24 sierpnia 410 roku Wizygoci pod wodzą Alaryka zdobyli Rzym. Ze strachu przed barbarzyńcami wielu mieszkańców Italii przeprawiało się do północnej Afryki.
Przekonanie o końcu cywilizowanego świata było powszechne, wszak padł Rzym, o którym mówiono, że jest „caput mundi” – stolicą świata. Biskupem Hippony był wówczas Augustyn. Musiał się zmierzyć nie tylko z pytaniami o sens wydarzeń, ale także z falą uchodźców, która przybywała na afrykańskie wybrzeże.
1600 lat później historia zdaje się zataczać koło. Barbarzyńcy nadciągają dzisiaj od wschodu i od południa, a przed nimi – uciekający przed nimi ze strachu. Kto z nas dzisiaj gotów jest powtórzyć słowa Augustyna?
Zniszczeniu Rzymu Augustyn poświęcił cztery mowy, które były głoszone w Hipponie lub Kartaginie na przełomie lat 410/11. Tematem tych wystąpień był nie tyle sam upadek Rzymu, ale sens duchowy tych wydarzeń, które dla ówczesnych mieszkańców miały wręcz apokaliptyczny charakter. „Roma aeterna” okazywała się wcale nie być taka „wieczna”, a sam Alaryk ze swoim wojskiem zmierzał na południe, by przedostać się do żyznej Afryki. Na skutek wojen i oblężeń w Rzymie panował głód. Augustyn zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje. „Doniesiono nam o rzeczach budzących grozę: nastąpiły rzezie, pożary rabunki, morderstwa, tortury mieszkańców. Prawdą jest – wiele wtedy usłyszeliśmy, nad każdą wiadomością ubolewaliśmy, często płakaliśmy, z trudem się pocieszaliśmy. Nie wypieram się, ani nie zaprzeczam, że wiele wiadomości słyszeliśmy – bo wiele w tym mieście się wydarzyło” – przyznawał Augustyn w „Mowie o zniszczeniu Rzymu”. „Przez trzy dni Wizygoci pod wodzą Alaryka plądrowali miasto, a na ich długie, niebieskie płaszcze spływała krew dziewic” – pisze w swej nagrodzonej powieści pt. „Kazanie o upadku Rzymu” J. Ferrari. Czy Augustyn znał szczegóły tego co się działo w Italii? Tłumacz wspomnianej mowy Augustyna zaznacza, że „pogłoski, które ubarwiały i wyolbrzymiały niepomyślne zdarzenia, były szczególnie niepokojące”. Augustyn „starał się im nie poddawać; zabiegał o to, by mieć dobre rozeznanie w sytuacji i rzetelnie informować o niej swoich wiernych” (Czyż nie przypomina nam to czasami fałszywych informacji, którymi dzisiaj niejednokrotnie karmią nas media, by wzbudzić w nas strach?).
Tymczasem św. Hieronim lamentował w Betlejem. W jednym z listów pisał: „Cesarstwu został ucięta głowa. Mówiąc prawdę, z tym miastem zginął cały świat. Nie znałem nawet własnego imienia, długo milczałem, zdając sobie sprawę, że jest to czas płaczu”. Gdy wielu mu współczesnych rozpaczało, Augustyn przyjmował nadchodzące wieści ze stoickim spokojem i kierował umysł swoich wiernych ku Chrystusowi. „Dlaczego jesteś wzburzony?” – pytał Augustyn swych słuchaczy w kazaniu 81. To, co się dzieje, obecnie wzburza serca tak jak morze łódkę, w której spał Chrystus. Chrześcijanie są zgorszeni tym, że za ich czasów świat niszczeje i zbliża się do końca. Czy słusznie? „Czy twój Mistrz nie zapowiedział, że świat ulegnie zniszczeniu? Czy nie powiedział, że się kiedyś skończy? Wierzyłeś, gdy to przepowiadał, a teraz, kiedy sprawdzają się jego zapowiedzi, boisz się?” – pytał Augustyn. „Łodzią, w której śpi Chrystus, jest serce, w którym śpi wiara”. I to z nią należy patrzeć na starzejący się świat. Trzeba obudzić wiarę, jeśli jest uśpiona. „Świat jest jak człowiek, który się rodzi, wzrasta i starzeje się”. I do takiego świata przyszedł Chrystus, który wszystko odnowił: „Jezus mówi: świat odchodzi, świat się starzeje, świat dyszy zrujnowany, ale nie bój się, twoja młodość odrodzi się jak u orła!”.
