Nawet obraz ukrzyżowanego Chrystusa może nam spowszednieć, zbanalizować się, przestać nami wstrząsać.
Ostatnio programowo nie oglądam żadnych telewizyjnych wiadomości, informacji, dzienników. To nie znaczy oczywiście, że nie wiem, co się dzieje. Słucham radia, doczytuję w Internecie. Po prostu staram się nie karmić oczu złem.
W swoim eseju o fotografii pt. „Widok cudzego cierpienia” Susan Sontag pisała, że „obrazy nas prześladują”. To prawda. Przyklejają się do powiek, nie chcą się od nich oderwać, ożywają, gdy zamykamy oczy, budzą nas po nocach. Żyją w nas i z nami.
Żyjemy w świecie pornograficznym. I nie jest to tylko pornografia nagiego ciała. O wiele bardziej ekspansywne jest pornograficzne pokazywanie ludzkiej przemocy. „Wygląda na to, że apetyt na obrazy przedstawiające ciała umęczone jest prawie tak silny jak na wizerunki ciał nagich” – twierdzi Sontag. A ja myślę, że – niestety – silniejszy, tyle że społecznie bardziej akceptowany i mniej wstydliwy. Relacje z wojen, aktów terrorystycznych, zbrojnych napadów dzisiaj bardzo często nadawane są live w telewizji. Można śledzić „na żywo” rozwój wypadków na froncie i losy odbijanych zakładników. Jak w kinie.
Kiedy w mediach pojawił się film ukazujący podpalenie żywcem jordańskiego pilota przez żołnierzy z tzw. Państwa Islamskiego, uświadomiłem sobie po raz kolejny, jaką straszną potęgę mają w sobie obrazy. Za ich pośrednictwem można panować nad naszymi uczuciami, generować w nas i nienawiść, i współczucie – w zależności od tego, które obrazy oglądamy. Konieczne jest więc oczyszczenie myśli, pamięci, wyobraźni, selekcja tego, co wpuszczamy pod powieki.
„Niewykluczone, że ascetyczne podejście do obrazów stanowi dzisiaj jedną z najważniejszych form ascezy. Czy podczas Wielkiego Postu nie powinniśmy ćwiczyć się także we »wstrzemięźliwości od obrazów« przez odpowiedni ich ograniczenie?” – zastanawia się kard. Christoph Schönborn z Wiednia. I ja się z nim zgadzam. Post oczu może być o wiele bardziej dokuczliwy, trudniejszy i wymagający od postu żołądka. Obawiam się, że obrazu trudniej sobie odmówić niż kiełbasy czy cukierka.
Już za kilka dni rozpocznie się Wielki Post. To paradoksalnie szczególnie „wizualny” czas. Będziemy się wpatrywać w obrazy Męki Pańskiej na nabożeństwach Drogi Krzyżowej. Będziemy je rozważać na Gorzkich Żalach. Średniowiecze znało praktykę zasłaniania całego ołtarza na okres Wielkiego Postu. Do dzisiaj przetrwało jedynie zasłanie krzyża na dwie niedziele przed Wielkanocą, choć bywają parafie, gdzie zasłania się także obrazy. Wszystko po ty, by w Wielki Piątek spojrzeć na krzyż odmienionym wzrokiem, spojrzeniem odzwyczajonym, oczyszczonymi oczami. „Obraz jako szok i obraz jako banał to dwie strony tej samej rzeczywistości” – pisze Sontag. I ma rację. Nawet obraz ukrzyżowanego Chrystusa może nam spowszednieć, zbanalizować się, przestać nami wstrząsać.
„A lud stał i patrzył” – te słowa z Ewangelii wg św. Łukasza relacjonujące reakcję ludzi na ukrzyżowanie Jezusa od zawsze mnie przerażały. Jest w te słowa wpisana jakaś okrutna obojętność. Nic się nie zmieniło. A może jest nawet gorzej. Okazuje się, że dzisiaj pierwszym odruchem na widok potrzebującego pomocy wcale nie jest krok w jego stronę, ale szukanie smartfona w kieszeni bądź torebce po to, by nagrać, uwiecznić, może wrzucić do Internetu. Oto świat odczuwany poprzez ekran komórki czy tableta. Taki świat zwalnia od odpowiedzialności.
„Nie miał On wdzięku ani też blasku, aby na Niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał” – już niedługo zapowie Izajasz, już na dobre przekreślając nasze estetyczne pragnienia. Prawdziwe oblicze ukrzyżowanego Pana jest bowiem poza Jego wyglądem. Oby nas nie zwiodły oczy nadmiernie przesycone widokiem cudzego cierpienia.
PS
Komentarz pochodzi z “Przewodnika Katolickiego”, 22.02.2015. Publikacja na blogu za zgodą redakcji “PK”.