Jeśli Kościół ma być wierny swojemu Założycielowi, powinien łączyć radykalizm wymagań z radykalizmem miłosierdzia. Jak wyglądałoby to u rozwodników żyjących w powtórnych związkach?
Od wielu miesięcy czytam pilnie kolejne publikacje dotyczące możliwości udzielania Komunii świętej osobom rozwiedzionym, żyjącym w powtórnych związkach małżeńskich. Zastanawiając się nad argumentami kolejnych mądrych autorów, szukam – przyznaję: niekiedy dość rozpaczliwie – wspólnego mianownika, który pozwoliłby stronom sporu spojrzeć na temat ze wspólnej perspektywy.
Od dawna bowiem widać, że zabawa w synodalne przeciągnie liny nie uda się. W kościelnym poszukiwaniu rozwiązania takiej kontrowersji nie może chodzić o to, że ktoś kogoś przeciągnie na swoją stronę. Nie chodzi też o kompromis. Trzeba raczej znaleźć konsensus – rozwiązanie wspólne, akceptowalne dla absolutnej większości, a przede wszystkim zgodne z Pismem Świętym i kościelną Tradycją.
Łatwy do zinstytucjonalizowania jest radykalizm wymagań. Czy jednak da się zinstytucjonalizować miłosierdzie, i to radykalne?
Przy lekturze najnowszych publikacji dostrzegłem nowy trop pozwalający zrozumieć podstawę różnic obu dominujących stanowisk. Może jego opisanie pozwoli na odnalezienie perspektywy wyjścia z impasu, w jakim znalazły się okołosynodalne dyskusje?
Radykalizm wymagań i radykalizm miłosierdzia
W kilku ostatnio opublikowanych wypowiedziach teologów pojawia się pojęcie bardzo ważne dla wszystkich autorów, choć używane w różnych znaczeniach. Tym pojęciem jest radykalizm. Na radykalny charakter słów i czynów Jezusa wskazują zarówno zwolennicy zmiany obecnej dyscypliny sakramentalnej, jak i obrońcy status quo. W istocie jednak mówią oni o dwóch różnych radykalizmach.
Jedni podkreślają radykalizm wymagań Jezusa w dziedzinie małżeństwa. Były one „radykalne w kontekście żydowskiego prawa i zwyczajów – pisze w „Gościu Niedzielnym” jezuita o. Dariusz Kowalczyk. – Chrystus bardzo wyraźnie odrzucił możliwość rozwodów, jaką dawało prawo Mojżeszowe. (…) Uczniowie, słysząc słowa Mistrza, stwierdzili nawet, że skoro sprawy tak się mają, to «nie warto się żenić»”.
Inni wskazują natomiast na radykalizm Jezusowego miłosierdzia, wyrażony w Jego czynach i postawie. Ojciec Wacław Hryniewicz w wydanej w ramach Biblioteki „Tygodnika Powszechnego” książeczce „Blask miłosierdzia” podkreśla głoszony przez Jezusa „nienaruszalny priorytet miłosierdzia”. Przekonuje, że „brak miłosierdzia stanowi jedną z najstraszliwszych herezji, za jaką kiedykolwiek odpowiedzialni byli chrześcijanie”.
Jedni i drudzy mają rację. W Jezusowej miłości do ludzi naprawdę jest i radykalizm wymagań, i radykalizm miłosierdzia. Mało tego: jedni i drudzy teologowie wiedzą dobrze również o „tym drugim” radykalizmie. Z różnych powodów wolą natomiast eksponować przede wszystkim „swoją” stronę medalu. Bywa, że skutkuje to stępianiem drugiego radykalizmu.
Połączenie obu Jezusowych radykalizmów w życiu Kościoła może się dokonać przede wszystkim poprzez ożywienie trzeciego radykalizmu – w zakresie pokuty
Dzieje się tak, moim zdaniem, gdy o. Wacław Hryniewicz – który doskonale zna i podkreśla w swoim tekście także radykalizm Jezusowych wymagań – uznaje go jednak za „wzniosły eschatologiczny ideał” podlegający historycznej reinterpretacji. Uważa: „Zakaz rozwodu ze strony Jezusa kiedyś okazywał się – ze względu na częste nadużycia – w pewnych warunkach pomocny i dobroczynny dla kobiet. Kiedy dzisiaj sytuacja się zmieniła, zakaz ten stał się pod wieloma względami trudny do realizacji, zwłaszcza dla osoby pokrzywdzonej”. Wymagania zawarte w słowach Jezusa stają się w tym ujęciu „hermeneutycznym horyzontem rozumienia Jego troski o ludzi”.
