Gdy 26 maja papież Franciszek odwiedzał Instytut Yad Vashem w Jerozolimie, wspólnie z rabinem Michaelem Schudrichem, ks. Manfredem Deselaersem i Markiem Zającem byliśmy w studiu TVP, komentując to wydarzenie dla programu „Między ziemią a niebem”. Naszą uwagę przykuł oczywiście pełen pokory i szacunku gest papieża, który – witając się z sześcioma osobami ocalałymi z Zagłady – całował ich dłonie. Osoby te symbolicznie reprezentowały 6 milionów żydowskich ofiar niemieckiego przemysłu śmierci.
Rabin Schudrich żałował w naszej telewizyjnej rozmowie, że tak niewielu Żydów – zwłaszcza w Izraelu, gdzie wiedza o chrześcijaństwie jest znikoma – zrozumie symboliczne znaczenie wzruszającego gestu Franciszka. Przecież normalnie sytuacja jest odwrotna – to katolicy na znak szacunku dla urzędu Piotrowego całują dłoń papieża, a ściśle biorąc, jego pierścień. Tymczasem Franciszek odwrócił tę sytuację, wyrażając w ten sposób głęboki szacunek wobec ofiar Zagłady (nota bene – uratowanych najczęściej dzięki życzliwości chrześcijańskich sąsiadów).
Będąc pod wrażeniem tego pięknego – i jakże czytelnego – gestu, nie przypuszczałem, że może się on spotkać z niezrozumieniem, a wręcz odrzuceniem, także wśród polskich katolików. Wieczorem ze zdumieniem przeczytałem więc dyskusję na publicznie dostępnym profilu facebookowym jednego z czołowych polskich tradycjonalistów. Publikując zdjęcie z Yad Vashem, zapytał on swych znajomych: „A to co znowu?”. Odpowiedzi nie pozostawiały wątpliwości (wszystkie cytaty oryginalne): „toooo złudzenie optyczne”, „K*a mać, to głowa mojego Kościoła???”, „Icki nas chrześcijan opluwają, a nasz Papież im łapy całuje?”, „I tak dobrze, że w rękę”, „jeszcze trochę i Franciszek wróci do całowania pantofla – tylko że jako papież będzie całował”.
Sam gospodarz profilu dostrzegł w postawie papieża „skutek dwóch herezji, które toczą ortopraksję i ortodoksję katolicką: człowieczocentryzm i dobroludyzm. Do tego dochodzi brak wiary w zupełną wyjątkowość, boską – Kościoła”. W internetowej dyskusji głos zabrał także redaktor naczelny pisma społeczno-historycznego „Glaukopis”. Najpierw rozpaczliwie zapytał: „Czy ktoś mógłby coś na ten temat do k… nędzy napisać!”, a następnie westchnął: „Cieszę się, że FSPX jest tam, gdzie jest. Mamy refugium” (FSPX to skrót nazwy Bractwa św. Piusa X, czyli zwolenników abp. Lefebvre’a, odrzucających reformy II Soboru Watykańskiego; refugium – łac. schronienie).
Kiepskim pocieszeniem jest fakt, że także poza Polską ten gest Franciszka spotkał się z podobnymi komentarzami tradycjonalistów. Tam niektórzy piszą nawet ostrzej: że to pocałunek Judasza, że to nie jest prawdziwy papież, że Franciszek jest masonem, że w ten sposób poniża i kompromituje Kościół, że najbardziej z tego faktu cieszą się wrogowie Kościoła. Cóż z tego jednak, że inni też myślą i gadają takie głupstwa? Najbardziej boli przecież, że czynią to rodacy św. Jana Pawła II, dla którego „polskość to w gruncie rzeczy wielość i pluralizm, a nie ciasnota i zamknięcie”. Że robią to ludzie, z którymi łączy mnie, wydawałoby się, tak wiele, bo wspólna wiara, ale faktycznie tak niewiele, bo widzimy świat całkowicie inaczej.
Jeśli coś może tu być pocieszeniem, to jedynie fakt, że przynajmniej nie ulega dziś wątpliwości, iż oficjalne nauczanie Kościoła katolickiego zarówno odrzuca wszelki antysemityzm, jak i zachęca do braterskiego dialogu z Żydami. W Kościele jest nie tylko nasze refugium przed współbraćmi-fundamentalistami, lecz także źródło motywacji do dalszej pracy na rzecz dialogu chrześcijańsko-żydowskiego. Zakończona pielgrzymka Franciszka to kolejny dowód, że ortodoksyjność katolika ma się wyrażać także w otwartości.