Dzisiaj (10.08.2015 r.) byłem gościem red. Cezarego Łasiczki w Radiu Tok FM. Przedmiotem rozmowy była moja książka pt. „Czy Bóg nas kusi? 55 pytań o wiarę”. Jeden tekstów tam zamieszczonych brzmi „Jak mówić o in vitro?”; jest on poszerzoną wersją artykułu, który publikowany był na łamach „Tygodnika Powszechnego”. Relacja z rozmowy, która ukazała się na portalu Radia Tok Fm oraz gazeta.pl, może prowadzić do błędnych wniosków co do moich poglądów.
1.
Nie jestem teologiem moralistą ani etykiem, w swoich tekstach zasadniczo nie zajmuję się więc zagadnieniami dotyczącymi moralnej oceny czynów. Także kwestia in vitro nie jest przeze mnie analizowana z punktu teologiczno-moralnego, lecz przede wszystkim językowego i komunikacyjnego. Ocena moralna poczęcia in vitro jest według nauki Kościoła katolickiego negatywna.
2.
Przedmiotem rozmowy był problem, jakiego języka Kościół winien używać w podejmowaniu tej kwestii na ambonie i w innych przypadkach. Zagadnienie to wymaga bowiem od mówiącego dużo wyczucia i wrażliwości.
3.
Zarówno w tekstach drukowanych, jak i w rozmowie podkreślałem, że dziecko poczęte z in vitro ma taki sam przyrodzony i nadprzyrodzony status osoby, jest człowiekiem jak każdy, jak każde – w perspektywie wiary – jest dzieckiem Bożym. Nie ma w nim żadnej ułomności, braku, wady, nie jest jakimś „gorszym” człowiekiem, dlatego niedozwolone jest mówienie o dziecku w sposób uwłaczający jego godności, np. „produkt”.
4.
Pozytywna waloryzacja wartości dziecka nie jest w żadnym wypadku jakimś rodzajem usprawiedliwienia czy „rozgrzeszenia” czynu jego rodziców. I odwrotnie: wartość moralna czynu jego rodziców, który to czyn Kościół ocenia negatywnie (jako grzech), nie jest w żadnym znaczeniu dziedziczona. Grzech rodziców nie jest grzechem dziecka.
5.
Wnioskowanie na podstawie powyższego, jakobym był zwolennikiem zapłodnienia pozaustrojowego, czyli in vitro, jest nadużyciem i nie ma żadnego merytorycznego uzasadnienia. Zainteresowanych odsyłam do książki oraz zapisu rozmowy dostępnej na portalu Radia Tok FM.
6.
Za głupie nagłówki „Ksiądz mocno!” i za sensacyjny ton tekstu nie odpowiadam. Niestety, to jest kolejny dowód nierzetelności i wybiórczego traktowania rzeczywistości przez GW i jej portal