Zima 2024, nr 4

Zamów

Franciszek i herezja „czystych rąk”

Na pytanie o fenomen papieża Franciszka pewno każdy ma swoją odpowiedź. Mam i ja swoją koncepcję zrozumienia jego słów, działań, poczynań, decyzji. Podpowiedział ją sam papież na spotkaniu z proboszczami Rzymu, kiedy mówił o skrajnych postawach spowiedników: laksystów i rygorystów. Jedyną poprawną postawą w konfesjonale jest miłosierdzie. Myślę jednak, że według Franciszka miłosierdzie jest w Kościele zasadą wszystkiego, nie tylko sakramentu pokuty i pojednania.

W medytacji przygotowanej dla proboszczów papież powiedział: „Ani laksysta ani rygorysta nie daje świadectwa Jezusowi Chrystusowi, ponieważ ani jeden ani drugi nie bierze odpowiedzialności za osobę, którą spotyka. Rygorysta obmywa ręce: przygważdża faktycznie osobę prawem pojętym w sposób zimny i sztywny; laksysta natomiast myje sobie ręce: tylko pozornie jest miłosierny, ale w rzeczywistości nie bierze na poważnie problemu tego sumienia, minimalizując grzech”. Nie wiem, dlaczego polskie tłumaczenie proponuje dwa różne wyrażenia: „obmywa ręce” w odniesieniu do rygorysty i „myje sobie ręce” w odniesieniu do laksysty. Różnica w tłumaczeniu sugeruje jakieś dwie różne czynności, a w konsekwencji sugeruje różne znaczenie tych czynności, co akurat w przytoczonej wypowiedzi papieża jest ważne. W tekście włoskim dwa razy użyto tego samego wyrażenia – „si lava le mani”, które można oczywiście przetłumaczyć różnie: myje sobie ręce, obmywa sobie ręce, umywa sobie ręce (to czasownik zwrotny „lavarsi”). Wyrażenie to – jak wiadomo – odsyła nas do gestu Piłata. Biblia Tysiąclecia mówi, że Piłat „wziął wodę i umył ręce wobec tłumu, mówiąc: »Nie jestem winny krwi tego sprawiedliwego. To wasza rzecz«” (Mt 27, 24).

W języku polskim utrwalił się biblicyzm „umywać ręce”, który W. Kopaliński tłumaczy następująco: „zrzucić z siebie odpowiedzialność za to, co się dzieje, co ma się stać, co się stało, oświadczyć, że jest się niewinnym” (Słownik mitów i tradycji kultury, Warszawa 1993, s. 978). Dla właściwego zrozumienia znaczenia tego gestu ważna wydaje się jego geneza. Otóż w Księdze Powtórzonego Prawa pojawia się on w kontekście znalezienia ciała martwego człowieka, którego zabójca jest nieznany. Prawo nakazywało złożyć ofiarę z młodej jałowicy, „która jeszcze nie pracowała i nie nosiła jarzma” poprzez złamanie jej karku. Następnie „wszyscy starsi miasta, które leży najbliżej zamordowanego, umyją ręce nad jałowicą, której kark złamano w rzece i wypowiedzą następujące słowa: »Nasze ręce tej krwi nie wylały, a oczy nasze jej nie widziały« […]” (Pwt 20, 6-7.) Gest ten przywołany jest także w Psalmach: „Umywam moje ręce na znak niewinności […]” (Ps 26, 6), „Czy więc na próżno zachowywałem serce czyste i w niewinności umywałem ręce?” (Ps 73, 13). Niektórzy podnoszą, że Piłat nie mógł wykonać tego gestu, gdyż był to gest typowo żydowski i raczej niemożliwy do wykonania przez Rzymianina. Prób wyjaśnień jest wiele. Niektórzy wskazują na rozpowszechnienie się tego gestu w wielu ówczesnych kulturach (wspomina o nim Wergiliusz w „Eneidzie”), inni na fakt, że Piłat przebywał w Palestynie już od 4 lat i mógł go poznać na miejscu. Tak czy inaczej, Piłat użył tego gestu, aby jego postawa była zrozumiała dla tłumu, który go nie słyszał bądź nie rozumiał, jeśli proces odbywał się po grecku. Jedno jest ważne: w obu biblijnych użyciach ten gest pojawia się w kontekście czyjejś śmierci, za którą umywający ręce nie chce wziąć odpowiedzialności.

