Plastikiem densowych melodii z syberyjskiego bistro można się przesycić, tak samo jak można przywyknąć do oceanu skórzanych kurtek, lasu wszechobecnych obcasów (najwyższych z możliwych), do bazarowych kłótni z rynku Centralnego i do przekomarzań przechodniów sunących niespiesznie prospektami Marksa i Lenina. Jest tylko kilka rzeczy, które nie powszednieją. Przede wszystkim poczucie, że religia wycieka tu każdą szparą, wślizguje się do rozmowy w najdziwniejszych, najmniej oczekiwanych sytuacjach. W rozmowach w kolei transsyberyjskiej, w wywiadach z naukowcami, nawet w rozmowach filmowych pograniczników. Choć po 1991 r. religia jest tu tak samo chętnie jak w Europie spychana do sfery prywatnej,
to codzienność jest nią przesycona. Intymna duchowość zderza się z cyberreligiami i potężnymi produkcjami medialnymi. W popularnym reality show „Pole cudów” mierzą się ze sobą wróżki, wiedźmy i pstrokato odziani szamani. Przy odrobinie szczęścia można nawet trafić na program publicystyczny, w którym spiera się kilku proroków i każdy dowodzi, że to właśnie on jest kolejnym wcieleniem Chrystusa.
O profesorze Karpickim opowiadano mi dużo. Wspominano go w wielu miejscach, także tych oddalonych od Tomska o dziesiątki godzin podroży. Na przykład: „To pierwszy prawdziwie prawosławny człowiek. Mieszkał w akademiku. Mówiono, że chce w ten sposób być blisko studentów. A może nie miał po prostu gdzie się podziać? Wszyscy mieszkaliśmy na kupie. Najpierw zajęliśmy pierwszy pokój, później stopniowo wykurzyliśmy wszystkich grzecznych studentów z drugiego, głownie z pomocą konopi i wielogodzinnych abstrakcyjnych rozmów o religii, oblanych punkrockową muzyką, syczącą z przegrywanych taśm. Nic nie dzieje się przypadkowo, wszystko może służyć rozwojowi, albowiem Boży zamysł jest we wszystkim i wszystko przenika. Nawet krainy tak mroczne jak te, w które się zapuszczaliśmy. Przecież usiłowaliśmy się stać lepszymi”.
Mikołaj Karpicki nie mieszka już w akademiku. Siedzę z nim i z jego żoną w drewnianej, przygniecionej do ziemi chacie w samym centrum miasta.
To jest fragment artykułu. Pełny tekst – w kwartalniku „Więź” jesień 2015 (dostępnym także jako e-book).