Głód – jak przypomina papież Franciszek – jest skandalem. Jest skandalem objawiającym słabość naszego człowieczeństwa. Mimo rozwiniętej technologii i nadmiaru produkcji żywności na świecie statystyki mówią o setkach milionów głodujących i umierających z głodu – pisze ks. Andrzej Draguła.
Głód. Wszyscy go znamy. Każdy z nas był kiedyś głodny. Głód to stan, odczucie fizjologiczne. Pojawia się, gdy poziom glikogenu w wątrobie spada poniżej pewnego poziomu. Medycyna nazywa to hipoglikemią, niedoborem cukru. Taka jest chemia głodu. Wtedy reaguje ośrodek głodu i sytości, który zlokalizowany jest w podwzgórzu. To on nam mówi, że chce nam się jeść i uaktywnia nasz popęd pokarmowy. Szukamy jedzenia. Im bardziej jesteśmy głodni, tym bardziej rozpaczliwie. Głód bowiem zabija. Jest śmiertelny, jeśli go nie pokonamy.
Napisałem, że wszyscy go znamy. Na pewno, bo pierwsze oznaki głodu dostrzegamy już po kilku godzinach niejedzenia. Ale głód głodowi nierówny. Tego spowodowanego kilkugodzinnym postem nie da się porównać z głodem ciągnącym się tygodniami i miesiącami. Już po kilkunastu godzinach pojawia się bolesne uczucie głodu, które spowodowane jest skurczami pustego żołądka. Z czasem stają się coraz częstsze i bardziej bolesne. Człowiek jest gotów zjeść cokolwiek, by pokonać odczucie głodu. Bohater powieści Hamsuna „Głód” ssał wióry, obgryzał kość rzuconą psu, a nawet gryzł swój własny palec, by móc zjeść cokolwiek. Zdarza się, że głód popycha ludzi do aktów kanibalizmu. Także tych najbardziej odrażających, jak zjadanie własnych dzieci. „…dzieci urodzone przez siebie […] jeść je będzie w ukryciu wobec braku wszystkiego w czasie oblężenia, w nędzy, jakimi cię uciśnie wróg we wszystkich twych miastach” – mówił Bóg do Izraela, zapowiadając najbardziej przeklęty z czasów (Pwt 28,57). Ale głód zabija przede wszystkim organizm, który zaczyna karmić się sam sobą. Zjada siebie – chciałoby się powiedzieć. Waga ciała gwałtownie spada, pojawiają się zaburzenia świadomości, omamy, otępienia, apatia. A potem śmierć.
Spróbujmy to sobie wyobrazić. „Głód żarł mnie straszliwy, tak że nie miałem chwili spokoju. Przełykałem raz po raz ślinę, by się nasycić i trochę zelżało. Niedostateczne odżywianie w ciągu kilku tygodni odebrało mi siły. Najgorzej było z plecami, kłucia w piersiach mogłem się pozbyć na chwilę przy pomocy kaszlu lub skulenia się, ale na plecy i ramiona nie było rady. […] Nie płakałem, byłem zbyt słaby. Cierpiąc ogromne męki, siedziałem bezradny, nieruchomy i głodowałem. Musiałem dostać chyba zapalenia płuc, bo w piersiach paliło mnie strasznie. Żucie wiórów już nie pomagało, a męczyło jeno szczęki. Zaprzestałem walki i poddałem się. Poza tym gniotła mnie w żołądku łupina pomarańczy, znaleziona na ulicy i połknięta chciwie. Byłem chory. Tętnice w przegubach rąk nabrzmiały sino. […] Uczułem ponownie haniebny apetyt, wewnętrzną żarłoczność, która rosła z każdą chwilą. W piersiach żarło mnie bezlitośnie, odbywała się tam przedziwna jakaś czynność. Zdawało mi się, że mam w sobie tuzin maleńkich, drobnych zwierzątek, które pochylają na bok głowy i gryzą przez moment, potem przechylają głowy w drugą stronę i znowu gryzą przez moment. Następnie leżą cicho i znów zaczynają gryźć bez pośpiechu, a tam gdzie wbiły w zęby, powstają długie, puste chodniki…” (Knut Hamsun, „Głód”, tłum. F. Mirandola).
