Zima 2024, nr 4

Zamów

Nie dano szansy pojednaniu

A jednak… Abp Henryk Hoser podjął decyzję o usunięciu ks. Wojciecha Lemańskiego z urzędu proboszcza w Jasienicy. Konflikt ten jest bardzo skomplikowany, wielopłaszczyznowy i długotrwały. Sposób rozwiązania tej sprawy mógł stać się wzorowym pozytywnym przykładem radzenia sobie przez Kościół z trudnymi wewnętrznymi problemami. Niestety, przejdzie jednak do historii jako podręcznikowy wręcz przykład, jak nie należy konfliktów rozwiązywać.

Nie dano tu wystarczającej szansy pojednaniu, które przecież w sprawach nabrzmiałych musi dojrzewać powoli. Jan Paweł II napisał kiedyś, że pojednanie nie może być mniej głębokie niż sam podział. Na to potrzeba czasu. W tym jednak przypadku – pomimo podejmowanych prób mediacji – biskup warszawsko-praski postanowił szybko podjąć surową decyzję administracyjną, która żadnego problemu nie rozwiązuje, a tylko stwarza nowe. Nie pozwolono dojrzewać pojednaniu.

Wesprzyj Więź

Usunięcie Lemańskiego z probostwa ucieszy jego nieprzyjaciół (zwłaszcza tych z Kurii warszawsko-praskiej, którzy najmocniej zachęcali biskupa do stanowczości). Decyzja ta nie daje jednak pozytywnej odpowiedzi przede wszystkim na kluczowe pytanie: o rolę niepokornych w Kościele. Pisałem tu o tym niedawno, odnosząc się do meritum sporu w tej sprawie (i com napisał, podtrzymuję). Przecież w historii Kościoła – obok licznych świętych pokornych – istnieją także wielcy niepokorni święci, którzy za swego życia surowo upominali nawet papieży. Sądzę, że gdyby np. Katarzyna Sieneńska żyła współcześnie, to swoje listy do biskupów zapewne ogłaszałaby w mediach (i to w mediach uznawanych przez wielu za wrogie Kościołowi). Dla takich niepokornych (nawet mniej świętych niż Katarzyna) trzeba znajdywać odpowiednie miejsce w misji Kościoła tu i teraz, a nie spychać ich przedwcześnie do domu emerytów.

Wyjątkowo ironicznie brzmi w tym kontekście końcowe zdanie biskupiego dekretu: „Dziękując za dobro, które dokonało się przez posługę Księdza…”. Abp Hoser od kilku lat nie reagował przecież na żadne listy, których autorzy pisali o dobru, jakiego doświadczyli dzięki ks. Lemańskiemu. Wedle wszelkiej dostępnej mi wiedzy, biskup ani razu nie odwiedził jasienickiej parafii, przez lata nie potrafił wskazać swemu podwładnemu żadnych dobrych stron jego działalności, nie powierzył mu zadań, w których duszpasterz mógłby rozwijać swoje szczególne charyzmaty. Nie potrafił również przyjaźnie rozmawiać z nim o popełnianych przez niego błędach. Piętnował je za pomocą dekretów lub poprzez inne działania osób działających w imieniu biskupa. A wymiana zdań przy okazji kolejnych upomnień i dekretów to przecież zupełnie co innego niż możliwość rozmowy jak człowiek z człowiekiem (a może nawet: chrześcijanin z chrześcijaninem?) o wzajemnym poczuciu zranienia i krzywdy. Bo poczucie zranienia niewątpliwie się tu pojawiło z obu stron.

Dziś nagle – przy okazji dekretu o usunięciu z probostwa – okazuje się, że jakieś dobro jednak się dokonało przez posługę ks. Lemańskiego. Księże Arcybiskupie, a co z ludźmi, którzy tego dobra realnie doświadczali? Wielu z nich czuje się teraz, jakby ich spoliczkowano. Co mam im odpowiadać? Czy ta sytuacja nie przynosi „poważnej szkody i zamieszania we wspólnocie Kościoła”? Co mamy robić, żeby nie wybrali drogi, jaką poszła Agnieszka Ziółkowska (zob. komentarz ks. Lemańskiego: „A jednak apostazja”)? Bo przecież chyba nam zależy, żeby oni trwali przy Chrystusie i w Kościele?

Podziel się

Wiadomość