Zima 2024, nr 4

Zamów

Po pierwsze: godność. Rola ustawy zasadniczej w wolnościowym państwie

Prof. Andrzej Zoll. Fot. Adam Walanus / adamwalanus.pl

Wolność nie może być nigdy absolutna. Taka wolność prowadziłaby do chaosu i tym samym do likwidacji wolności.

Tekst wystąpienia podczas konferencji „Osoba i czyn w państwie demokratycznym. Wolność i odpowiedzialność” w Pałacu Prezydenckim w Warszawie, 11 czerwca 2014 r.

W teorii prawa toczy się już od wieków spór, czy normy prawne składające się na obowiązujący system prawny mają charakter prawa stanowionego – w tym sensie, że o powstaniu nakazu lub zakazu prawnego decyduje wyłącznie i arbitralnie ustawodawca – czy też ustawodawca jedynie odkrywa nakazy lub zakazy, które wynikają z tkwiącego w naturze porządku.

Prawo może być nieprawe

Ten naturalny porządek może być rozumiany transcendentnie, jako wywodzący się od Istoty Najwyższej, a może być też traktowany w kategoriach „ziemskich” – w znaczeniu natury rzeczy. W obu uzasadnieniach występowania niezależnego od ustawodawcy porządku rzeczy uznaje się jednak prawo natury jako pierwotne w stosunku do prawa stanowionego przez organy ustawodawcze danego państwa.

Drugą stroną sporu są pozytywiści prawniczy, którzy nie dostrzegają żadnego naturalnego porządku rzeczy stanowiącego źródło prawa, a za twórcę norm prawnych uznają jedynie ustawodawcę, który w ustalonych też przez niego procedurach ustanawia normy zawierające prawa i obowiązki.

W pierwszym ujęciu ustanowione prawo może być weryfikowane z punktu widzenia zgodności norm z wzorcem wynikającym z prawa natury. Możemy o stanowionym prawie mówić, że jest ono prawe, jeśli odpowiada tym wzorcom lub że jest nieprawe, jeśli takim wzorcom nie odpowiada, szczególnie gdy jest ono z nimi sprzeczne.

Negowanie znaczenia cywilizacyjnych korzeni nie przyczynia się do likwidowania napięć

prof. Andrzej Zoll

Udostępnij tekst

W drugim ujęciu nie można o ustalonej normie prawnej powiedzieć, czy jest ona prawa lub nie. Brak jest bowiem wzorca, z którym można by taką normę porównać. W znaczeniu pozytywistycznym o normie prawnej można tylko powiedzieć, że obowiązuje, gdyż została uchwalona w sposób przewidziany prawem. Jej ocena może być także ustalana w oparciu o zgodność takiej normy z normą hierarchicznie stojącą w systemie wyżej. Możemy również oceniać spójność przyjętej normy z pozostałymi obowiązującymi już w porządku prawnym.

Ten krótki wstęp wydał mi się potrzebny, by zastanowić się nad źródłem wolności i praw, a w szczególności tzw. wolności i praw podstawowych zwanych prawami człowieka. Czy źródło tych praw leży poza systemem prawa stanowionego i jest ono niezależne od władzy ustawodawczej, czy też źródłem tym jest wola ustawodawcy?

Spór o korzenie

Przed podjęciem próby odpowiedzi na to pytanie warto jeszcze zdać sobie sprawę z „balastu dziedzictwa cywilizacyjnego”, którym wszyscy jesteśmy obciążeni. Cywilizacja europejska wyznaczona została poprzez filozofię grecką, rzymskie prawo i chrześcijaństwo. Szczególnie chrześcijaństwo utrwaliło w Europie podmiotowość każdej jednostki ludzkiej, która – zgodnie z tą doktryną – obdarzona jest przyrodzoną i niezbywalną godnością.

