Zima 2024, nr 4

Zamów

O krakowskiej krytyce warszawskiego billboardu

Reakcja „Krakowa” na billboard przedstawiający św. Jana Pawła II, który ma patronować naszym codziennym wyborom, jest znamienna. I to pod wieloma względami. Zdradza bowiem, w jak różny sposób można mówić o świętości, jak ją rozumieć, jak nią żyć. Warszawskiemu Centrum Myśli Jana Pawła II nie wystarcza – jak widać – wyniesienie Karola Wojtyły „na ołtarze”. Teraz podejmuje trud, by z tych ołtarzy ten wielki Święty trafił pod nasze strzechy, a dokładniej pod nasze czaszki i w nasze serca. Cóż bowiem ze świętego na cokole, jeśli nie będzie „wmieszany” w nasze życie? Ale po kolei.

Plakat z Janem Paweł II w krawacie i w piusce jest elementem kampanii „Twoje Codzienne Wybory”, a jej twórcy chcą przypomnieć – nawiązując do daty śmierci – że „myślenie według Wojtyły” powinno być naszą codziennością. Służy temu ikonografia wykorzystana na plakacie, a ta jest oczywista. Postać Jana Pawła II uległa – że tak powiem – kontaminacji dwóch wizerunków: polityka i papieża. Oczywiście sam garnitur, krawat i błękitna koszula nie są jeszcze samodzielnym emblematem polityka, ale w kontekście słów „kandydat” oraz „wybory”, a także biorąc pod uwagę samą stylistykę plakatu wzorowaną na billboardach wyborczych, w dodatku z biało-czerwoną wstęgą w tle, nawiązanie do niekończących się kampanii wyborczych jest ewidentne. Polska jest krajem wyborów (zresztą jak wiele innych państw): niedawno były samorządowe, zbliżają się prezydenckie, potem będą parlamentarne, europejskie i tak da capo al fine. We wszystkich tych wyborach – choć czasami sobie z tego nie zdajemy sprawy – podejmujemy decyzje, które mają także konsekwencje dla naszej codzienności.

I oto teraz Centrum Myśli – zgodnie ze swoim powołaniem – prowokuje nas do myślenia, do zapytania się o to, jakie faktycznie kryteria winny nami kierować w codziennych wyborach, które – i to trzeba też przyznać – mają zawsze znaczenie polityczne. Podobno ten plakat wmanewrował Świętego w bieżącą politykę. I tak, i nie. Na pewno nie wmanewrował go w dziejącą się kampanię prezydencką, ponieważ nie ma w nim żadnego odniesienia do jakiegokolwiek kandydata czy programu. Wmieszał go jednak w tę politykę, którą tworzą nasze codzienne wybory, a te mogą mieć daleko bardziej idące, konsekwencje, gdyż sięgać mogą naszej wieczności. A ta „kampania wyborcza” trwa permanentnie, codziennie, w każdej chwili. W niej potrzebujemy „kandydatów”, z którymi będziemy się utożsamiać, to znaczy świętych, i wyborów, których oni dokonywali.

Wesprzyj Więź

Idźmy dalej. To prawda, że kalendarz liturgiczny przewiduje wspomnienie św. Jana Pawła II w październiku. Nie da się jednak uciec od daty 2 kwietnia, czy ktoś chce czy nie chce. Ta data dla współczesnego pokolenia Polaków symbolicznie przemawia bardziej niż data inauguracji pontyfikatu, który to dzień z własnej autopsji pamięta coraz mniej osób. Przypuszczam, że gdy odejdzie „pokolenie 2 kwietnia”, które przeżywało śmierć Jana Pawła II „na żywo”, ta data też spowszednieje, a pozostanie data obchodu liturgicznego. Póki co, należy – moim zdaniem – raczej wykorzystywać okazje do wspominania dziedzictwa i roli Jana Pawła II niż je ograniczać, argumentując, że poprawnie jest tylko „wtedy” i tylko „tam”. Nie ma większej „szkody” dla świętego niż ograniczyć jego kultu do dnia i miejsca, czyniąc z tego – nie daj, Boże! – monopol. Poza tym święty „od święta” to lichy święty, wolę świętego „od dnia powszedniego”. Każdego świętego, tego w szczególności.

I jeszcze o rzekomym odarciu z sacrum. Podobno tym aktem odarcia z sacrum jest pozbawienie papieża sutanny i odzianie go w garnitur, który do piuski pasuje nijak… Pewnie, że nie pasuje, gdyby pasował, nie byłoby efektu. Czy to narusza „sakralność” Świętego? Bo reinterpretuje jego kanoniczny obrazek? Moim zdaniem – przeciwnie. Na temat obrazka beatyfikacyjno-kanonizacyjnego wypowiedziałem się na łamach książki „Copyright na Jezusa”. Przytoczyłem tam całą tradycję ikonograficzną Kościoła w odniesieniu do wizerunków świętych. Pisałem, że mój największy problem z tym obrazkiem polega na tym, że jest wyretuszowaną fotografią, a papież jest „jak żywy”. Nikt nigdy w dziejach chrześcijaństwa nie chciał malować świętych „jak żywych”, ale zawsze „jak w niebie”. Istotą wizerunku świętego nie jest pokazywanie, jak wyglądał (od tego są filmy dokumentalne), ale na czym polegał jego sekret świętości. Przecież to ma być obraz do kultu, a nie do faktografii. Nikt się nie martwił wyglądem świętego, czyli jego podobieństwem do samego siebie, ale jedynie podobieństwem do Chrystusa, bo to jest podobieństwo właściwe świętemu. Jakie podobieństwo do Chrystusa wypływa z obrazu beatyfikacyjnego Jana Pawła II? – nie wiem. Jaki sekret świętości? – nie wiem. A co mi mówi plakat o świętości Jana Pawła II? Dużo więcej. Że jego świętość była codzienna, nie tylko „sutannowa”, ale i „garniturowa”, nie tylko „papieska”, ale i „człowiecza”, że – przecież! – człowiek jest drogą Kościoła. Wreszcie ktoś pokusił się, by zamiast pośmiertnego portretu symbolicznie pokazać świętość Jana Pawła II. A że świętość ta była „nowoczesna”, to i środki adekwatne.

Wyrażam więc osobistą głęboką wdzięczność Centrum Myśli Jana Pawła II w Warszawie za to, że mi przypomniało, po co w Kościele ogłasza się niektórych świętymi. Prefacja o świętych pasterzach mówi: „Jego przykład umacnia nas w dobrym życiu, jego słowa pouczają, a jego wstawiennictwo wyprasza nam Twoją opiekę”. Dziękuję za przypomnienie o tych pierwszych dwóch obowiązkach Świętego. Bo upominanie się o ten trzeci obowiązek przychodzi nam zawsze łatwo. Ut supra.

Podziel się

Wiadomość