Dziękować Bogu, my, żyjący w Polsce czy w Europie, takiego głodu już nie znamy i nie doświadczamy. Choć zapewne są w naszym społeczeństwie osoby, które doznały głodu bardziej niż inne. Pamiętają głód z czasów wojny czy bezpośredniego okresu powojennego. Taki głód trudno nam sobie wyobrazić. A na zdjęcia dzieci z opuchlizną głodową obojętniejemy. Niestety. Widzieliśmy już takich zdjęć zbyt wiele, by jeszcze nas poruszały. I jeszcze to usprawiedliwiające naszą obojętność drzemiące w nas przekonanie, że głód był, jest i będzie. I nie da się go przecież ostatecznie pokonać. Nie, nie wiemy, co to prawdziwy głód. I nie wiem, czy chcemy wiedzieć.
Spośród wszystkich nieszczęść głód jest chyba klęską najstraszniejszą, choć trudno ustanawiać pierwszeństwo w nieszczęściu. Jedzenie jest potrzebą, od której nie da się uchylić. W katalogach klęsk zajmuje zawsze poczesne miejsce. W suplikacjach „Święty Boże” zaraz po morowym „powietrzu”, czyli po chorobach, wymienia się właśnie głód, a dopiero potem ogień i wojnę jako klęski spadające na człowieka. U proroka Ezechiela „cztery straszne klęski” to „miecz, głód, dzikie zwierzęta i zaraza” (Ez 14,21). Z kolei prorok Jeremiasz wielokrotnie przywołuje głód wraz z mieczem i zarazą jako przejaw zbliżającego się sądu Bożego. W historii świata głód szedł często w parze z wojną i chorobą. W Starym Testamencie był najstraszniejszą karą od Boga, zapowiadaną przez Niego wielokrotnie, gdy Naród Wybrany grzeszył niewiernością. Nie bez przyczyny też syn marnotrawny z przypowieści Jezusa poznaje smak ciężkiego głodu w dalekiej krainie, do której odszedł z domu ojca (Łk 15,14). Głód jest obrazem radykalnej utraty synowskiej godności, a jednocześnie staje się impulsem powrotu do domu.
Jeśli głód jest oznaką nieszczęścia, kary i odrzucenia, to znakiem Bożej opatrzności i troski o człowieka jest pokarm, którym pozwala On najeść się do sytości. Karmi chlebem lud wędrujący przez pustynię (Neh 9,15). W hymnie Magnificat Bóg wysławiany jest jako ten, który głodnych nasyca dobrami (Łk 1,53). Sam Jezus na pustkowiu karmi do sytości tłum, który za Nim podąża (Mt 14,20; 15,37), a wskrzeszonej dziewczynce każe dać jeść (Mk 5,43). Nawet jako Zmartwychwstały objawia się uczniom jako ten, który jest głodny. Nie tylko zasiada do uczty w Emaus, ale wprost pyta w Wieczerniku: „Macie tu coś do jedzenia?”. A kiedy podali mu kawałek pieczonej ryby, „jadł wobec nich” (Łk 24,41–43).
Głód i jego nasycenie – stany, które najpierw odnoszą się do kondycji ludzkiego organizmu, nabierają także nadprzyrodzonych znaczeń. W Starym Testamencie wspólny posiłek dopełniał przymierza między Bogiem a ludźmi. Obrazem czasów mesjańskich pozostaje uczta, którą Pan wyda na górach (Iz 25,6). Jezus z kolei zapowiada, że ma pokarm prawdziwy i nieprzemijający, a kto go spożyje, będzie żył na wieki (J 6,55). Tym pokarmem jest Jego Ciało. Od Ostatniej Wieczerzy chrześcijanie spotykają się, by przypominać sobie i powtarzać słowa, które Jezus wypowiedział przed śmiercią: „Bierzcie i jedzcie”. Pan nie chce, byśmy byli głodni.
W tej perspektywie karmienie i zaspokajanie głodu objawia się nam jako czynność daleka od banalności. Jest czynnością świętą, gdyż jej celem jest podtrzymanie życia danego przez Stwórcę. Dlatego prawdziwym postem jest „dzielić swój chleb z głodnym” – powie Izajasz (Iz 58,7). Nakarmienie głodnego jako czyn miłości (actus amoris) wyprzedza nawet przepisany prawem czyn pobożny – actus pietatis. Kiedy zarzucano Jezusowi, że On i Jego uczniowie nie wypełniają postów nakazanych prawem, Jezus przypomina historię Dawida, który – aby nasycić głód – wziął z Domu Bożego święte chleby pokładne i dał swoim towarzyszom, chociaż według prawa mogli je spożywać tylko kapłani (Łk 6,3–4).
