Oglądany w tygodniu przedwyborczym spektakl „Loser” w reż. Árpáda Schillinga brzmi jak przestroga przed tym, jak przyszła władza może potraktować sztukę. Reżyser i twórca teatru Krétakör (Koło Kredowe) z Budapesztu nie ukrywa, że ten spektakl to otwarta krytyka Węgier Viktora Orbána. Ale to nie tylko władza jest winna upadku kultury – sugeruje Schilling. Tak samo, a może bardziej, winni są intelektualiści, których faktycznie nie ma, a świat kultury dawno przekształcił się w kabaret.
Główną bohaterką spektaklu jest Lilla, aktorka, a jednocześnie żona reżysera, który właśnie został pozbawiony ministerialnych dotacji na prowadzenie teatru. Najpierw obcięta do połowy, kwota dotacji właśnie została obniżona do śmiesznego minimum bez merytorycznego uzasadnienia, bo – jak sugeruje Schilling – na Węgrzech nie trzeba ujawniać motywów rządowych decyzji, nawet gdy chodzi o wielomilionową pożyczkę od Putina, której warunki zostały utajnione. Mąż Lilli podejmuje nierówną i bezkompromisową walkę z systemem. Ma artystyczne ambicje, chce grać sztukę wysoką, ma zamiar wystawić Czechowa… Żona okazuje się o wiele bardziej – jeśli można tak powiedzieć – pragmatyczna. Zaczyna się dostosowywać do nowej sytuacji artystycznej. Porzucając sztukę wysoką, szybko wkracza do szołbiznensu, do którego najprostsza droga prowadzi przez łóżko producenta i gotowość rozebrania się na scenie. Kto by się przejmował moralnością w czasach złych? I kiedy żona Árpáda robi karierę szansonistki, on sam zaczyna się staczać na społeczny margines. Szlachetność zdaje się więc nie popłacać, sceniczna biografia Árpáda to świadectwo postępującej degrengolady, czego fizycznym symptomem są jego obsikane spodnie i pieluchomajtki. Zwyciężają ci, którzy potrafią się przystosować. Nie ma miejsca na Czechowa i skomplikowane artystowskie i głębokie analizy sceniczne otaczającej nas rzeczywistości, na scenie trzeba się śmiać. Przecież kultura powinna dostarczać rozrywki, a lud spragniony jest kabaretów, co – swoją drogą – doskonale widać w programach polskiej telewizji publicznej.
Węgierski spektakl jest gorzką ironią na świat inteligencki i artystyczny, który jest przez niego atakowany o wiele bardziej niż władza. Tego świata nie ma – chce powiedzieć reżyser. Zajęty pisaniem projektów europejskich, podejmowaniem pseudoartystycznych działań i pozornych aktów demonstracji, ten świat oddala się od człowieka i jego konkretności. Dlatego Árpád Schilling mówi: „Mamy dość tego ograniczonego, analitycznego, artystycznego podejścia, polegającego na badaniu naszej teraźniejszości i przyszłości”. Ale to nie znaczy, że trzeba się dostosować do oczekiwań władzy. Węgierski reżyser wybiera trzecią drogę: buntu, protestu, sprzeciwu, wskrzeszając tym samym tradycję teatru krytycznego. Ten spektakl jest otwartym aktem oporu wobec rzeczywistości. „Władze podeptały nam twarze ciężkimi buciorami”, dlatego nie można milczeć. Najwyższy czas, by przekroczyć kredowe koło, którym sztuka oddzieliła się od rzeczywistości. I zacząć mówić.
Schilling przekształca osobistą historię w sceniczną opowieść tak sugestywnie, że widz szybko ulega autobiografizacji tego przedstawienia. Spektakl przemawia do nas już nie tyle opowiedzianą historią, co dramatem konkretnego człowieka, który – już sami nie wiemy – jest prawdziwym, realnym reżyserem czy jedynie fikcyjnym, scenicznym aktorem. Węgierskie przedstawienie, którego przewrotności dajemy się uwieść, pokazuje, że wciąż jest możliwy teatr polityczny, teatr jako akt obywatelskiego oporu. Trudno jednak nie poddać się wrażeniu, że w tej nierównej walce Schilling jest dość osamotniony. Wystarczy wejść na internetową stronę teatru, gdzie umieszczono prośbę o finansowe wsparcie. „We don’t play without you” – wita nas hasło. Schilling jednak dobrze wie, że o dostosowanie łatwiej niż o bunt.
“Loser”, reż. A. Schilling / Krétakör, VIII Międzynarodowy Festiwal Teatralny Dialog – Wrocław, 18.10.2015 r.