Takie stwierdzenie nie przekreśla znaczenia dla cywilizacji europejskiej tradycji Oświecenia. To w tej właśnie epoce, zwłaszcza w okresie Rewolucji Francuskiej, zakwestionowane zostało teologiczne uzasadnienie godności człowieka. Sama godność, jako źródło wolności i praw człowieka, uznawana była jednak nadal i na niej, nawiązując do tej tradycji, wciąż próbujemy budować porządek prawny wyznaczający stosunek człowieka do władzy, a więc zakres wolności i praw przysługujących każdemu człowiekowi. Pamiętać jednak trzeba, że z myśli oświeceniowej wyprowadzano zarówno samą koncepcję praw człowieka, jak i jej zanegowanie w postaci systemu totalitarnego opartego na walce narodów, ras lub klas.

Spór o korzenie cywilizacji europejskiej, a raczej spór o to, do których korzeni wypada się przyznawać, nie wygasł we współczesnej Europie, a nawet staje się coraz bardziej aktualny. Wystarczy przypomnieć, że w preambule Karty Praw Podstawowych w odniesieniu do wartości, na których budowana ma być „wspólna, pokojowa przyszłość”, odwołano się jedynie do „duchowego i moralnego dziedzictwa”. Pominięto tam, na wyraźne żądanie premiera Francji Lionela Jospina, odwołanie do dziedzictwa religijnego, co niewątpliwie zawęża, a także zaciemnia obraz fundamentów cywilizacji europejskiej. Jedynie w oficjalnym tłumaczeniu niemieckim Karty pozostało odwołanie się do dziedzictwa religijnego. Dlatego ważne jest ponowne nawiązanie w tekście Traktatu Lizbońskiego (art. 1) do religijnego dziedzictwa Europy.

Negowanie znaczenia cywilizacyjnych korzeni nie przyczynia się do likwidowania napięć. Dużo lepiej „dzieleniu ze sobą pokojowej przyszłości” służyć będzie zrozumienie różnic, które umożliwi dialog. Do istotnych cech kultury opartej na fundamentach chrześcijańskich, szczególnie podkreślonych w pracach II Soboru Watykańskiego, należy tolerancja wobec postaw innych, wobec odmiennego od chrześcijaństwa światopoglądu.

Podkreślenie tej spuścizny, a nie jej zacieranie, stanowić może podstawę do pokojowego współistnienia narodów tworzących Europę z innymi narodami i z przybyszami do Europy wnoszącymi z sobą inny, odmienny od europejskiego, świat wartości. Podkreślanie tej spuścizny jest także niezwykle ważne w naszym społeczeństwie. O konsekwencjach odrywania się od korzeni mogliśmy się w ostatnim okresie boleśnie przekonać.

Co mówi polska Konstytucja?

Odpowiedź na pytanie o źródła praw podstawowych ma kapitalne znaczenie dla ustalenia charakteru tych praw. Jeżeli się bowiem przyjmie, że źródłem wolności i praw człowieka – tak jak i wszystkich innych praw – jest wola ustawodawcy, to trzeba się także zgodzić z tym, że ustawodawca jest władny takie wolności i prawa dowolnie kształtować, rozszerzać lub ograniczać, a nawet likwidować. On jest bowiem dysponentem tych praw i wolności. Jeżeli natomiast staniemy na stanowisku, że źródło wolności i praw człowieka zawarte jest w prawach naturalnych, niezależnych od władzy ustawodawczej, to oczywiście ustawodawca nie może dowolnie manipulować określaniem tych praw.

W obowiązującym dzisiaj w Polsce systemie prawnym podstawowe znaczenie ma Konstytucja jako fundament dla całego systemu. Wszystkie akty normatywne obowiązujące w państwie muszą być zgodne z Konstytucją. Uważam, że z kolei najważniejszymi artykułami Konstytucji RP z 1997 r. są: art. 30 i art. 1 w związku z art. 82.

Jeżeli staniemy na stanowisku, że źródło wolności i praw człowieka zawarte jest w prawach naturalnych, niezależnych od władzy ustawodawczej, to ustawodawca nie może dowolnie manipulować określaniem tych praw

prof. Andrzej Zoll

Udostępnij tekst

Art. 30 brzmi: „Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych”. Natomiast art. 1 stanowi, że „Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli”, a z art. 82 wynika obowiązek troski każdego obywatela o dobro wspólne. Na tych dwóch normach konstytucyjnych opiera się, moim zdaniem, cały porządek społeczny i prawny.

