– Skądś pana znam… Czy pan nie jest przypadkiem świętym Mikołajem? – ktoś rzuca żartobliwie na widok starszego, postawnego mężczyzny z rozłożystą białą brodą. – pisze Ewa Kiedio.
– Nie? Szkoda. Panie Januszu, ale może przed świętami zdąży pan jeszcze nająć się na Mikołaja?
Rozmowa toczy się na płycie Metra Centrum, gdzie jak co tydzień w czwartki wspólnota Sant’Egidio spotyka się ze swoimi przyjaciółmi – bezdomnymi. Zaczyna się od rozdania przygotowanych wcześniej kanapek i herbaty, a zimą także ciepłych ubrań i zupy przywożonej przez członków wspólnoty z restauracji, którą udało się przekonać do tego pomysłu. To niewiele, kropla w morzu potrzeb – zaznaczają osoby zaangażowane w działania wspólnoty. W głównej mierze chodzi o nawiązanie z bezdomnymi relacji, wzajemne poznawanie się, rozmowę. Najpierw choćby o pogodzie, która zresztą dla człowieka pozbawionego dachu nad głową bywa sprawą życia i śmierci.
Dalej to spotkanie dwóch osób prowadzi w najprzeróżniejsze rejony: dyskusje o historii XX wieku, opowieści o najciekawszych zakątkach Warszawy, konstrukcji roweru i zdrowotnych walorach marchwi. Zdarza się, że nie udaje się wyjść poza kilka zdań o niskiej temperaturze, deszczu i wietrze. Innym razem dotyka się tematów najważniejszych, doświadczeń wewnętrznych, kwestii wiary.
Czasem odsłania się kawałek drogi, która doprowadziła tego właśnie człowieka do sytuacji bezdomności. Choroba nowotworowa żony pochłaniająca wszystkie pieniądze. Biznes, który początkowo świetnie się kręcił i nagle podupadł, a kredytodawcy byli nieubłagani. Żołnierska służba w Afganistanie, głowa pełna okropności – jak teraz normalnie żyć w Polsce? Połowa życia spędzona w więzieniu i nieumiejętność odnalezienia się w rzeczywistości.
– Za bezdomnością zawsze stoi jakaś tragedia, konflikt rodzinny, coś, co prowadzi do depresji. Wśród ludzi funkcjonuje skojarzenie: bezdomny, bo alkoholik – mówi Magdalena Wolnik, odpowiedzialna za warszawską Wspólnotę Sant’Egidio. – Tymczasem alkohol często bywa skutkiem, a nie przyczyną bezdomności. Usłyszałam kiedyś: „Spróbuj zasnąć na trzeźwo na klatce schodowej”.
Wspólnota Sant’Egidio powstała w 1968 roku w Rzymie z inicjatywy Andrei Riccardiego, wówczas osiemnastoletniego chłopaka, inspirującego się postacią św. Franciszka, pierwszymi wspólnotami chrześcijańskimi i przemianami soborowymi, otwierającymi drogę do większego zaangażowania świeckich w życie Kościoła. Wraz z małą grupą licealistów odwiedzał on położone na peryferiach baraki, zamieszkiwane przez ubogich imigrantów. Dziś do tego ruchu należy ok. 60 000 osób w ponad 70 krajach.
W Warszawie Wspólnota Sant’Egidio istnieje od 2008 roku. Zaczęło się od pięciu osób, które usłyszawszy o ruchu założonym przez Riccardiego, postanowiły spróbować tego samego na polskim gruncie. Najpierw w poszukiwaniu bezdomnych krążyli po Dworcu Wschodnim, by ostatecznie zaczepić się w parafii Wszystkich Świętych na pl. Grzybowskim. Tu obecnie już grupa kilkudziesięciu osób razem robi kanapki i modli się. Modlitwa i Ewangelia to podstawa – jak podkreślają, nie są grupą wolontariuszy. Starają się w konkretny sposób przeżywać słowa Chrystusa: „byłem głodny, a daliście mi jeść, spragniony, a daliście mi pić”. Stąd też wychodzą do bezdomnych w okolice Dworca Centralnego. Co tydzień czeka tam na nich około stu ubogich przyjaciół. Kanapka i herbata to niewiele, ale niektórzy po to wsparcie przyjeżdżają z obrzeży Warszawy. Inni bezdomni mówią, że w Warszawie, jeśli tylko się wie, gdzie pójść, nie da się głodować. Kanapka jest dla nich mniej istotna, chcą jednak porozmawiać. Od tego czasem zaczyna się zmiana, i to obu stron.
Warszawska Wspólnota Sant’Egidio odwiedza także bezdomnych tam, gdzie żyją – na peryferiach miasta, oraz jeden ze stołecznych Domów Pomocy Społecznej dla osób starszych i chorych. Raz w miesiącu zaprasza na „Modlitwę o pokój” i „Modlitwę za chorych”. Choć działania wspólnoty trwają intensywnie przez cały rok, głośno robi się o nich na portalach społecznościowych i w mediach w okolicach świąt Bożego Narodzenia w związku z Wigilią dla Ubogich. W zeszłym roku przy stołach wraz członkami wspólnoty zasiadło 350 ubogich, a w zorganizowanie tego wydarzenia zaangażowało się 450 młodych ludzi. Był karp, były wnoszone przez kelnerów pierogi i barszcz, a także prezenty dobrane do potrzeb poszczególnych osób – przecież dla wspólnoty nie są one anonimowe, ale w większości znane po imieniu. Przygotowania do tegorocznej Wigilii z Ubogimi już ruszyły pełną parą (więcej informacji na stronie www.santegidio.pl).
– Z wielką ekscytacją czekam na Rok Miłosierdzia – mówi Magda Wolnik. – W Warszawie zaczynamy od bankietu miłosierdzia, jakim co roku staje się Wigilia z Ubogimi, organizowana przez nasze wspólnoty na całym świecie. Być miłosiernym to według łacińskiego źródłosłowu „mieć serce blisko ubogich”. Miłosierdzie jest pewnym stylem życia. Zmienia relacje między ludźmi. I zazwyczaj jest tak, że spotykając ubogich, zaczynamy też powoli rozumieć, jak wielkie jest miłosierdzie Boga wobec nas samych, kim jest ten Bóg, który jak miłosierny Ojciec czeka na powracającego syna.
Ewa Kiedio – redaktor w Wydawnictwie „Więź”, współzałożycielka magazynu „Dywiz. Pismo katolaickie”, autorka książki „Osobliwe skutki małżeństwa”. Od 2013 r. należy do Wspólnoty Sant’Egidio.