Zima 2024, nr 4

Zamów

Polski paradoks teologii ciała

Zbigniew Nosowski, rok 2005. Fot. Anna Róg

Czasem można dzisiaj wyjść poza Jana Pawła II, nie będąc wcale przeciwko niemu.

Teologia ciała w ujęciu Jana Pawła II, gdy się pojawiała, była bardzo nowatorska. Myślę, że dla wielu środowisk w Kościele wciąż taką pozostaje.

Dzięki Karolowi Wojtyle cielesność i seksualność zostały wyrwane z objęć grzechu i włożone w ramiona Boga. Wcześniej w przekonaniu absolutnej większości katolików wszystko, co cielesne i seksualne było podejrzane, bo nierozerwalnie było związane z możliwością grzechu. Teologia ciała to zmieniła, ukazując inny sposób teologicznego właśnie – a nie filozoficznego czy moralnego – spojrzenia na ludzką cielesność, dotyk, czułość, seksualność, małżeństwo, erotykę.

W teologii ciała chodzi o odkrycie autentycznego Bożego pomysłu na człowieka, o spojrzenie na tę rzeczywistość Jego oczami. Nie można więc sprowadzać teologii ciała, jak to ostatnio się czasem dzieje, do etyki seksualnej czy antropologii filozoficznej.

Mówiąc o teologii ciała, ks. Karol Wojtyła wyprzedził swoją epokę. Ten sposób myślenia, który rozwijał w Krakowie jako młody duszpasterz, potem młody biskup (dzięki swojej przyjaźni z licznymi małżeństwami) okazał się najlepszą odpowiedzią Kościoła na wydarzenia, których on sam nie mógł przewidzieć, czyli rewolucję seksualną i obyczajową.

Jeśli chodzi o dzisiejszą znajomość tego tematu, są dwie strony tego samego medalu. W kwestii teologii ciała istnieje w Polsce przedziwny paradoks: z jednej strony mamy dużo dobrych publikacji na ten temat, a z drugiej bardzo mizerną znajomość tej tematyki wśród osób, które powinny zajmować się jej propagowaniem, czyli kaznodziejów i katechetów.

Polska to chyba jedyny kraj poza Stanami Zjednoczonymi, w którym o teologii ciała w ujęciu Jana Pawła II pisze się dużo. Lista publikacji jest imponująca. Są również ludzie, którzy potrafią Wojtyliańskie intuicje twórczo rozwijać. Nie tylko je powtarzać i relacjonować, co Jan Paweł II miał na myśli, ale iść dalej, co w tym przypadku oznacza – głębiej. Dla mnie szczególnie cenne są prace o. Ksawerego Knotza i Ewy Kiedio, które wchodzą w głąb zagadnień małżeństwa i seksualności teologicznie, a nie tylko poradnikowo. Ci autorzy pięknie opisują duchowy, wręcz mistyczny wymiar erotyki małżeńskiej.

Druga strona medalu jest jednak taka, że wśród tych, którzy powinni najbardziej propagować to podejście – czyli duszpasterzy i katechetów mających bezpośredni kontakt z młodzieżą – znajomość zagadnień teologii ciała wydaje mi się słaba. Oni wciąż są zdziwieni, gdy słyszą, że ciało „zdolne jest uczynić widzialnym to, co niewidzialne”, że erotyka przenika się z mistyką, że miłosne zjednoczenie pary małżeńskiej może być obrazem wewnętrznego życia Boga w Trójcy Świętej. Ich sposób myślenia o cielesności i seksualności jest raczej pod wpływem tradycyjnego podejrzliwego ujęcia etyki seksualnej, koncentrującego się na zakazach i nakazach.

Choć obecnie pojawiają się nowe wyzwania i trzeba szukać odpowiedzi na nowe pytania, których Jan Paweł II nie mógł stawiać, to, moim zdaniem, teologia ciała w swej istocie wciąż pozostaje aktualna i tkwi w niej olbrzymi niewykorzystany potencjał. W dyskusjach niektórzy autorzy dochodzą do wniosku, że na pewne pytania można udzielać odpowiedzi trochę innych niż święty papież. Ale przecież wierność jego dziedzictwu nie może polegać tylko na tym, że będziemy je powtarzać. Mamy tę refleksję twórczo rozwijać. Czasem można dzisiaj wyjść poza Jana Pawła II, nie będąc wcale przeciwko niemu. Uważam takie dyskusje za sytuację zupełnie normalną, nawet jeśli sam myślę inaczej.

Wesprzyj Więź

Dzisiaj należałoby skupić się przede wszystkim na katechezie dorosłych, zresztą nie tylko w zakresie teologii ciała. Ale myślę tu nie tylko o katechezie dla tzw. przeciętnych wiernych. Warto ten sposób myślenia umiejętnie przedstawiać także tym, którzy w imieniu Kościoła nauczają – naszym pasterzom, kaznodziejom, katechetom. Myślę, że bliższa znajomość tego zagadnienia dobrze zrobiłaby także biskupom, bo Episkopat zajmuje się w tej dziedzinie bardziej diagnozowaniem zagrożeń niż pokazywaniem piękna małżeństwa i rodziny.

Sami duszpasterze o teologii ciała mówią zazwyczaj niewiele i operują pewnymi sloganami. Ich lęk przed tym tematem bierze się zapewne z niewiedzy. Czasami też odpowiedzialni w Kościele obawiają się, że zbyt ciepłe i piękne mówienie o małżeństwie, o wielkości i świętości tego powołania, może np. zniechęcać kandydatów do kapłaństwa. A chodzi tu przecież o to, żeby pozytywne spojrzenie na ciało i seksualność, w duchu św. Jana Pawła II, przestało być odkrywcze, a stało się po prostu normalne.

Wypowiedź w ankiecie Katolickiej Agencji Informacyjnej „Co pozostało do realizacji z nauczania św. Jana Pawła II?”

Podziel się

Wiadomość