Konstytucja RP w artykule 30 wyraźnie wyprowadza wolności i prawa z przyrodzonej i niezbywalnej godności człowieka. Godność człowieka jest więc źródłem dla wolności i praw – godność człowieka, a nie ustawodawca. W art. 30 Konstytucji polski ustrojodawca wyraźnie przyznaje, że to nie on jest dysponentem wolności i praw człowieka. Są one bowiem związane z przyrodzoną i niezbywalną godnością człowieka. Chodzi tu o każdego człowieka w tym sensie, o którym mówił papież Jan Paweł II w encyklice „Redemptor hominis”, że „chodzi […] tutaj o człowieka w całej jego prawdzie, w pełnym jego wymiarze. Nie chodzi o człowieka «abstrakcyjnego», ale rzeczywistego, o człowieka «konkretnego«, «historycznego»” (RH 13). Każdy człowiek jest obdarzony bowiem godnością z samej racji swojego człowieczeństwa i nie może ani on sam, ani nikt inny go tej godności pozbawić. Władza publiczna ma tę godność szanować i chronić.

Godność ponad wolnością

Z takiego usytuowania godności człowieka w stosunku do wolności i praw wynika jeden bardzo ważny wniosek. Żadna wolność i żadne prawo nie może sprzeciwiać się godności człowieka. Z tego punktu widzenia polska Konstytucja wzorowo określiła miejsce godności człowieka. Uczyniła to znacznie lepiej niż np. Karta Praw Podstawowych Unii Europejskiej, gdzie godność człowieka wymienia się w tym samym szeregu obok wolności, sprawiedliwości i solidarności.

Nie jest to problem pozbawiony znaczenia praktycznego. Weźmy np. pod uwagę interpretację art. 13 Karty Praw Podstawowych deklarującego zakaz ograniczeń wolności sztuki i badań naukowych. Na gruncie Karty, skoro wolność wymieniona została obok godności człowieka, brak jest w samej Karcie argumentów pozwalających jednoznacznie rozstrzygnąć dylemat, czy godności człowieka albo wolności sztuki lub badań naukowych należy dać pierwszeństwo w razie konfliktu tych wartości. A przecież konflikt jest zawsze możliwy. Dzieło artysty może jednoznacznie godzić w godność człowieka, badania naukowe mogą traktować istotę ludzką czysto przedmiotowo.

Na gruncie polskiej Konstytucji nie ma w wypadku takiego konfliktu żadnej wątpliwości. Żaden rodzaj wolności i żadne prawo nie mogą być chronione, jeżeli godzą w godność człowieka. Nie mogą bowiem pozostawać w sprzeczności do źródła, z którego się wywodzą. Wolność, także wolność sztuki i badań naukowych, nie są wartościami stojącymi obok godności człowieka, nie jest to ten sam poziom w hierarchiach wartości. Tylko godność człowieka ma charakter przyrodzony i niezbywalny. Wszystkie inne wartości podlegają w większym lub mniejszym stopniu ograniczeniom.

Polski lęk przed wolnością

Już w 1993 r., a więc zaledwie w kilka lat po odzyskaniu niepodległości, ks. prof. Józef Tischner w pierwszym zdaniu otwierającym zbiór esejów pod znamiennym tytułem „Nieszczęsny dar wolności” pytał: „Czy nie stajemy się dziś ofiarami nowego, nie znanego nam dotąd lęku – lęku przed wolnością?”. Zaraz po kilku wierszach tekstu spotykamy jego odpowiedź na przytoczone pytanie: „Może się mylę, ale często – bardzo często – widzę, jak nasz lęk przed wolnością staje się większy niż lęk przed przemocą”.

Ksiądz Profesor nie mylił się, a następne lata polskiej transformacji niestety tylko potwierdziły zjawisko lęku przed wolnością. To ostatnie twierdzenie może w pierwszym momencie szokować. Niestety jednak jest prawdziwe. Coraz bardziej tęsknimy za silną władzą, za władzą, która wprowadzi porządek, zwiększy nasze poczucie bezpieczeństwa, aprobujemy tym samym nasze ograniczenie wolności i to w stopniu, który nie odbiega wiele od stanu z taką odwagą i determinacją zwalczanego w czasach PRL.