Powróćmy teraz do papieża Franciszka i jego interpretacji gestu umycia rąk. Otóż papież używa tego gestu do zilustrowania obu postaw: rygorystycznej laksystycznej. W pierwszym przypadku człowiek zostaje skazany na pastwę prawa – „rozumianego w sposób zimny i sztywny”, co prowadzi do duchowej śmierci. Warto zauważyć, że według tekstu włoskiego papież mówi wprost, że rygorysta „przybija gwoździem do prawa” czy też „przygważdża do prawa” (inchiodare). Co robi laksysta? Minimalizuje grzech, nie bierze na poważnie problemów grzesznika. W konsekwencji pozostawia grzesznika z problemami, nie proponując na nie żadnego lekarstwa. W jednym i w drugim przypadku spowiednik zwalnia się z odpowiedzialności za życie duchowe osoby, która do niego przychodzi, skazując ją na duchową agonię. Rygorysta proponuje lekarstwo, które ostatecznie zabija chorego, laksysta natomiast wmawia choremu, że jest zdrowy, nie proponuje mu więc niczego, co pozwala nadal rozwijać się chorobie i niewidzialnie toczyć człowieka od środka. Rygorysta zostawia chorego samego wobec prawa, laksysta – samego wobec jego grzechów. W jednym i drugim przypadku żaden z nich nie „brudzi sobie” rąk bezpośrednim dotknięciem problemów drugiego człowieka, jego życia, jego grzechów czy chorób.

Wesprzyj Więź

Jedyną poprawną postawą jest według Franciszka miłosierdzie: „Prawdziwe miłosierdzie bierze odpowiedzialność za osobę, słucha ją uważnie, przybliża się z szacunkiem i w prawdzie do jej sytuacji, towarzyszy jej w drodze pojednania”. Franciszkowy „złoty środek” w podejściu do grzesznika polega przede wszystkim na słuchaniu, obecności, zbliżeniu się do grzesznika, a następnie na towarzyszeniu w drodze pojednania. Nie ulega wątpliwości, że to propozycja o wiele trudniejsza niż jedynie rygorystyczne przypomnienie normy bądź wmawianie, że nic się nie stało. Obie postawy są faktycznie pozostawieniem grzesznika samemu sobie. I obie prowadzą do jego duchowej śmierci, za którą żaden z nich nie chce wziąć odpowiedzialności.

Myślę, że to co Franciszek mówi o spowiedzi i spowiedniku bardzo dobrze ilustruje jego własną postawę jako papieża. Zresztą, to nie jest wyłącznie kwestia charakteru, latynoskiej mentalności czy jezuickiej prostoty. To przede wszystkim określona koncepcja zbawienia. Bóg, którego głosi Franciszek od samego początku pontyfikatu to przede wszystkim Bóg, który przychodzi, by dzielić los człowieka, by być z nim blisko. Jeśli dobrze rozumiem papieża, to według niego chrześcijaństwo nie jest przede wszystkim po to, by osądzać człowieka, ale po to, by z nim być. Tu trzeba szukać klucza do właściwego zrozumienia jego słów o relacji do osób homoseksualnych, troski o rozbite małżeństwa, pragnienia Kościoła ubogich czy też metafory szpitala polowego, której używa, by opisać posłannictwo Kościoła. Jedynie współobecność jest przemieniająca. Tylko w ten sposób dokonuje się miłosierdzie, które podnosi człowieka.

Papież mówił do księży, że serce, które jest zdolne do współczucia, jest sercem Chrystusa. Nasz Bóg jest przecież Bogiem sym-patycznym, co znaczy dosłownie „współ-czujący”. Jeśli miałbym powiedzieć, jaki jest nasz obecny papież, to powiedziałbym to samo: sym-patyczny, współ-czujący. I dlatego jest papieżem prawdziwie miłosiernym. Powiedzmy sobie szczerze – to nie jest łatwy program. Pokusa „umycia rąk” od odpowiedzialności za czyjeś życie jest bardzo silna. Herezja „czystych rąk” czyha bowiem zawsze i na każdego z nas. Rozciąga się poza słowami „sam sobie jesteś winien” z jednej strony a „nic się takiego nie stało” z drugiej. Może właśnie dlatego papież Franciszek wydaje się zbyt liberalny dla konserwatystów i zbyt konserwatywny dla liberałów. Jeśli tak jest, to znaczy, że jedni i drudzy nie przerobili sobie jeszcze lekcji z miłosierdzia.

Podziel się

Wiadomość