Zima 2024, nr 4

Zamów

Człowiek uśmiechem Boga

Tydzień Adwentu po Niedzieli Radości. Czas radości, czyli Adwent właśnie. Owszem to także czas pokutny, ale nie cierpiętniczy. Radosny czas oczekiwania na Wcielenie Boga.

Jako chrześcijanin oczekuję na Słowo, na Zbawiciela, na Radość. Życie jednak niesie ze sobą przeżycia trudne, niekiedy wręcz traumatyczne i wtedy trudno o radość. „Istnieć jest ciężko, a żyć jeszcze ciężej” – napisał znany autor, skądinąd wierzący. Ból istnienia wprowadza niekiedy człowieka w fantomatyczny ból nieistnienia. „Łatwiejszy do zniesienia, zapewniam Cię. Ile to razy zasypiając, miałem nadzieję, że się nie obudzę… bo kiedy człowiek nie był kochany, kiedy nie miał z kogo wziąć przykładu miłości, kiedy nie czuł dookoła siebie prawdziwej wiary, nie był świadkiem przenoszenia gór, to jego przyrodzona nadzieja wygasa. Wtedy myślę o odejściu”. Człowiek może zatem pragnąć śmierci, bo tak bardzo boi się życia, tak bardzo go nie umie. Jerzy Pilch, kiedy jeszcze mieszkał na dwunastym piętrze, mówił: „Już dawno bym wyskoczył, gdyby kurwa nie ten lęk wysokości”.

Jest bowiem tak, że w obliczu dramatu można zagubić się i dążyć do ostatecznej ucieczki przed złem świata i swoim własnym. Czy jest coś gorszego niżeli śmierć? – pytał starożytny myśliciel i odpowiadał, że życie, jeśli pragniesz umrzeć.

A my chrześcijanie mówimy o radości jako o naturalnym stanie człowieka wiary. Nie takie to proste, jak się okazuje. Kształt chrześcijańskiej radości, choć jest oparty na wiecznej perspektywie, w dużej mierze zależy od naszego spojrzenia na świat. Z radości chrześcijańskiej rodzi się nasze nastawienie do świata. Przez tę radość staję się optymistą, lecz nie wesołkiem z przyszytym uśmiechem. Staję się człowiekiem gotowym na przyjmowanie tego, co nam przynosi życie. Wiara we Wcielonego Boga powinna dawać nam radość, bo przecież wiemy, jak „to wszystko” się skończy. Powinna, ale…

Przywykliśmy już chyba do zagubionych, smutnych, a czasami ponurych, wściekłych z nienawiści, twarzy ludzi, których mijamy na ulicy, albo oglądamy na ekranach telewizorów. Można powiedzieć, że każdy nosi oblicze swego boga na twarzy. Dla jednych bogiem jest ich własny egoizm i pycha. Dla innych brutalna walka polityczna. Twarz chrześcijanina powinna być pełna życia. Powinniśmy nosić oblicze naszego Boga na swojej twarzy. Chrześcijanin staje się przecież narzędziem radości Boga, bo – czyż człowiek nie jest uśmiechem Boga? Powinniśmy, ale…

Wesprzyj Więź

Oto Chrystus – Bóg i Człowiek, bezinteresowny, przyszedł dla nas. I to jest radość – dobrze, zgadzam się, żadna tam chrześcijańska czy niechrześcijańska, niech będzie bez przymiotników, bo radość to radość. Przymiotników potrzebują ci, którzy sami się nie radują, ale chcieliby pilnować rozradowanego. I to oni najczęściej plotą o wartościach chrześcijańskich, nie wiedząc właściwie co to są, te wartości. Ks. Józef Tischner mówił, że wystarczy Osiem Błogosławieństw, oto wszystkie wartości chrześcijańskie.

Wiem, że radość to stan naturalny chrześcijanina, ale wiem też, że nie zawsze jest ona możliwa. Poza tym radość to uwolnienie miłości. Uwolnienie miłości, która pozostawała stłumiona. Wolność i miłość są w radości stopione w błyszczący aliaż nie do rozdzielenia.

A Bóg Wcielony to radość absolutna, tak wierzę, punkt odniesienia.

Podziel się

Wiadomość