyła się nasza rozmowa o cierpliwym znoszeniu krzywd.
Karol Wilczyński, DEON.pl: Czytał pan zapewne wszystko, co o panu piszą w internecie. Dzisiaj rozmawiamy tuż po rozprawie sądowej. Jak pan to wszystko przeżywa?
Prof. dr hab. Bogdan Chazan: Oczywiście, chyba żaden człowiek nie lubi, gdy mówi się o nim źle. Kiedy ktoś eksponuje publicznie nasze błędy czy niedoskonałości, wyolbrzymiając je i wyprowadzając daleko idące i krzywdzące wnioski. Mam tu na myśli własne niedoskonałości i błędy.
Staram się iść „środkową drogą”, to znaczy nie odpłacać tym samym, nie szukać zemsty na kimś, kto mówi o mnie fałszywe rzeczy. A z drugiej strony staram się być pokorny, świadomy swoich – delikatnie mówiąc – niedoskonałości. Nigdy nie jest tak, że są ludzie idealni, którzy prezentują sobą absolutne dobro. Nigdy też nie ma takich, którzy są absolutnie źli. To normalne, że jesteśmy podatni na błędy i zło. I myślę, że to dobrze, gdy czasem ktoś nam te błędy przypomina. To chroni przed pychą.
Ważne jest to, by w byciu pokrzywdzonym nie uprawiać cierpiętnictwa, nie zatracić się w roli ofiary. Czasami pojawia się taka pokusa, by stawiać się ciągle w roli pokrzywdzonego i się z tym obnosić. Myślę, że ta postawa nie jest słuszna. Tak jak każda przesada.
Jak osoba obiektywnie krzywdzona może spojrzeć na siebie z takiej perspektywy? Jaki jest sposób na to, by się nie użalać, „krzywdy cierpliwie znosić”, a zarazem nie rezygnować z obrony swojego dobrego imienia?
Myślę, że podpowiedzią są słowa Jezusa w dialogu ze sługą arcykapłana Annasza, który go pobił: «Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?” (J 18, 23). Musimy bronić swojego dobrego imienia. I – kierując się zasadą złotego środka – powinniśmy zrezygnować z pragnienia zemsty, ale też nie godzić się na poniżanie.
Tak się złożyło, że rozmawiamy tuż po tym, gdy wróciłem ze sprawy sądowej. Wynikła ona stąd, że nie chciałem zgodzić się na publiczne znieważenie. Zostałem nazwany „wcieleniem szatana”, „pomyleńcem” i „człowiekiem bez sumienia” na jednym z portali internetowych. Nie jestem idealny, ale taka krytyka to przesada. Uznałem więc za stosowne, by zwrócić się do sądu. Pozew skierowałem przeciw osobie, która jest dobrze znana ze swojej wrażliwości społecznej, ale zapędziła się w swojej retoryce.
Ale czy pozywając kogoś w sądzie, nie wchodzimy właśnie w to pragnienie zemsty, która wydaje się przeciwna miłosierdziu?
To jest oczywiście bardzo ludzkie. Choć znamy słowa Jezusa, by nadstawić drugi policzek (Mt 5, 39), to w naszej naturze pojawia się pragnienie samoobrony i walki o to, co traktujemy jako swoje.
Po raz kolejny podkreślam zasadę środka. Aby nie kierować się zemstą, nie unosić się gniewem, trzeba być wielkodusznym, ale zarazem nie zobojętnionym na krzywdę. Nie można rezygnować z szukania sprawiedliwości, ale pamiętać, że nie za każdą krzywdą kryje się czyjaś zła wola. Przyczyną poczucia krzywdy może być nasz brak tolerancji dla inności drugiego człowieka, dla jego zachowań czy poglądów. Drugi człowiek musi znosić nas, pamiętajmy o tym.
Co dało panu siłę, by być cierpliwym? By znosić różne upokorzenia czy krzywdy?
Z pewnością byli to bliscy i przyjaciele. Gdy mówię im, że dziś idę do sądu, odpowiadają, że to, co mnie dzisiaj spotyka, musi być strasznie męczące. Rzeczywiście, półtorej godziny stania za barierką w sądzie jest nieprzyjemne, zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym.
Krzywda związana z wyrzuceniem z pracy spowodowała we mnie żal, który często przeżywam, choćby wtedy, gdy przejeżdżam obok szpitala św. Rodziny. Żal mi sali porodowej, żal tego, że nie mogę widzieć, jak ten szpital się rozwija, nie mogę żyć atmosferą tego miejsca. A przesiąknąłem nią przez wiele lat – niebawem minie 50 lat mojego zawodowego życia.
Bogu dziękuję, że mimo wszystko nie żyję zemstą, że pragnienie rewanżu do mnie nie dociera. Bardzo ważne jest dla mnie to, bym swoim sprzeciwianiem się krzywdzie czy niesprawiedliwości nie dawał złego przykładu, nie obnosił się ze swoim cierpieniem. Mam nadzieję, że cała ta historia nie spowodowała, że stałem się przykry dla otoczenia. Że cały czas udaje mi się nie przenosić negatywnych emocji na otoczenie.
Wiedząc, ile to będzie pana kosztować – wyrzucenie z pracy, znieważenie i tak dalej – zdecydowałby się pan na sprzeciw wobec tamtej aborcji jeszcze raz?
Z pewnością tak. Zapytałem kiedyś studentów medycyny jak widzą swoją zawodową przyszłość, kim chcieliby być w przyszłości. Jedna ze studentek odpowiedziała, że… Chazanem.
Kiedy widzę podczas rozmaitych spotkań przyjazne i uśmiechnięte twarze osób, które mnie wspierają i wierzą w to, że moja decyzja była dobra, i chcą chronić życie, to daje mi to poczucie satysfakcji. Poczucie, że było warto.
Zresztą, ta moja krzywda nie była znów taka wielka. Jeżdżę do Kielc, wykładam tam na uniwersytecie. Ta praca daje dużą satysfakcję. Choć są pewne rzeczy, których jest mi żal. Staram się to cierpliwie znosić.
Prof. Bogdan Chazan – lekarz, profesor ginekolokii i położnictwa. W 2014 powołując się na klauzulę sumienia odmówił dokonania aborcji nieodwracalnie uszkodzonego płodu.3 lipca 2014 Narodowy Fundusz Zdrowia nałożył karę 70 tysięcy złotych na Szpital im. Świętej Rodziny w Warszawie. 21 lipca Chazan został zwolniony z funkcji dyrektora szpitala. W sierpniu 2014 nakładem Wydawnictwa WAM opublikowany został wywiad-rzeka z Bogdanem Chazanem autorstwa Macieja Müllera pt. Prawo do życia. Bez kompromisu.