Tylko godność człowieka ma charakter przyrodzony i niezbywalny. Wszystkie inne wartości podlegają w większym lub mniejszym stopniu ograniczeniom

prof. Andrzej Zoll

Udostępnij tekst

Jakie są źródła lęku przed wolnością? Wolność, szczególnie w naszym narodzie, była przecież spostrzegana zawsze jako najwyższa wartość. To prawda, że w większym stopniu wartość ta była utożsamiana z niepodległością, a więc z wolnością zbiorową narodu i możliwością suwerennego tworzenia państwa, ale zwłaszcza po II wojnie światowej coraz silniej pojawiało się również żądanie przywrócenia wolności jednostce. Powstanie „Solidarności” w 1980 roku, poza jednoznacznym nurtem niepodległościowym, związane było już wyraźnie z walką o wolność i prawa człowieka, wynikające z jego przyrodzonej i niezbywalnej godności.

Dążeniom do odzyskania wolności indywidualnej i poszanowania praw jednostki nie towarzyszyła jednak w dostatecznej mierze dążność do pogłębienia w społeczeństwie, w świadomości poszczególnych osób, troski o dobro wspólne. Odzyskaniu w 1989 roku wolności nie towarzyszyło uświadomienie sobie odpowiedzialności za dobro wspólnoty, w której się żyje – szerszej niż jednie dobro rodziny, swojej miejscowości, gminy, małej ojczyzny – za dobro Polski. W zbyt małym stopniu nastąpiło skojarzenie wolności z odpowiedzialnością. Zbyt słabe jest powiązanie praw człowieka i obywatela z jego obowiązkami wobec drugiego człowieka i wobec wspólnoty.

Im więcej wolności, tym więcej odpowiedzialności

Lęk przed wolnością, o którym pisał ks. prof. Tischner, to w istocie rzeczy lęk przed odpowiedzialnością, to chęć ograniczenia, pozbycia się dużej części odpowiedzialności. Musimy jednak zrozumieć, że między wolnością i odpowiedzialnością musi zachodzić równowaga, a raczej sprzężenie zwrotne. Im więcej wolności, tym więcej odpowiedzialności – i odwrotnie. Przerzucanie części odpowiedzialności na kogoś innego, np. na organy władzy, musi się łączyć z ograniczeniem wolności.

Wolność oczywiście nie może być nigdy absolutna. Taka wolność prowadziłaby do chaosu i tym samym do likwidacji wolności. Gdyby sparafrazować popularne przed kilkunastu laty, ale nie najmądrzejsze hasło „róbta co chceta” i zastosować je do reguł ruchu drogowego: „jedźta jak chceta” – to oczywiście ruch uliczny byłby sparaliżowany i w ogóle bylibyśmy pozbawieni możliwości poruszania się pojazdami mechanicznymi. Utracilibyśmy na tym odcinku ludzkiej aktywności naszą wolność. Ograniczenia wolności, ze względu na troskę o dobro wspólne, ze względu na konieczność przestrzegania praw drugiej osoby, są niezbędne.

Zasada dobra wspólnego i zasada godności człowieka nie pozostają względem siebie w opozycji, ale uzupełniają się i wzajemnie wzmacniają

prof. Andrzej Zoll

Udostępnij tekst

W tym kontekście nasuwa się pytanie: ile wolności można bezpiecznie oddać, płacąc w ten sposób za zwolnienie się z części odpowiedzialności? Ile odpowiedzialności musimy pozostawić, aby nie dopuścić do nadmiernego zniewolenia?