Dla odmiany o. Dariusz Kowalczyk skupia się na polemice z fałszywym, jego zdaniem, rozumieniem miłosierdzia. Według niego to właśnie „brak możliwości przystąpienia do Komunii staje się znakiem miłosierdzia, które w poszanowaniu prawdy znaków sakramentalnych szuka innych pozasakramentalnych dróg zbawienia”. Jezuita wie, że osoby rozwiedzione żyjące w powtórnych związkach małżeńskich „niekoniecznie znajdują się w stanie grzechu ciężkiego, który wymaga pełnej dobrowolności” i mogą „dojść do większej zażyłości z Bogiem niż osoby, które do Komunii mogą przystępować, ale czynią to jakby z przyzwyczajenia”. Nie przeszkadza mu to jednak kpić z teologów pytających o możliwość zmiany kościelnej dyscypliny jako przedstawicieli „«postępactwa» pt. chrześcijaństwo łatwe i przyjemne (szczególnie w sprawach seksualnych)” i z „nowomowy lewicowych ideologii, w których wytłumaczeniem wszystkiego ma być słowo «otwartość»”.
Czy da się zinstytucjonalizować miłosierdzie?
Żeby nie ugrzęznąć w jałowych jednostronnych polemikach, uczestnicy synodalnych dyskusji powinni zmierzyć się z wyzwaniem konieczności uwzględnienia – i to w całej pełni! – obu Jezusowych radykalizmów. Jeśli Kościół ma być wierny swemu Założycielowi – powinien szukać sposobu, by skutecznie łączyć w swoim życiu i swojej praktyce radykalizm wymagań z radykalizmem miłosierdzia.
Pisząc o uwzględnieniu całej pełni radykalizmów, mam na myśli zwłaszcza fakt, że ostatnio nawet u piewców Jezusowego maksymalizmu nie znajduję odwołań do wymagania najbardziej radykalnego: „każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa” (Mt 5, 28). Te słowa stały się ostatnio niewygodne nie tylko dla kościelnych liberałów, lecz chyba także dla konserwatystów.
W przypadku osób wierzących, które zerwały sakramentalną wspólnotę małżeńską i żyją w nowych związkach cywilnych, radykalizm pokuty mógłby polegać na zaproponowaniu im wieloletniej „drogi pokutnej” z odpowiednim kierownictwem duchowym
Łatwo napisać, że oba Jezusowe radykalizmy powinny być normatywne dla Kościoła. Ale czy to możliwe, żeby Kościół był jak Jezus – i radykalnie wymagający, i radykalnie miłosierny? Wcielony Syn Boży potrafił tak postępować, ale my, zwykli śmiertelnicy? Taką postawę da się, owszem, niekiedy wypracować między ludźmi. W relacjach między małżonkami czy między rodzicami a dziećmi możliwe jest (choć bardzo trudne) połączenie wysokich wymagań z bezwarunkową akceptacją. Czy jednak możliwe jest połączenie obu tych radykalizmów w ramach struktur instytucji, którą jest, chcąc nie chcąc, Kościół?
Łatwy do zinstytucjonalizowania jest radykalizm wymagań. Wystarczy zapisać te wymagania w przepisach i konsekwentnie je egzekwować. Czytelne staje się wówczas, kto nie dorasta do wyznaczonego poziomu. Czy jednak da się zinstytucjonalizować miłosierdzie, i to radykalne? Czy to możliwe zwłaszcza w tradycji Kościoła rzymskokatolickiego, dla którego tak ważne są regulacje prawne, dające się zobiektywizować i zoperacjonalizować? Niewystarczająca wydaje się tu prawosławna zasada oikonomii, która – jak pisze sam o. Hryniewicz – jest „pojęciem rozmyślnie nieścisłym, które nie rządzi się ustalonymi z góry przepisami i zastrzeżeniami”. Przede wszystkim zaś odmienne są – katolicka i prawosławna – teologie małżeństwa. W ujęciu prawosławnym to duchowny jest szafarzem sakramentu małżeństwa. Kościół może zatem rozwiązać to, co związał.
„Droga pokutna” dla rozwodników
Sytuacja jest więc trudna, ale chyba nie beznadziejna. Kościół rzymskokatolicki dysponuje bowiem narzędziem, które pozwala łączyć wymagania i miłosierdzie – jest nim pokuta. W sakramentalnej formie pokuta to okazja i do przejrzenia się w lustrze najwyższych wymagań Jezusa (rachunek sumienia, szczera spowiedź), i do oczyszczającego doświadczenia Jego miłosierdzia (przebaczenie i odpuszczenie grzechów).
Połączenie obu Jezusowych radykalizmów w życiu naszego Kościoła może się zatem dokonać przede wszystkim poprzez ożywienie trzeciego radykalizmu – w zakresie pokuty. Akurat sakrament pokuty najbardziej zmieniał swoje formy w historii. Kościół może więc i obecnie zorganizować dyscyplinę pokutną w zmieniony sposób. Myślę tu zwłaszcza o przywróceniu długotrwałej pokuty oraz dawnej kolejności praktyk, w ramach której pokutę należało w całości odbyć przed komunią.