Obowiązek zaspokojenia głodu staje się w ten sposób prawem, które wyprzedza wszystkie inne. Co więcej, jest dla Jezusa pierwszym kryterium przynależności do Niego i pierwszym sprawdzianem miłości bliźniego. W przypowieści o Sądzie Ostatecznym Jezus jako pierwszy uczynek wylicza właśnie zaspokojenie głodu: „Byłem głodny, a daliście mi jeść” (Mk 25,35). Przez tę przypowieść Jezus nadaje temu naturalnemu obowiązkowi człowieka jeszcze jeden dodatkowy wymiar: każdy czyn podjęty wobec człowieka jest czynem podjętym wobec Boga. To sam Jezus jest głodny w członkach swego mistycznego ciała. Gdy Katechizm Kościoła katolickiego mówi o sądzie, przytacza słowa św. Augustyna, który przypisuje Panu takie słowa w dniu sądu: „Najmniejszych i potrzebujących umieściłem dla was na ziemi. Ja jako Głowa zasiadłem na niebiosach po prawicy Ojca, ale moje członki trudziły się na ziemi, moje członki cierpiały niedostatek. Gdybyście dawali moim członkom, doszłoby to do Głowy” (por. KKK 1039). Jezusowe słowa pozwalają nam powiedzieć, że To sam Bóg cierpi głód w ludziach, a krzyk głodnego dociera do Jego uszu.
Głód – jak przypomina papież Franciszek – jest skandalem. Jest skandalem objawiającym słabość naszego człowieczeństwa. Mimo rozwiniętej technologii i nadmiaru produkcji żywności na świecie statystyki mówią o setkach milionów głodujących i umierających z głodu. Ale przecież to nie liczby umierają, ale ludzie – nasi bracia i siostry.
Głód jest skandalem objawiającym także słabość naszego chrześcijaństwa. Papież Franciszek podkreślał w przemówieniu skierowanym do członków Banco alimentare: „Każdy niesie ciężar cierpienia, który zdaje się czasem nie do udźwignięcia. Zawsze o tym pamiętając, umiejcie patrzeć na ich twarze, spojrzeć im w oczy, uścisnąć rękę, dojrzeć w nich ciało Chrystusa i pomóc im także odzyskać swą godność, stanąć na nogi”.
Knut Hamsun pisał o głodzie, który dotykał Norwegię w końcu XIX wieku. Współcześni głodni być może nie wyglądają aż tak – przepraszam za słowo użyte w odniesieniu do człowieka – odrażająco. Pewno tak jak bohater tej powieści czuli się i wyglądali podopieczni św. Brata Alberta. Ale głód – mówiąc eufemistycznie – nigdy nie był i nie będzie piękny. Zawsze łączy się z bezdomnością, biedą, często z chorobą, a czasami także z moralną nędzą. Głód jest brzydki. I przez tę brzydotę głodu trzeba odnaleźć piękno człowieka. Więcej jeszcze – piękno Boga.
I chcąc być uczciwym, muszę to powiedzieć: nie zawsze potrafię. I niech mi to ci głodni, których spotkałem, wybaczą. Ich sądu się boję.
Ks. Andrzej Draguła – ur. 1966. Ksiądz diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. Dr hab. teologii, prof. Uniwersytetu Szczecińskiego, kierownik Katedry Teologii Pastoralnej, Liturgiki i Homiletyki na Wydziale Teologicznym US, prof. Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu, kierownik Katedry Komunikacji Religijnej PWT, dyrektor Instytutu Filozoficzno-Teologicznego im. Edyty Stein w Zielonej Górze. Publicysta, członek Rady Naukowej Laboratorium „Więzi” i redakcji „Więzi”. Autor książek „Eucharystia zmediatyzowana. Teologiczno-pastoralna interpretacja transmisji Mszy Świętej w radiu i telewizji”, „Ocalić Boga. Szkice z teologii sekularyzacji”, „Copyright na Jezusa. Język, znak, rytuał między wiarą a niewiarą”, „Bluźnierstwo. Między grzechem a przestępstwem” i „Emaus. Tajemnice dnia ósmego”. Członek Zespołu do spraw Kompetencji Kulturowych Kościoła przy Narodowym Centrum Kultury. Uprawia „teologię na peryferiach”. Prowadzi blog Mój komentarz do wszystkiego na stronie www.laboratorium.wiez.pl. Świetnie gotuje. Mieszka w Zielonej Górze.