Źródłem wolności i praw człowieka, jak była o tym mowa, jest zgodnie z art. 30 Konstytucji, przyrodzona i niezbywalna godność człowieka. Można więc próbować odpowiedzieć na postawione pytanie następująco: mogę zrezygnować tylko z takiej części wolności, która jest niezbędna dla troski o dobro wspólne. Pozostawiona mi wolność musi być wystarczająca, abym był w stosunkach pomiędzy mną a władzą i pomiędzy mną a innymi osobami fizycznymi lub prawnymi traktowany podmiotowo. Przedmiotowe traktowanie sprzeciwiałoby się bowiem mojej przyrodzonej i niezbywalnej godności. Z takiego koniecznego quantum wolności nie wolno mi zrezygnować. Z odpowiedniego też quantum odpowiedzialności zwolnić się, ze względu na konieczność ochrony mojej podmiotowości, po prostu nie mogę.

Godność a dobro wspólne

Drugim filarem polskiego porządku prawnego jest dobro wspólne rozumiane jako konstytucyjny element Rzeczpospolitej Polskiej. W art. 1 Konstytucji jest wyraźnie podkreślone, że państwo jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli. Konstytucja nakłada na obywateli obowiązek troski o to dobro. Jest to jeden z nielicznych obowiązków wymienionych w Konstytucji (zresztą wszystkie pozostałe obowiązki można sprowadzić do troski o dobro wspólne).

Sposób redakcji art. 1 Konstytucji jest identyczny z określeniem w art. 2 Rzeczypospolitej Polskiej jako demokratycznego państwa prawnego urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej. Gdy przyjrzymy się bliżej zasadzie demokratycznego państwa prawa, to niewątpliwie bardziej chodzi w tym wypadku o wypowiedź programową niż opisową, właśnie o zasadę, a nie o regułę. Demokratyczne państwo prawne jest ideą, do której realizacji zmierzamy.

Czy można mówić też w tym samym znaczeniu o Rzeczypospolitej Polskiej jako dobru wspólnym? Uważam, że szczególnie w kontekście art. 82 Konstytucji ta wypowiedź ustrojodawcy ma charakter deskryptywny, opisujący fundamentalną dla porządku prawnego wartość związaną z realnym stanem rzeczy.

Zastanówmy się, jaka zachodzi relacja pomiędzy wskazanymi przeze mnie dwoma filarami porządku społecznego i prawnego: godnością człowieka i troską o dobro wspólne. Czy są to wartości antagonistyczne, czy komplementarne? W jaki sposób może być usuwany konflikt, który powstanie w realiach życia społecznego? Czy godność człowieka może w kontekście zasady troski o dobro wspólne podlegać ważeniu?

Wesprzyj Więź

W polskim porządku konstytucyjnym brak jednoznacznej wypowiedzi na ten temat. Brakuje normy zawartej w art. 2 Europejskiej Konwencji o ochronie praw człowieka i godności istoty ludzkiej wobec zastosowań biologii i medycyny. Norma ta ma następującą treść: „Interes i dobro istoty ludzkiej przeważa nad wyłącznym interesem społeczeństwa lub nauki”. Ze względu na to, że Rzeczpospolita Polska, mimo podpisania Konwencji w 1997 r., do dziś jej nie ratyfikowała, norma ta może stanowić jedynie teoretyczny wzorzec. Nie stanowi jednak niestety normatywnego odniesienia dla określenia relacji pomiędzy godnością człowieka a dobrem wspólnym.

Istnieją argumenty przemawiające za pierwszeństwem, z punktu widzenia Konstytucji, wartości, jaką stanowi dobro wspólne, w stosunku do godności człowieka. Marek Piechowiak, autor znakomitej monografii „Dobro wspólne jako fundament polskiego porządku konstytucyjnego”, wskazuje tu na umiejscowienie określenia obu wartości w tekście Konstytucji. O Rzeczypospolitej jako dobru wspólnym mowa jest w art. 1, podczas gdy o godności dopiero w art. 30 Konstytucji. Nie jest to oczywiście argument jedyny. Jednakże, jak to wykazał Piechowiak, jeżeli przez troskę o dobro wspólne będzie się rozumiało tworzenie optymalnych warunków dla rozwoju człowieka w jego społecznym kontekście, to uznać należy, że zasada dobra wspólnego i zasada godności człowieka nie pozostają względem siebie w opozycji, ale uzupełniają się i wzajemnie wzmacniają. Ten punkt widzenia bardzo mi odpowiada.

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” nr 3/2014

Podziel się

1
Wiadomość