W tym kazaniu Augustyna widać wyraźnie, że w żaden sposób nie zależy mu na obronie jakiejkolwiek cywilizacji, także cywilizacji chrześcijańskiej, która od stulecia się właśnie rodziła. Biskup Hippony kierował serca swoich wiernych ku górze i ku nieśmiertelności. Co więcej, człowiek ważniejszy był od jakiejkolwiek cywilizacji. „Oto za chrześcijańskich czasów ginie Rzym. Czy rzeczywiście ginie Rzym, jeśli nie giną Rzymianie? Bo czymże jest Rzym, jeśli nie są nim Rzymianie? Przecież nie chodzi o kamienie i drewno, o pałace i warowne mury. Wszystko to zostało zbudowane, aby pewnego dnia popadło w ruinę. Budując, ręka ludzka kładła kamień na kamieniu, niszcząc, ręka ludzka zdejmuje kamień z kamienia. To, co jeden człowiek zbudował, inny zniszczył. […] Dzieła człowieka popadają w ruinę, gdy będzie to wolą Boga, dzieła Boga podobnie – ulęgną zniszczeniu, gdy Mu się to spodoba. Jeśli więc dzieła człowieka nie upadają bez woli Bożej, jakżeby dzieło Boga mogło ocaleć dzięki woli człowieka? Czy nie jest prawdą, że Bóg stworzył przemijający świat, a ty sam jesteś przeznaczony do śmierci? Człowiek, który ozdabia miasto, który je zamieszkuje, który nim zarządza, przyszedł, aby odejść, urodził się, aby umrzeć, wszedł, aby wyjść. Niebo i ziemia przeminą, cóż więc niezwykłego, że miasto popada w ruinę? Jeśli nie zostanie zburzone dzisiaj, zostanie zburzone innego dnia”. Całe kazanie Augustyna jest wyrzutem skierowanym do wiernych, którym biskup zarzuca, że bardziej są zmartwieni upadkiem Rzymu niż owładnięci nadzieją życia wiecznego. Wieczność nie jest przymiotem Rzymu, ale Boga – zdaje się napominać Augustyn. Ferrari myśl tę parafrazuje w powieści, wkładając w usta Augustyna słowa: „Od kiedy to wierzycie, że mamy moc tworzenia rzeczy wiecznych? Człowiek buduje na piasku. Jeśli chcecie objąć to, co zbudował człowiek, schwytacie w ramiona jedynie wiatr. Wasze dłonie pozostaną puste, a serca smutne. I jeśli tak bardzo kochacie świat, zginiecie wraz z nim”.
Trudno powiedzieć, jaki skutek wywoływały kazania Augustyna. Czy rzeczywiście udawało mu się natchnąć swych wiernych nadzieją? Ferrari pisze, że gdy mówił „na wielu wiernych spłynął spokój”, ale słychać było także „powstrzymywane szlochy”. Augustyn nie ograniczał się jednak tylko do pociechy, wzywał także do okazywania konkretnej pomocy. W zakończeniu kazania 81 mówił: „Prosimy was, zaklinamy was, żądamy od was, współczujcie cierpiącym, przyjmijcie słabych, a dzisiaj, gdy widzi się tak wielu przybyszów, biednych i chorych, niech obfita będzie wasza gościnność, niech obfite będą wasze dobre dzieła. Niech chrześcijanie czynią to, co podoba się Chrystusowi, a poganie, bluźniąc szkodzić będą sami sobie”.
Od czasów Alaryka i Augustyna świat zmienił się niewiele. „Mężczyźni będą umierać, kobiety będą gwałcone, barbarzyński płaszcz nie raz jeszcze zanurzy się w przelanej krwi” – zapowiada Ferrari. To, co dzieje się obecnie, można czytać jak powtórzenie tamtych wydarzeń sprzed wieków. Morze Śródziemne znów stało się „mare peregrinorum” – morzem wędrowców, uciekinierów przed nienawiścią współczesnych barbarzyńców. Tylko łodzie płyną w przeciwnym kierunku. Jak pisze Ferrari, koniec świata może zapowiadać „kwadratowy żagiel mknący po błękitnych wodach Morza Śródziemnego, niosący z Rzymu do Hippony niewiarygodną wieść, że ostali się ludzie, ale ich świata już nie ma”. Dzisiaj to już nie żagiel, ale spalinowy silnik, który każe rozpychać morskie wody pod osłoną nocy. Rzymem stały się nadmorskie piaski, gdzie niegdyś stała katedra, w której kazania wygłaszał Augustyn. Rolę Hippony i nadmorskich plaż Afryki przejęła Lampedusa, do której jako pierwszy między imigrantami przypłynął Franciszek. Wiem jednak, że zamiast Augustyna i Franciszka, wielu wolałoby cytować Orianę Fallaci, pociąga ich bowiem „wściekłość i duma”.
Augustyn wiedział, czym jest państwo Boże, a czym ziemskie. I nie mylił jednego z drugim. Może właśnie dlatego z taką siłą potrafił patrzeć na świat, którego postać przemija. Czasami przemija brutalnie i krwawo. „Prześladowanie jest jak ogień. Jesteś ze złota? Ono cię oczyści. Jesteś ze słomy? Ono cię obróci w popiół” – mówił Augustyn.