Radykalizm miłosierdzia nie może polegać na obniżaniu wymagań. Nie chodzi o to, by „hurtowo” dopuścić do komunii wszystkich chętnych (a może nawet i niechętnych) rozwodników
W przypadku osób wierzących, które zerwały sakramentalną wspólnotę małżeńską i żyją w nowych związkach cywilnych, radykalizm pokuty mógłby polegać na zaproponowaniu im wieloletniej „drogi pokutnej” z odpowiednim kierownictwem duchowym. Byłaby to dla nich szansa uświadomienia sobie przed Bogiem: własnej winy za rozpad sakramentalnego małżeństwa; krzywd, za które ponoszą (współ)odpowiedzialność; żalu za grzechy; konieczności zadośćuczynienia za wyrządzone zło oraz uporządkowania zobowiązań wobec sakramentalnego małżonka i dzieci; pragnienia życia w duchowej komunii z Bogiem i bliźnimi. Winien to być proces długotrwały – tak, aby dać im szansę potwierdzenia wierności w cywilnym związku małżeńskim oraz życia w nim, na ile to możliwe, zgodnie z zasadami wiary. Na drodze takiej pokuty kanonicznej powinny pojawić się specjalne nabożeństwa wyznaczające poszczególne etapy duchowej wędrówki.
Docelowo droga pokutna mogłaby (choć nie musiałaby) prowadzić do przywrócenia pełnej komunii sakramentalnej – ale wyobrażam sobie, że nie wcześniej niż 10 lat po zawarciu powtórnego cywilnego małżeństwa.
Uratować spowiedź
Brzmi mało atrakcyjnie? Ale to nie może brzmieć przyjemnie. To nie mogłaby być droga szeroka i wygodna. Jezusowe wymaganie nierozerwalnej jedności małżonków jest naprawdę radykalne. Radykalizm miłosierdzia nie może polegać na obniżaniu wymagań. Nie chodzi przecież o to, by „hurtowo” dopuścić do komunii wszystkich chętnych (a może nawet i niechętnych) rozwodników. Tu nie może chodzić o powiedzenie: „wszystko jest w porządku”, bo zdecydowanie nie wszystko jest w porządku. W powtórnym związku możliwe są oczywiście dobre relacje, ale przecież (nawet psychologicznie, cóż dopiero teologicznie) człowiek zostawia istotny kawałek siebie w tamtym rozbitym małżeństwie. Nie można więc oczekiwać, że Kościół powie: wszystko jest OK, zapraszamy ponownie przed ołtarz po błogosławieństwo. Jednak coś bardzo ważnego się w życiu nie udało…
Powyższa propozycja brzmi zapewne mało zachęcająco. Tym bardziej że ostatnio radykalizm pokuty zaginął w Kościele jeszcze bardziej niż radykalizm miłosierdzia. W zachodniej kulturze katolickiej doszło wręcz do silnej marginalizacji spowiedzi. Tam zaś, gdzie praktyka spowiedzi indywidualnej przetrwała, pokutę sprowadza się często do odmówienia przysłowiowej „zdrowaśki”. Dlatego perspektywa odrodzenia pokuty radykalnej wymagałaby równoległej pracy nad ożywieniem i pogłębieniem sakramentu pojednania.
Jan Paweł II dopuścił rozgrzeszenie osób rozwiedzionych rezygnujących ze współżycia seksualnego w cywilnych małżeństwach, choć trwa sytuacja, którą trzeba uznać za grzeszną (cywilna wspólnota małżeńska po rozwodzie, tyle że bez seksu)
O potrzebie nowej teologii pokuty w kontekście Synodu Biskupów piszemy szerzej wraz z Ewą Kiedio w letniej „Więzi”. Analizujemy tam również specyficzną sytuację kościelną osób rozwiedzionych, rezygnujących ze współżycia seksualnego w cywilnych małżeństwach, aby móc przystępować do komunii. Ta sytuacja paradoksalnie może otwierać „furtkę miłosierdzia” także dla pozostałych osób. Jan Paweł II dopuścił tu bowiem rozgrzeszenie, choć trwa sytuacja, którą trzeba uznać za co najmniej nieuporządkowaną, jeśli nie grzeszną (cywilna wspólnota małżeńska po rozwodzie, tyle że bez seksu).
O możliwej nowej drodze pokuty z pewnością będą dyskutowali biskupi podczas Synodu. Wskazuje na to choćby treść synodalnego dokumentu roboczego (zwłaszcza punkt 123. „Instrumentum laboris”). Jeśli w tej dyskusji uda się połączyć radykalizm wymagań z radykalizmem miłosierdzia, to jest szansa na porozumienie wśród ojców synodalnych.
Kościół z natury jest wymagający. Wiek XX był jednak w historii duchowości okresem odkrywania miłosierdzia Boga, m.in. dzięki objawieniom św. Faustyny, a później pontyfikatowi Jana Pawła II, z doniosłą encykliką „Dives in misericordia” i ogłoszeniem Święta Miłosierdzia. Obecnie Franciszek na każdym niemal kroku podkreśla znaczenie miłosierdzia. Kościół wyraźnie może być i przedłużeniem Jezusowych wysokich wymagań, i czytelnym sakramentem Jego miłosierdzia.
Artykuł ukazał się w „Tygodniku Powszechnym” nr 30/2015. Tutaj publikujemy wersję autorską