Ks. Dariusza Oko nie trzeba już nikomu przedstawiać. Stał się sławny – lubi przechwalać się, w jakich to programach telewizyjnych wystąpił i ileż to milionów ludzi je oglądało. A w tych programach – z dumą oświadcza – spierał się ze zwolennikami zagrażającej światu ideologii gender. Wydawałoby się więc, że facet jest zaprawiony w bojach i niczego ani nikogo się nie boi. A tu jednak…
W pewnym mieście w kraju nad Wisłą pewien ksiądz organizował dyskusję o gender, do której zaprosił ks. Oko. Chciał jednak, aby w dyskusji wzięła udział także jedna z autorek wiosennej „Więzi”. Ona zaakceptowała ten pomysł. Zapowiadało się bardzo ciekawe wydarzenie. Oboje dyskutanci jako chrześcijanie widzą bowiem problemy wynikające z przyjęcia genderowej wizji człowieka i związane z tym niebezpieczeństwa – tyle że postrzegają je w inny sposób, opisują je innym językiem i proponują inne rozwiązania. Warto byłoby więc posłuchać, jak dyskutują na żywo – i to nie przed kamerami.
Warto byłoby tego posłuchać – ale się nie da. Ks. Dariusz Oko stanowczo bowiem odmówił udziału w jakiejkolwiek debacie. Chce mówić sam. Albo sam, albo w ogóle.
Gdy się o tym dowiedziałem, postanowiłem sprawę tu opisać. Warto, żeby o tym wiedzieli wszyscy ludzie w Kościele, którzy tak chętnie zapraszają ks. Dariusza Oko z prelekcjami. I żeby zadali sobie pytanie: Jeśli ktoś (zwłaszcza duchowny!) nie chce rozmawiać, nie chce dyskutować, chętnie za to wygłasza własne oskarżenia, demaskacje i potępienia – cóż to ma wspólnego z Dobrą Nowiną?