Ksiądz z zakonu sercanów (mniejsza o nazwisko) w czasie krakowskiego wiecu z okazji miesięcznicy smoleńskiej modlił się: „Potrzebujemy dogłębnej reformy gospodarki. Potrzebujemy reformy szkolnictwa, aby respektowało ono historyczne dziedzictwo naszego narodu i przekazywało wartości, którymi naród żył przez wieki. Potrzebujemy reformy mediów, aby te służyły Polakom i narodowi, a nie sitwie. Potrzebujemy tego, aby rzetelni dziennikarze zastępowali pseudodziennikarzy. Polska potrzebuje kultury, która zastąpi antykulturę albo kulturę zdegenerowaną (…)”. A teraz kulminacja modlitwy sercanina: „Maryjo, ty, która ścierasz w proch głowę szatana, ścieraj w proch butę niektórych polityków, pseudodziennikarzy, pseudoartystów, kosmopolitów bez narodowej tożsamości, intrygantów i cyników”.
Nie mam sił tego komentować. Tylko parę słów. Uderza koncepcja Maryi, Matki Boga – Człowieka, Kościoła. Maryja, młoda Żydówka, która urodziła Jezusa, to przecież najpiękniejszy wzór chrześcijanina. I oto polski ksiądz prosi, żeby ścierała ona w proch butę ludzi, m.in. „pseudoartystów”, w domyśle m.in. Jana Klatę, ostatecznie rzecz dzieje się w Krakowie. Chryste, tak ma wyglądać modlitwa………? Jak to ścieranie w proch ma wyglądać? To profanacja modlitwy.
I druga uwaga. Duszność, zaduch, śmierdzi, po prostu śmierdzi. Kiedy modlitwa staje się fanatycznym apelem o „załatwienie” wrogów, wtedy z takiego chrześcijaństwa się wypisuję. Tak po prostu czuję. Ale to nie jest tak, że wszyscy księża modlą się w ten sposób, jak ów zakonnik; tak nie jest, ciągle nie jest, ciągle jest przestrzeń dla Boga. Na szczęście!
Kiedyś powiedział mi znajomy, że nie uznaje podziału na ludzi wierzących i niewierzących, ale na tych, którzy się modlą i tych, którzy się nie modlą. Początkowo pomyślałem, że to kolejne efektowne powiedzonko, jakich pełno w nowomowie teologów, ale potem zrozumiałem, że chodziło mu o autentyzm przeżywania wiary. Wedle pisarza Jerzego Sosnowskiego pomysł, że w kawałeczku specjalnego rodzaju pieczywa kryje się Bóg i zarazem Ktoś, kto dwa tysiące lat temu żył jako człowiek, jest wstrząsający. Pomysł, że na domiar wszystkiego można przed Nim klęknąć i z Nim pogadać, to szok, po którym już nigdy nie powinno się być tym samym człowiekiem, co przedtem. Co my z tego dzisiaj rozumiemy?
Co rozumiemy? Pytanie szczególnie zasadne po wystąpieniu owego księdza na miesięcznicy.